[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dostrzegł mnie i byłem z tego zadowolony.Potrzebowałem czasu do namysłu.Werner Siepen z Hamburga to z pewnością dobrze podbudowana i dobrze udokumentowana tożsamość.Jost prawdopodobnie konstruował tę postać latami.Pasowała do niego.Zachodnio-niemiecki paszport, który łączył się z postacią, był bez wątpienia nieskazitelny, a na Majorce tylko nieliczni mogli zauważyć, że jego niemiecki akcent nie był całkiem z Hamburga, a jeszcze mniej było takich, których to obchodziło.Ale popełnił błąd używając nazwiska Siepen w Genewie.Jeśli chodziło o mnie, był spalony.Wystarczyło mu teraz o tym powiedzieć, ale w taki sposób, by zarazem wiedział, że jeśli zgodzi się odpowiedzieć na kilka pytań, nie będzie musiał się niczego obawiać z mojej strony.Ciągle mnie nie dostrzegał.Sączyłem swoją brandy i zastanawiałem się, jaki sposób byłby najlepszy, aby zbliżyć się do niego.Mógł być spalony, ale miał silną pozycję.Moja słabość polegała na tym, że ciągle nie wiedziałem, kim był naprawdę.Ci którzy to wiedzieli, jego byli zwierzchnicy, prawie na pewno doszli już do wniosku, że ich były szef wywiadu był połową spółki znanej pod nazwą Arnold Bloch.Rzecz jasna, nie zamierzali rozgłaszać swego wniosku, jeśli nie zostaliby do tego zmuszeni.Polityczne skutki takiej rewelacji byłyby strasznie kłopotliwe.Kiedy wybuchł skandal z Interkomem, pułkownik Jost miał do wyboru dwa wyjścia.Wyjście pierwsze to pozostać na stanowisku, a jeśli pojawiłyby się podejrzenia i padłyby niewygodne pytania, trzymać się twardo, zaprzeczać wszystkiemu i liczyć na to, że mu uwierzą.Wyjście drugie oznaczało uprzedzenie pytań, pozosta wienie za sobą ludzi z purpurowymi twarzami, by sami wyciągnęli swoje wnioski, i przeobrażenie się w Wernera Siepena.Mądrze lub nie, wybrał wyjście drugie.Utracił co prawda swą emeryturę i dobre imię, ale kto potrzebuje emerytury pułkownika, kiedy posiada w banku milion franków szwajcarskich, i kto przejmuje się utratą dobrego imienia, gdy strata pozostaje tajemnicą? Nie pozostało zbyt wiele do ujawnienia na temat Josta.Z mojej strony mogły mu grozić tylko niewygody - niewygody z ponowną zmianą tożsamości i znalezieniem innego miejsca zamieszkania.Nalewał dziewczynie wino do kieliszka, kiedy zobaczył mnie i rozpoznał.Nasze oczy spotkały się na moment, po czym dalej nalewał wino.Nie rozlał ani kropli.Miał mocne nerwy.Pomyślałem, czy nie podejść do ich stolika, ale zdecydowałem się poczekać, aż on to zrobi.Musiał się dowiedzieć, czy moja obecność tutaj była przypadkowa czy nie, i było lepiej pozwolić mu na pierwszy ruch.Jednak kiedy to uczyni, będę musiał złapać go na haczyk.Dopóki nie zrozumie, że najlepiej uwolni się od niego przyjmując moje warunki, może wsiąść rano do pierwszego samolotu odlatującego na kontynent, po prostu unikając mnie - i nic nie mogło go od tego powstrzymać.Nawet jeżeli potrafiłbym nie zgubić jego śladu - a było to pytanie bez odpowiedzi - nie miałem możliwości ścigania go po całej Hiszpanii.Pieniądze od wydawcy nie wystarczyłyby na to.Zamówiłem jeszcze jedną brandy i obserwowałem ich, jak jedzą langusty.Oboje mieli dobry apetyt.Dla zabicia czasu spróbowałem wściec się na nich, a przynajmniej na niego.W końcu Jost-Siepen przyczynił się do tego, że przeżyłem ciężkie chwile - jedne z najgorszych, przez jakie przeszedłem - i zrobił to po prostu dla pieniędzy, możliwości siedzenia na tarasie z seksowną przyjaciółką i napychania swojego żołądka langustą.I nie byłem już jedyną ofiarą tej gry dla dwóch.Latimera też zniesiono z pola.Rodzaj i rozmiary jego obrażeń pozostawały do ustalenia, ale wątpiłem, aby były powierzchowne.A oto siedział tutaj Jost-Siepen, jeden ze zwycięzców, zabawiający się jak jakiś cholerny władca i.Ale nie zdało się to na nic.Nie mogłem się rozzłościć.Jedynym uczuciem, do jakiego byłem wtedy zdolny - jeżeli jest to uczucie - była ciekawość.Bardzo chciałem wiedzieć.W końcu Siepen poprosił o rachunek i wstali, aby wyjść.Kiedy to robili, zobaczyłem, że mówi coś do dziewczyny i kiwa głową w moją stronę.Uśmiechnęła się, a potem spojrzała na mnie zdawkowo i opuściła taras.Pułkownik Jost, jak będę go dalej nazywał, podszedł do mego stolika.Wstałem.- Wydaje mi się, że spotkaliśmy się już kiedyś - powiedział po hiszpańsku.- Seftor Carter, czy tak?Nie znam hiszpańskiego.Wiedziałem, że mówi po angielsku, więc odpowiedziałem w tym języku.- Tak.Spotkaliśmy się w Genewie, pułkowniku.Jego oczy błysnęły na słowo „pułkownik”, ale uśmiechał się ciągle.- Nazywam się Siepen.- Tak - powiedziałem - pamiętam.Ale mamy wspólnych znajomych, pułkowniku, którzy znają pana lepiej niż ja.- Czy tak? - jego oczy były teraz bardzo czujne.- Charlesa Latimera, który jest pańskim sąsiadem tutaj.- Ach tak.A pan był jego przyjacielem?- Lepiej znałem Arnolda Blocha z Monachium, pułkowniku.W rzeczywistości to on zaproponował, abym przyjechał tutaj i zobaczył się z panem.Przyjął to bezczelne kłamstwo spokojnie.- Czy przypadkiem nie w sprawie finansowej?- W sprawie informacji.Mówił, że ma pan ich trochę na zbyciu.- Jaką cenę miał pan na myśli, panie Carter? - Mówił teraz bardzo cicho.- Anonimowość pułkowniku - powiedziałem.- Pańskie tutaj odosobnienie.Zacisnął wargi, a potem skinął głową.- Nie widzę powodów, dlaczego nie mielibyśmy o tym przynajmniej porozmawiać.Może jutro? Albo pojutrze?- Wszystko jedno kiedy.- Zrobił ruch jakby chciał wyjść, więc mówiłem dalej szybko.- Pułkowniku, kiedy spotkaliśmy się ostatnio, dał mi pan pewną radę.Powiedział pan, że człowiek rozumny poddaje się chętnie naciskom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL