[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Koœció³ – da³ siê s³yszeæ g³os kapelana – nie widzi w tym procederze nicniedozwolonego, z drugiej strony pogañski zwyczaj nie jest te¿ dla niegowi¹¿¹cy.Jeœli wiêc jutro albo kiedykolwiek indziej oœwiadczycie, ¿e chceciezrezygnowaæ z tytu³u, godnoœci i brzemienia, nie bêdziecie niczym zwi¹zani.– Chcê jednak – powiedzia³ pan Ludwik zdecydowanie – poddaæ siê niebiañskiejmocy mojej wiary; ona kaza³a mi poci¹gn¹æ na wojnê o ten kraj, który straci³em.Teraz odnoszê zwyciêstwo, poniewa¿ podoba siê Bogu na Jego sposób podarowaæ namtê ziemiê obiecan¹.Tej woli muszê byæ pos³uszny.W namiocie da³o siê s³yszeæ westchnienie ulgi.Król usiad³ przyt³oczonyciê¿arem swej decyzji, ale jakby z aureol¹ wokó³ g³owy, co jest udzia³em tylkowybranych.– Zawo³ajcie rzezañca – oznajmi³ – i powiedzcie mu, ¿e dziœ wieczorem bêdziemygotowi!William pospieszy³ na dwór i przyprowadzi! Gamala Mohsena do namiotu, gorliwiedo niego przemawiaj¹c.Naczelny eunuch pad³ w milczeniu na kolana, pokry³poca³unkami wyci¹gniêt¹ rêkê monarchy i oddali³ siê.Chcia³em tak¿e odejœæ, alekonetabl mnie zatrzyma³.– Swojego sekretarza i zawodnego t³umacza, nie wiedzieæ czemu nie dosta³ onbatów – wtr¹ci³ mrukliwie – mo¿ecie sobie zabraæ, seneszalu.Pan król niepotrzebuje ju¿ jego us³ug i miejmy nadziejê, nigdy nie bêdzie potrzebowa³! –dorzuci³ na zakoñczenie.William sk³oni³ siê przed królem.– Wasza Królewska Moœæ mo¿e mnie przepêdziæ jak psa, ale jeœli bêdziecie mniepotrzebowaæ, jestem zawsze na wasze wezwanie.Król uœmiechn¹³ siê ³askawie.– Bêdziemy o was pamiêtaæ, Williamie z Roebruku!Mój sekretarz opuœci³ wraz ze mn¹ pawilon.– Nie rozumiem obrzezanych – zwierzy³ mi siê, ledwie siê znaleŸliœmy pozazasiêgiem g³osu.– Partia dworska jest przecie¿ za skojarzeniem naszej Jezy zniejakim Mus¹, dzieckiem jeszcze!– Jakie to ma znaczenie – pouczy³em go – i kto wam powiedzia³, ¿e partiadworska, a wiêc kamaryla zgrupowana wokó³ su³tanki, przemawia jednym g³osem?– Mog¹ byæ zgodni – doda³ mój przebieg³y William – nie tylko by naszego królawywy¿szyæ, lecz tak¿e by go usun¹æ!– No, jednak siê ju¿ czegoœ nauczyliœcie przy szachach.Królowi groziniebezpieczeñstwo, jeœli wejdzie do piramidy i jeœli do niej nie wejdzie.Musimy zatem siê zatroszczyæ, ¿eby nikt wiêcej nie dosta³ siê do wnêtrza.Naturalnie poza Jez¹!– Jeza? – przerazi³ siê William.– Dziewczynka jest bardziej zagro¿ona ni¿wszyscy inni.Iwo Bretoñczyk jest tutaj!– Wiem, dlatego nie zdo³aliœcie przed królem otworzyæ gêby ze strachu, ¿e Anjoumóg³by wam j¹ zatkaæ na zawsze.Z Bretoñczykiem musimy siê liczyæ, ale kto pozatym mia³by jeszcze Jezie zagroziæ?– Su³tanka nie pozwoli siê przez ni¹ zrzuciæ.– Su³tanka?– Tak, Szadszar!– Kto mo¿e pomóc?– Tylko jedna osoba! – odpar³ mój William i zostawi³ mnie, nie wyjaœniwszy, okogo chodzi.Po po³udniu su³tanka Szadszar ad-Durr kaza³a forsownym marszem zanieœæ siê wlektyce z Kairu do Gizy.Za¿¹da³a natychmiast od Ibn Wasila, ¿eby j¹zaprowadzono do pa³acu, do jej komnat.Kronikarz t³umaczy³, ¿e wzbudzi³oby toniepotrzebn¹ sensacjê, poniewa¿ tam zatrzyma³a siê jej rywalka, i z trudemuda³o mu siê odwieœæ su³tankê od tego zamiaru.Nie powinien by³ przypominaæ o Jezie, teraz bowiem Szadszar plu³a jadem i¿Ã³³ci¹, chcia³a z miejsca udaæ siê do haremu, a¿eby ma³ej uzurpatorce w³asnymipaznokciami wydrapaæ oczy, obci¹æ nos i ma³e piersi, jeœli ju¿ jej wyros³y.Prawie si³¹, wœród wielu usprawiedliwieñ ze strony Ibn Wasila i straszliwychprzekleñstw su³tanki, zaniesiono j¹ nad Nil, aby na zakotwiczonym tam statkupoczeka³a do wieczora.O rytualnym spotkaniu z królem Ludwikiem nikt jej nicnie powiedzia³.Szadszar czeka³a na schadzkê ze swym potajemnym kochankiem Husamem ibn abi’Alim, który j¹ powiadomi³, ¿e spodziewa siê u jej boku opuœciæ piramidê jakonie kwestionowany przez nikogo regent Egiptu.Nie uwa¿a³a go za szczególnieuzdolnionego do tego urzêdu, ale w³aœnie pró¿noœæ i s³aboœæ niedawnegonamiestnika Kairu obiecywa³y jej, Szadszar ad-Durr, Matce Halila, niezak³Ã³conekontynuowanie rz¹dów, do których siê ju¿ przyzwyczai³a.A teraz z powodu jakiegoœ chrzeœcijañskiego dziewuszyska musia³a tkwiæ nazwyk³ej transportowej barce jak jakaœ.– Przysiêgnijcie mi, Ibn Wasilu, ¿e dziœ w nocy zak³ujecie na moich oczach têhurysê, w przeciwnym razie nie zrobiê ¿adnego kroku w stronê piramidy!Kronikarz przysi¹g³ na klêczkach, zastanawiaj¹c siê jednoczeœnie, jakie to jestuczucie, gdy siê cz³owieka zabija w³asn¹ rêk¹.Tak czy tak zreszt¹ zamierza³ pozbawiæ ksiê¿niczkê m³odego ¿ycia, alebynajmniej nie w krwawy sposób, nie znosi³ widoku krwi.Myœla³ o uduszeniu Jezyza pomoc¹ jedwabnego sznura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL