[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obfita flora, dobra atmosfera z tlenem.Pozosta³e - bardzo surowe,niebezpieczne, nawet wrogie.Na jednej z nich œlady pobytu istot rozumnych.Doœæ œwie¿e.- W uk³adzie Tau te¿ odkryto jedn¹ dobr¹ planetê.Pamiêtasz mo¿e tê wyprawê?Odlecieli przed wami, wrócili po waszym odlocie.Potem jeszcze wielu tampolecia³o.- A inne ekspedycje?- Kilka wróci³o, dwie zaginê³y.O ile wiem, nigdzie wiêcej nie znaleŸliwarunków do osadnictwa.- Wszystko na marne! - powiedzia³em ze z³oœci¹.- To, co zdzia³aliœmy, nie by³owarte ¿ycia ani jednego z tych wspania³ych, odwa¿nych ludzi.Ani nawetpo³owy, tej lepszej po³owy ¿ycia tych, co wrócili.- Jak tam by³o? - mój rozmówca rzuci³ pytanie, sil¹c siê na obojêtny ton.Wiedzia³em jednak, ¿e po¿era go ciekawoœæ.- Ka¿da z planet to osobna historia.Nazwaliœmy je, dla u³atwienia, nazwamizaczynaj¹cymi siê na kolejne litery alfabetu.Pierwsza to Arion.Druga nazywa³asiê Bella.ale nie zas³u¿y³a na tak piêkn¹ nazwê, choæ wygl¹da³a kusz¹co imile.Tam w³aœnie straciliœmy dwóch towarzyszy i odt¹d nazywaliœmy j¹ po prostuDruga.Trzeci¹ nazwaliœmy Cleo.Tu w³aœnie natrafiliœmy na œlady Obcych, leczmusia³ to byæ okresowy pobyt jakiejœ wyprawy.Pozostawili spor¹ budowlê podstra¿¹ doœæ perfidnych automatów.Niewiele brakowa³o, a zosta³bym tam na wiekiwraz z dwoma innymi.A czwarta, Doria, rokowa³a du¿e nadzieje.Zbudowaliœmytam nasz¹ sta³¹ bazê.By³y nawet projekty pozostawienia kilku osób, aleostatecznie nikt nie zosta³.W chwili odlotu by³o nas i tak o szeœcioro mniej.- Co wiecie o tych.Obcych?- O nich samych niewiele: wysoki poziom technologii, rozmiary zbli¿one doludzkich.¯adnych danych o wygl¹dzie, pochodzeniu.Musieli spodziewaæ siêgoœci w tej swojej budowli, bo zabezpieczyli j¹ doœæ z³oœliwie.£atwo tamwejœæ.Wydostaæ siê znacznie trudniej.- Jak do naszego Bunkra - wtr¹ci³.- A.rzeczywiœcie.Chodzi³o chyba o to samo.Tylko, ¿e ich tam nie by³o.- A mo¿e byli, dobrze ukryci?Zastanowi³em siê.Wtedy na Cleo nie braliœmy tego pod uwagê.Budowla Obcychby³a w naszym mniemaniu tylko zmyœlnie skonstruowan¹ pu³apk¹.Byæ mo¿e kry³a wsobie wiêcej tajemnic, których my, zaabsorbowani ratowaniem w³asnej skóry, niebyliœmy w stanie dostrzec.Mo¿e otarliœmy siê o Obcych, nie wiedz¹c o tym, nie umiej¹c stwierdziæ ichobecnoœci - gdy oni œledzili nasze wysi³ki, zmierzaj¹ce do wypl¹tania siê zzadanej nam testowej sytuacji, sami pozostaj¹c biernymi obserwatorami,oceniaj¹cymi stopieñ naszej sprawnoœci intelektualnej?Czy naprawdê uda³o siê nam wyjœæ zwyciêsko z próby dziêki w³asnymumiejêtnoœciom? A mo¿e wyszliœmy tylko w wyniku ich ³askawego przyzwolenia, gdyorzekli, ¿e nie dorastamy do ich poziomu? Za póŸno teraz zastanawiaæ siê nadtym.Mój gospodarz nazywa³ siê Mark, tak przynajmniej kaza³ do siebie mówiæ.By³wyj¹tkowo uprzejmy, choæ jego sposób bycia i nadmierne gadulstwo dra¿ni³y mniechwilami.Usprawiedliwi³em go jednak tym, ¿e nieczêsto zdarza³o siê podejmowaætu goœcia.Mia³ przy tym jedn¹ niew¹tpliw¹ zaletê: nie zadawa³ zbyt wielupytañ.Z zakamarków wielkiego rega³u wydoby³ obiecane plany miasta i próbowa³przy mojej pomocy ustaliæ po³o¿enie interesuj¹cego mnie obiektu.- Zdaje siê, ¿e masz szczêœcie, kosmaku - uœmiechn¹³ siê, podnosz¹c oczy znadplanu.- Ten budynek, o który ci chodzi, wystaje ponad pierwszy strop.Dostaniesz siê tam z drugiego poziomu, na pewno jest zejœcie, bo w pobli¿uprzebiega jeden z g³Ã³wnych kolektorów wodnych.Widzisz, tutaj.To ujêcie wodydo celów przetwórczych, wprost z rzeki.- Ta rzeka.istnieje?- Rzeka - uœmiechn¹³ siê ironicznie.- Przep³ywa przez kilka miast, takich jakto.W³aœciwie to prawie kana³ œciekowy.Ale jest - tam, w g³êbi.Jeszcze przez pó³ godziny zestawia³ plany ró¿nych poziomów, porównywa³ coœ,szkicowa³ na kawa³ku kartki.- Jeœli chcesz, mogê ciê zaprowadziæ na drugi poziom.Dalej sam sobieposzukasz.Zgodzi³em siê skwapliwie.Jego dyskrecja by³a mi bardzo na rêkê.By³em muwdziêczny za to, ¿e nie interesowa³ go cel moich poszukiwañ.Wyruszyliœmy jeszcze tego samego dnia, po obiedzie, który Mark przygotowa³szczególnie starannie i z du¿ym talentem.Znów wch³onê³y nas ciemne przejœcia, brudne klatki schodowe, ponure odcinkiulic, wy³aniaj¹ce siê z grobowej ciemnoœci w smugach naszych latarek.Schodziliœmy w g³¹b coraz ni¿ej, przechodz¹c odcinki korytarzy w caliŸnie domówwype³nionych szar¹, tward¹ mas¹.Czasem trzeba by³o przecinaæ w poprzekprostok¹tne podwórza, utworzone pomiêdzy œcianami domów i p³ytami zamykaj¹cymiulicê z obu stron.Kilkakrotnie chc¹c wydostaæ siê z takiej przestrzeni, trzebaby³o forsowaæ parê piêter, by znaleŸæ siê powy¿ej stropu, na nastêpnympoziomie, i stamt¹d na powrót opuszczaæ siê w dó³.Trójwymiarowy labiryntmiasta chwyta³ nas w pu³apki œlepych korytarzy, utrudniaj¹c dotarcie donajni¿szych swych piêter.- Tu nikt w³aœciwie nie wchodzi - powiedzia³ Mark przystaj¹c, by nabraæ tchu pokolejnej wspinaczce po wyszczerbionych schodach.- Oni ¿yj¹ na powierzchni i naprzedostatnim poziomie, gdzie przebiegaj¹ g³Ã³wne ci¹gi komunikacyjne.Ni¿ej¿yj¹ tylko szczury.Jest ich mnóstwo.- Widzia³em - wtr¹ci³em.- Nauczy³y siê korzystaæ z udogodnieñcywilizacyjnych.- S¹ bardzo niebezpieczne.Oczywiœcie, gdy jest ich du¿o.Niezmiernieinteligentne.Mno¿¹ siê bardzo szybko i staj¹ siê agresywne.- Czy s¹dzisz, ¿e.to one w koñcu zostan¹ g³Ã³wnymi u¿ytkownikami miasta?- Nie na d³ugo, ale niew¹tpliwie prze¿yj¹ nas tutaj.PóŸniej stopniowo skoñczysiê wszystko, ca³y mechanizm zacznie siê rozstrajaæ, a one nie bêd¹ ju¿ umia³yporadziæ sobie bez syntetycznej ¿ywnoœci.- To miasto ginie, prawda? - spyta³em, patrz¹c na Marka w s³abym œwietleodbitym od szarej œciany przed nami.- Gdyby tylko ono.Ginie ten œwiat, ju¿ od dawna.Chyba zauwa¿y³eœ, ¿e miastojest prawie puste.- A ci z przedmieœæ?- Ech, to zbyt skomplikowane, by wyjaœniæ w paru s³owach.Porozmawiamy o tym wwygodnych fotelach.Ruszy³ przed siebie, ogl¹daj¹c sypi¹ce siê œciany mijanych budynków, jakbypróbowa³ odcyfrowaæ z dawna zatarte napisy z nazwami ulic.- Czy.nie mo¿na nic poradziæ, zapobiec?.- spyta³em cicho.- Czemu? Wymieraniu ludzkoœci? Nikt nie zamierza ich ratowaæ, to nie mia³obysensu.Oni wymieraj¹ planowo.Po prostu nie rozmna¿aj¹ siê.To bardzohumanitarny sposób likwidacji.- Przecie¿ jest sporo m³odych?- Niczego nie zauwa¿y³eœ? By³eœ tam, na Ksiê¿ycu.Nie wyjaœnili ci, na czymto polega?- Oni? Niechêtnie i niejasno wspominali coœ o degeneracji.O pope³nionychb³êdach.- Pomówimy o tym kiedy indziej.Du¿o kobiet widzia³eœ w tym mieœcie?- No.chyba.¿adnej.- Masz odpowiedŸ.- Nie ma ich?- W ka¿dym razie bardzo niewiele.i coraz mniej.Mo¿e Cyryl wyt³umaczy ci toszczegó³owo, on jest biologiem, zajmowa³ siê genetyk¹.Zdaje siê, ¿e jesteœmyna miejscu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL