[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cz³owiek obdarzony jegozdolnoœci¹ widzenia móg³ dostrzec wiele potwornych prawd.Szuka³em prawdy, botym razem nie spostrzeg³em jej wystarczaj¹co wczeœnie.Mo¿e nie chcia³em.By³azbyt piêknie opakowana, jak to czêsto bywa najmroczniejszym z³em.Mo¿e toportret Eleanor zbyt mocno zajmowa³ moj¹ uwagê.Mo¿e powinienem siê dok³adnieprzyjrzeæ temu w³aœnie.Stantnor przerwa³ mi gestem.- Osiem morderstw, generale.Twoje maleñstwo zabi³o oœmiu ogólnie porz¹dnychludzi.Czterech zwabi³a na bagna w posesji Melchiora.— Gdy tylko przyj¹³em dowiadomoœci, ¿e to Jennifer by³a zbrodniark¹, wszystkie elementy natychmiastsame powskakiwa³y na swoje miejsce.- D³ugo siê zastanawia³em, co mieli zesob¹ wspólnego.Wszyscy byli dziwkarzami, a ona udawa³a, ¿e jest do wziêcia.Wywabia³a ich, a póŸniej zabija³a i zostawia³a.Dziêki temu ci¹gle wali³em³bem w mur, kiedy siê zastanawia³em, czy ona mog³a to zrobiæ.Jak przenosi³acia³a? Przegapi³em oczywist¹ odpowiedŸ: potrafi³a ich nak³oniæ, ¿eby sami zani¹ poszli.Najbardziej musia³a siê napracowaæ, ¿eby wypchn¹æ Chaina z balkonuczwartego piêtra, i potem drugi raz, gdy zepchnê³a zbrojê na Kaida.Mo¿e dlatego reagowa³em tak powoli, ¿e morderstwa nie wygl¹da³y, jakbypope³ni³a je kobieta.Nie potrafi³em uzmys³owiæ sobie, ¿e w domu pe³nym Marineska¿dy mo¿e myœleæ jak oni i ka¿dy mo¿e byæ równie bezpoœredni i krwio¿erczy.Kto by wpad³ na to, ¿e kobieta mog³aby tak œmia³o ruszyæ z garot¹ Kef sidhe nawyszkolonego komandosa?Popatrzy³em na Jennifer, przypomnia³em sobie nasz spacer po cmentarzu.Chcia³amnie wtedy zabiæ, teraz to zrozumia³em.Ofiarowa³em jej nieoczekiwan¹ chwilêdobroci, i to uratowa³o mi ¿ycie, a jej odebra³o szansê bezkarnoœci.- Wiem kto i jak, ale wci¹¿ nie mam pojêcia po co.Pêk³a.Œmia³a siê, p³aka³a i gada³a z szybkoœci¹ stu s³Ã³w na sekundê bez cieniasensu.Chyba mia³o to coœ wspólnego ze strachem, ¿e jeœli bêdzie wiêcejspadkobierców ni¿ ona i kucharka, maj¹tek zostanie rozprzedany, a wtedy niepozostanie jej nic innego, jak tylko wyjechaæ do tego przera¿aj¹cego œwiata,który odwiedzi³a tylko raz, maj¹c czternaœcie lat.Myli³em siê.Nie pope³ni³a oœmiu morderstw, tylko jedenaœcie.Za³atwi³a równie¿tych trzech, których œmieræ wydawa³a siê ca³kowicie naturalna i przypadkowa.Przyzna³a siê.Zach³ystywa³a siê pych¹.Wyœmiewa³a wszystkich, bo a¿ do tejpory udawa³o jej siê wszystkich wykiwaæ.Stantnor, oszo³omiony, gapi³ siê na ni¹ przez ca³y czas.Wiedzia³em, o czymmyœli.Co takiego zrobi³, ¿e na to zas³u¿y³?W³aœnie mia³em mu to wyjaœniæ, gdy Morley wzi¹³ mnie za ramiê.- Garrett!- Co?- Czas na nas.Robota skoñczona.Doom ju¿ wyszed³.Zakoñczy³ swoj¹ pracê, Eleanor spoczywa³a w spokoju.Kucharka próbowa³a pocieszyæ i ug³askaæ Jennifer, jednoczeœnie usi³uj¹cwypracowaæ uk³ad pokojowy z sam¹ sob¹.Dziewczyna nie by³a jej dzieckiem,ale.Stantnor zatopi³ wzrok w portrecie córki, zagl¹daj¹c weñ g³êbiej ni¿ktokolwiek, z wyj¹tkiem samego Bradona.Mo¿e ujrza³ w³asny udzia³, jaki mia³ wstworzeniu tego potwora.Nie czu³em dla niego cieniu litoœci, choæ bardzostara³em siê znaleŸæ j¹ w sobie.Po prostu jej tam nie by³o.A potem dosta³ ataku.Który, trwa³ i trwa³, i trwa³.- Garrett czas iœæStary umiera³.Kiepsko.Morley nie chcia³ zostaæ na imprezie.Peters sta³ jak skamienia³y i têpo wpatrywa³ siê w genera³a.Nie wiedzia³em corobiæ.By³o mi go ¿al.Otrz¹sn¹³em siê z emocji jakie mnie opanowa³y.- Stantnor jest mi cos winien – warkn¹³em do Morleya – Ca³e honorarium ijeszcze trochê wyda³em na dokopywanie siê odpowiedzi na jego pytania.Niewydaje mi siê ¿eby zechcia³ zaczekaæ na rachunek.Spojrza³ na mnie dziwnie.Taka uwaga nie pasowa³a do mojego charakteru.- Nie - Poprosi³, choæ nie wiedzia³ co mam zamiar zrobiæ: - Zostaw to.Zapomnijo wszystkim.Nie bêdziesz mi musia³ p³aciæ.- Nie - Porwa³em obraz przedstawiaj¹cy Eleanor.- Oto moje honorarium.Oryginalny Bradon.Genera³ nic nie powiedzia³, poch³oniêty umieraniem.Spojrza³em na Petersa.Wzruszy³ ramionami.Co go to obchodzi.- Garrett - krzykn¹³ Morley.By³ chyba przekonany, ¿e mam zamiar zrobiæ coœ,czego bêdê póŸniej ¿a³owa³.- Czekaj jeszcze jedn¹ cholern¹ minutê! – Wci¹¿ mia³em tu jeszcze coœ dozrobienia – Kucharko, co masz teraz zamiar zrobiæ?Spojrza³a na mnie, jakbym zada³ jej najg³upsze pytanie œwiata.- To, co robi³am zawsze, ch³opcze.Bêdê dbaæ o dom.- Daj mi znaæ, gdybym móg³ pomóc.- Teraz poszed³em za Morleyem.O starym nawetnie pomyœla³em.Gdyby za drzwiami znajdowa³ siê lekarz, zdolny mu jeszczepomóc, chyba nawet nie przysz³oby mi do g³owy, ¿eby mu wspomnieæ o k³opotachgenera³a.Razem z Morleyem zeszliœmy na dó³, nios¹c obrazy i moje rzeczy.Peters sta³ wdrzwiach westybulu.Spogl¹da³ na wielki hol takim wzrokiem, jakim jaspogl¹da³em na obraz Bradona przedstawiaj¹cy bagno i wisielca.Sier¿anttrzyma³ w d³oni szpadel.Mia³ kilka grobów do wykopania.Ciekaw by³em, czy ktoœpostawi Stantnorowi choæby kamieñ nagrobny.- Nie wiem, czy potrafiê ci podziêkowaæ, Garrett
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL