[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem odwracam się pospiesznie twarzą w kierunku tablicy programowania i włączam parter.Nie mam odwagi obejrzeć się za siebie.Oddycham pospiesznie, powtarzając w myślach zaklęcie obronne, lecz tym razem niewiele to wszystko pomaga.Tu w Cameo vortex działa nieporównanie silniej niż w rezerwacie, czy nawet Delft.Winda staje i drzwi otwierają się z cichym szmerem.Przede mną hall pełen dziennego światła.Wyskakuję z windy i czuję, że serce mi zamiera: w hallu nie ma nikogo.- Alicja! Żadnej odpowiedzi.Sala recepcyjna wydaje się jakaś inna, nieporównanie rozleglejsza i wyższa niż widziałam ją po raz pierwszy.Przypomina raczej ogromną, obrosłą kurzem i pleśnią komnatę starego, walącego się zamczyska niż hall nowoczesnego hotelu.Jest to oczywiście złudzenie, nowy zwid wywołany anomalią i nie powinnam zbytnio przyglądać się temu co widzę.Muszę jednak odnaleźć Alicję i Toma.A jeśli są tu gdzieś w pobliżu, a ja utraciłam zdolność ich dostrzeżenia i usłyszenia? Czy halucynacja może polegać na blokadzie określonych postrzeżeń? Prawda, że w hipnozie takie zjawiska występują, lecz vortex zdaje się działać na innej zasadzie.- Tom! Gdzie jesteś?!Nadal otacza mnie cisza.W głębi hallu widziałam stolik i kilka foteli.Może tam ich znajdę? Muszę sprawdzić!Oddycham pospiesznie starając się opanować lęk.Zamiast foteli i stolika widzę cztery, siedzące na ziemi w kucki, pokraczne wiedźmy.- Tom! Alicjo!Wiedźmy siedzą bez ruchu, wpatrując się we mnie fosforyzującymi ślepiami.Tu nie ma Toma ani Alicji, to są tylko zwykłe meble.Ale gdzie się oni podzieli? Może Tom zmienił się w oczach Alicji w coś tak potwornego, że dziewczynka uciekła przed nim na ulicę, albo gdzieś się schowała, a on poszedł jej szukać i zabłądził? To zupełnie prawdopodobne.A może Alicja źle zaprogramowała piętra i przez pomyłkę wysiedli na piątym? Może czekają tam na mnie?Muszę wrócić do windy i pojechać na piąte piętro, choć perspektywa jeszcze jednej samotnej jazdy dźwigiem i krążenia po ciemnych korytarzach, napełnia mnie przerażeniem.Wiem, że muszę pokonać strach i już nawet idę w kierunku stacji wind, lecz nie potrafię się przemóc, aby spojrzeć w tamtą stronę.Czy zdołam zmusić się do wejścia do wnętrza dźwigu i zaprogramowania go.Warkot uruchomionego silnika dobiegający od drzwi wejściowych, zatrzymuje mnie w miejscu.Dźwięk jest wyraźny i znajomy - to z pewnością nasz dżip.Już z hallu, poprzez szklane drzwi widzę za kierownicą łazika wysoką postać.To z pewnością senator - obudził się i uwolnił z więzów.Czyżby chciał porwać Toma i uciec do Dusk.Wybiegam na podjazd, wskakuję na stopień i otwieram drzwi.W wozie nie ma Toma ani Alicji.Jest tylko Benedict, a właściwie monstrum bez tułowia, o wielkiej baloniastej głowie, z której bezpośrednio wyrastają ręce i nogi senatora.- Gdzie doktor Quinta i Alicja?! - wołam do niego.Monstrum odwraca ku mnie potworny szczurzy pysk i wydaje z siebie przeraźliwy skowyt.To już nie jest halucynacja - to prawdziwy obłąkańczy strach.Pospiesznie próbuję wydobyć z kieszeni puszkę z gazem usypiającym.- Panie senatorze! To ja, Agni!Mój krzyk ginie w ryku silnika.Dżip rusza tak gwałtownie, że odrzucona przez otwarte drzwi, wypadam na chodnik.Czuję ostry ból ramienia, ale chyba nic mi się nie stało.Zrywam się z ziemi i w pierwszej chwili chcę biec za uciekającym łazikiem, lecz zaraz uświadamiam sobie, że to nie ma sensu.Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów, dżip zawraca gwałtownie.Widocznie senator uświadomił sobie, że to byłam ja, a nie żaden potwór.Wybiegam z podjazdu na ulicę.Senator już mnie zobaczył.Chyba zwalnia.Nie.Znów przyspiesza.Macham rękami, aby się zatrzymał, ale on pędzi wprost na mnie.Próbuję uskoczyć.Dżip skręca w tej samej chwili w moją stronę.Rozpaczliwy skok i uderzenie błotnikiem, a może otwartymi drzwiami, odrzuca mnie aż na drugą stronę jezdni.Ogłuszający trzask, wstrząs i chyba tracę przytomność.Na jak długo - nie wiem.Leżę bezwładnie, a wokół mnie coś się dzieje, czego nie mogę zrozumieć.Ktoś mnie dotyka, obmacuje, czuję jakieś ukłucie, niezbyt bolesne.Szumi mi w głowie.Słyszę różne głosy, niektóre jakby znajome, ale nie rozumiem ani słowa.Czuję dym i spaleniznę, jest chyba wieczór i robi mi się zimno.Potem stwierdzam, że leżę na czymś miękkim i chyba ktoś mnie wiezie samochodem, bo czuję od czasu do czasu lekkie wstrząsy.Zaczynam nawet dostrzegać światło.Jednocześnie ogarnia mnie senność i zmęczenie, tak że nie chce mi się nawet otworzyć oczu.Czuję dziwne kołysanie.W głowie mi się kręci.Znów ktoś zaczyna obok mnie rozmawiać.Dwóch mężczyzn.Mówią chyba o mnie.Są zaniepokojeni, że nie odzyskuję przytomności.Głosy są znajome, bardzo znajome.Poznaję - to Hans Oriento i Martin.Martin! Ogarnia mnie radość, a zarazem chce mi się płakać.Chciałabym, aby to była prawda, nie zaś nowy majak.Aby tak już zostało.na zawsze.4.Pierwsze wrażenie po odzyskaniu przytomności, to tępy ból w całym ciele i „piasek” w oczach.Szarawa mgła otacza mnie ze wszystkich stron i dopiero po kilku minutach ustępuje miejsca zasłonie z gęstej siatki, rozwieszonej nad posłaniem.Leżę na pryczy czy może składanym lóżku w jakimś ciasnym i ciemnym pomieszczeniu, do którego światło i powietrze dostaje się przez wąski otwór zasłonięty siatką.Nie jest to z pewnością pokój szpitalny, ale też chyba nie cela więzienna.Raczej coś w rodzaju szałasu lub namiotu z plecionych mat i grubej folii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL