[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.347IMBRYKBył sobie pewnego razu imbryk do herbaty, dumny z porcelany, z której był zrobiony, dumnyze swej wysmukłej szyi i z dużego ucha.Miał on szyję z przodu, ucho z tyłu i o tym wciążmówił; nie mówił zaś nigdy o swej pokrywce, która była stłuczona i sklejona, co było wielkimbrakiem, a niechętnie mówi się o swych brakach, inni to przecież robią za nas.Filiżanki,garnuszek do śmietanki i cukiernica, cały serwis do herbaty – całe to towarzystwo zwracałouwagę na pęknięcie pokrywki i rozmawiali o tym więcej niż o pięknym uchu i niezwykłej szyi;imbryk do herbaty wiedział o tym dobrze.– Znam ich! – mówił sam do siebie.– Znam także dobrze moje wady i uznaję je, na tymwłaśnie polega moja pokora i skromność; wszyscy mamy wady, ale posiadamy także i zalety.Filiżanki mają uszka, cukiernica ma pokrywkę, a ja mam jedno i drugie, i jeszcze w dodatku cośz przodu, czego oni nie posiadają – szyję, która sprawia, że jestem królem stołu.Cukiernicy igarnuszkowi do śmietanki przypadło w udziale być służebnymi dobrego smaku, ale ja jestemtym szczodrym władcą, rozdaję błogosławieństwo łaknącej ludzkości; w moich wnętrznościachchińskie listeczki rozpuszczają się w gotowanej, pozbawionej smaku wodzie.Wszystko to mówił imbryk, kiedy był beztroski i młody.Stał na nakrytym stole, podnosiła gow górę delikatna rączka; ale delikatna rączka okazała się niezręczna, imbryk upadł na ziemię,szyjka się stłukła, stłukło się ucho, o pokrywce nie ma co gadać, dość się już o niej mówiło.Imbryk leżał zemdlony na podłodze, wrzątek wyciekał z niego.Spotkał go ciężki cios, alenajsmutniejsze było to, że śmieli się z niego, a nie z niezręcznej dłoni, która go upuściła naziemię.– Nigdy nie będę się mógł pozbyć tego wspomnienia! – mówił imbryk później, opowiadającdzieje swego życia.– Nazwali mnie inwalidą, postawili w kącie, a na drugi dzień podarowalikobiecie, która żebrała o łyżkę skromnej strawy; zszedłem do rzędu nędzarzy, stałem bez użytkuw kącie; ale kiedy tak stałem, zaczęło się dla mnie lepsze życie; jest się czymś jednym, a naglestaje się zupełnie czymś innym.Napełniono mnie ziemią; dla imbryka znaczy to samo copogrzeb, lecz do ziemi włożono cebulkę kwiatu, kto ją tam włożył, kto mi ją podarował – niewiem; ale był to dla mnie dar, wynagrodzenie za chińskie listeczki i wrzątek, za stłuczone ucho i348szyję.Cebulka leżała w ziemi, leżała we mnie, stała się moim sercem, moim żywym sercem, aprzecież nigdy przedtem nie miałem takiego serca.Wstąpiło we mnie życie i siły; puls bił,cebulka wypuściła pędy; można było pęknąć od rozsadzających uczuć i myśli; wyrósł z niejkwiat, patrzałem na niego, dźwigałem go; patrząc na jego piękno, sam zapomniałem o sobie; toprawdziwe błogosławieństwo zapomnieć przez innych o sobie.Kwiat nie dziękował mi za to, niemyślał o mnie; podziwiali go i chwalili.Byłem taki szczęśliwy, że jemu jest dobrze.Pewnegodnia usłyszałem, jak mówiono, że kwiat zasługuje na lepszą doniczkę.Rozbito mnie na dwoje;bolało to okropnie, ale kwiat dostał lepszą doniczkę, a mnie wyrzucono na podwórze, gdzie leżęjako stara skorupa – zostało mi jednak wspomnienie, którego nikt mi nie może wydrzeć.349SYN DOZORCYGenerał z rodziną mieszkał na pierwszym piętrze, dozorca mieszkał w suterenie.Pomiędzydwiema rodzinami była wielka przepaść, dzieliło je całe piętro i stanowisko społeczne.Alemieszkali pod tym samym dachem i mieli ten sam widok na ulicę i na podwórze.Na podwórzubył trawnik z kwitnącą akacją, o ile zakwitła, siadywała pod nią czasami wystrojona mamka zjeszcze bardziej wystrojoną córeczką generała, Emilcią.Tańczył przed nimi, przytupując bosyminóżkami, mały synek dozorcy, chłopczyk o dużych, piwnych oczach i ciemnych włosach, a małauśmiechała się i wyciągała do niego rączki; a ile razy generał ujrzał przez okno tę scenkę,uśmiechał się, kiwał głową i mówił – charmant 15.– A sama generałowa, która była taka młoda,że prawie mogłaby być córką swego męża z wczesnego małżeństwa, nigdy nie wyglądała oknemna podwórze, wydała tylko rozkaz, że chłopczyk z sutereny może bawić dziecko, ale nie wolnomu go dotykać.Mamka była posłuszna rozkazowi pani.Słońce przyświecało mieszkańcom pierwszego piętra i mieszkańcom sutereny, akacja kwitła,kwiaty opadały, na drugi rok rozwijały się nowe; drzewo kwitło i mały synek dozorcy takżekwitł i wyglądał jak świeży tulipan.Córeczka generała była delikatna i blada jak różowy płatek kwiatu akacji.Coraz rzadziejschodziła na podwórze pod drzewo, wywożono ją na świeże powietrze w karecie.Wyjeżdżała zmamą na spacer i zawsze kłaniała się synkowi dozorcy, Jurkowi, posyłała mu nawet rączkącałusy, dopóki mama jej nie powiedziała, że jest już na to za duża.Jednego przedpołudnia chłopiec miał zanieść generałowi na górę gazety i listy, które listonoszzostawił rankiem u dozorcy.Kiedy wchodził na górę po schodach obok komórki z piaskiem,słyszał w niej pisk; myślał, że to jakieś kurczątko się tu zabłąkało, ale to była córeczka generaław koronkach i muślinach.– Nie mów nic papie ani mamie, gdyż gniewaliby się na mnie.– Ale co się stało, panieneczko? – spytał Jurek.– Wszystko się pali – powiedziała dziewczynka – pali się jasnym płomieniem.Jurek otworzył drzwi do dziecinnego pokoju.Firanka przy oknie była prawie spalona, gzyms350firanki stał w płomieniach.Jurek podskoczył i zerwał pręt.zawołał ludzi; gdyby nie jegoratunek, spłonąłby cały dom.Generał i generałowa wypytywali Emilcię.– Wzięłam tylko jedną jedyną zapałkę – powiedziała – i zaraz się zapaliła, i firanka też sięzapaliła.Plułam, aby zagasić, plułam, jak tylko mogłam, ale miałam za mało śliny, więcwybiegłam i schowałam się, bo mama i papa gniewaliby się na mnie.– Plułaś – powiedział generał – cóż to za słowo? Czy kiedy słyszałaś, żeby papa lub mamamówili takie brzydkie słowo? To w suterenie nauczyłaś się tego!Ale Jurek dostał cztery szylingi.Nie wydał ich w cukierni, tylko włożył do skarbonki iwkrótce zebrało się tam tyle pieniędzy, że mógł sobie kupić pudełko z farbami i mógłpomalować swoje rysunki, których miał już mnóstwo; wychodziły jakby same spod ołówka ipalców.Pierwsze kolorowe rysunki podarował Emilci.– Charmant – powiedział generał; a generałowa dodała, że można po nich poznać, cochłopiec chciał narysować.– Ma chłopak zdolności.– Słowa te żona dozorcy powtórzyła w suterenie.Generał i jego żona byli wytwornymi ludźmi, mieli dwa herby na karecie, po jednym dlakażdego z nich; generałowa na wszystkich częściach swej garderoby, zewnątrz i wewnątrz, miaławyhaftowany herb, nawet na nocnym czepku i na nocnej koszuli: herb generałowej był bardzokosztowny, jej ojciec kupił go za błyszczące talary, nie urodził się bowiem z herbem ani on, anijego córka; przyszła na świat za wcześnie, siedem lat przed herbem, pamiętało o tym wielu ludziz wyjątkiem rodziny.Herb generała był stary i duży, kości trzeszczały od noszenia takiegoherbu, a cóż dopiero od noszenia dwu herbów.Toteż w generałowej coś trzeszczało, kiedysztywno i strojnie jechała na bal dworski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL