[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dajmy już temu spokój, bo i tak koła nie wymyślimy.Nikt z obecnych nie uwierzył w ani jedno słowo tego przemówienia, ale atmosfera wyraźnie zelżała.- Zje pan z nami, sierżancie - gospodyni raczej stwierdziła, niż zapytała.Matylda nie po raz pierwszy pomyślała, że dla pani Marii jedzenie jest sposobem na rozwiązywanie wszystkich problemów.Weronika dyskretnie wykonała posuwisty gest rękami - jakby wsuwania łopatą ciasta do pieca.Baba Jaga! Jak na komendę zaczęły chichotać.Nie mogły się uspokoić, jakby w ten sposób uchodziło z nich poranne napięcie.- Iz czego się śmiejecie? To takie śmieszne, że dostałyście po łbach? - chciała wiedzieć pani Maria.- Ja tu się zamartwiam, a one boki zrywają.- Są młode, niech się śmieją - powiedział ugodowo sierżant Żelazko.Hanka z Jaśkiem też nie mogli się powstrzymać.W końcu rozśmieszyli i policjanta, i panią Marię.Rechotali, trzymając się za brzuchy, kiedy drzwi kuchni otwarły się i na progu stanęli Maciek i Kuba.- Stary, chyba złapali włamywaczy - zamiast „dzień dobry” powiedział Kuba.-Patrz, Werka nawet odniosła rany.Z czego się tak śmiejecie jak głupi do sera?Powiedzcie coś.Co się stało Weronice?- Hej ludzie, co jest? - zawołał komicznie Maciek.- Jak to takie śmieszne, to my też chcemy się pośmiać.- Mówiąc prawdę, to nie bardzo jest się z czego śmiać.Tu raczej jest powód do płaczu, ale nerwy nie wytrzymały - gospodyni ocierała fartuchem załzawione od śmiechu oczy.Uspokoiła się pierwsza, a po niej wszyscy po kolei.- No to co jest, stało się coś? - nie dawał za wygraną Maciek.- A co, pewnie nic nie wiecie? - zapytała z ironią Weronika.- Rzeczywiście, nic nie wiemy, cały dzień pracowaliśmy na poletku w lesie.Jak waszym zdaniem mieliśmy się czegokolwiek dowiedzieć? - zdziwił się Kuba.- Dziewczęta miały wypadek - ucięła zarzewie kłótni pani Maria.- Rano poszły do lasu, by podszkolić się w topografii, trafiły w pobliże tego waszego poletka, bo mówią, że widziały biało-czerwone taśmy, i niespodziewanie dostały w głowę tak mocno, że obie padły bez czucia.Na szczęście znalazł je kościelny, udzielił pierwszej pomocy, zatargał do lekarki, a potem na policję - stąd u nas sierżant Żelazko, który był tak dobry, że odwiózł obie ranne swoim junakiem.- A swoją drogą, czy wyście niczego nie widzieli ani nie słyszeli? Przecież to wasze miejsce pracy - sierżant czuł się trochę głupio po tym niekontrolowanym wybuchu śmiechu i teraz nadrabiał gorliwością tamto, jak mu się zdawało, złe wrażenie.- To co możecie mi powiedzieć?- O której godzinie to się stało? - spytał rozsądnie Kuba.- No, zaraz po siódmej - powiedziała ostrożnie Matylda.- Zaraz po siódmej? To przecież o tej porze myśmy tam akurat przyszli - zdziwił się Maciek.- No właśnie! I nic nie widzieliście ani nie słyszeliście! To dziwne, prawda? -„Weronika nie mogła sobie darować złośliwości.- Zresztą my potem też was nie widzieliśmy, bo was tam już nie było.- Rany boskie, Maciek, to były one! - Kuba nagle zbladł.,Weronika czerwienieje, on blednie, ale się dobrali” - pomyślała mimochodem Matylda.- Rzeczywiście, już dochodziliśmy do bacówki, kiedy w krzakach usłyszeliśmy jakiś szelest, który przypomniał nam o złodziejach i o tym, że zapomnieliśmy wstąpić na posterunek - mówił dalej Maciek.- No to zrobiliśmy w tył zwrot i wróciliśmy złożyć zeznania.Ale do głowy nam nie przyszło, żeby sprawdzać, co się rtisza w lesie.Myśleliśmy, że jakieś zwierzę.- To by się zgadzało - przytaknął Żelazko.- Przyszli do mnie zaraz po wpół do ósmej.- Całe to zajście musiało ich ominąć.Pewnie, jak wrócili na polanę, już było po wszystkim.Matylda poczuła nagle wielką ulg? - To nie oni! Nie mylił jej wzrok, kiedy widziała ich obu, zanim straciła świadomość.No dobrze, ale w takim razie kto je zaatakował?Po raz kolejny musiały opowiadać, co się wydarzyło w lesie, i rozmyślania o tym, kto dał im po głowach, Matylda odłożyła na później.- Wyjaśnijcie mi jeszcze jedno - nie dawał za wygraną Kuba.- Dlaczego poszłyście do lasu tak wcześnie? Może po prosu nas śledziłyście, co, dziewczyny?Matylda spojrzała na Werkę i pomyślała, że pewnie wygląda tak samo jak przyjaciółka: cała czerwona, z płonącymi uszami, które aż ją piekły.Usłyszała w głowie głos mamy: najlepszą obroną jest atak.- Idiotyczny pomysł - powiedziała.- Nie jesteście dla nas aż tak ważni, żebyśmy was musiały śledzić.Nie chciałyśmy po prostu robić przykrości Hance i Jaśkowi, nie biorąc ich ze sobą.Jeszcze by pomyśleli, że nie lubimy ich towarzystwa, a to nieprawda.Żeby się czegoś nauczyć, musimy potrenować same - oni za dobrze znają teren.Dlatego wstałyśmy rano, sądząc, że wrócimy, nim zorientują się, że nas nie było.Zobaczyła zdziwione, ale i pełne podziwu spojrzenie Weroniki i wiedziała, że tę potyczkę wygrały.Jednak nadal nie dawało jej spokoju pytanie: komu zależało, żeby je nastraszyć i uciszyć? I czy to było ostrzeżenie, żeby trzymały buzię na kłódkę? Jeśli tak, to są w niebezpieczeństwie, bo złodzieje myślą, że one wiedzą coś, o czym tak naprawdę nie mają pojęcia!- Dziewczyny, jutro rano przyjeżdżają nasi przyjaciele z Warszawy.Tak, tak, ci od łódki.Będą żeglować po jeziorach cały miesiąc.Zabieramy się z nimi na weekend.Płyniecie z nami? - Maciek nie czekał nawet, aż Kuba przyjdzie na śniadanie, tak mu się paliło z tą wiadomością dla dziewcząt.Konkretnie - do jednej, bo całe to przemówienie skierował wyraźnie w stronę Matyldy.- Jasne, że płyniemy - Weronika nawet nie spojrzała na koleżankę, bojąc się, że może mieć coś przeciwko temu.Ale Matylda znów ją zaskoczyła.- Pewnie, to świetny pomysł - przytaknęła, a Maciek z radości złapał ją wpół i obrócił parę razy po kuchni.- No to co, jedziemy?- Ale pamiętacie, co mówiła pani Maria? Że puści nas najwyżej na jeden dzień, bo jest za nas odpowiedzialna - Matylda zawsze umiała dorzucić łyżkę dziegciu do beczki miodu.- No to musimy się spytać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL