[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Wiedzia³em, ¿e nic nie zdzia³acie.Przesta³em w to wierzyæ.Wczeœniej czypóŸniej i tak by nas wszystkich.A ja mam rodzinê, rozumiecie, ¿onê,dzieci.- Nie t³umacz siê - stra¿nik odepchn¹³ go ³okciem.- Wychodziæ pojedynczo!Dwóch stra¿ników ustawi³o siê na korytarzu, dwaj zostali wewn¹trz.Ruszy³empierwszy ku drzwiom, a potem nie zatrzymuj¹c siê poszed³em dalej korytarzem.Nie usi³owali mnie zawróciæ, widocznie woleli nie zadzieraæ z nasz¹ grup¹.S³ysza³em tylko, jak popêdzali aresztowanych konspiratorów.Utwierdzony w przekonaniu, ¿e nikomu z mieszkañców Osiedla nie nale¿y ufaæ,zmuszony by³em opieraæ swoje plany wy³¹cznie na wspó³towarzyszach z za³ogi.Narazie nie wiedzia³em jeszcze, jak zdo³am wydostaæ siê z hermetyczniezamkniêtego i strze¿onego Osiedla, nie posiadaj¹c nawet ubioru pró¿niowego.Zdawa³em sobie jednak sprawê, ¿e to w³aœnie - ów brak mo¿liwoœci opuszczeniaOsiedla - jest g³Ã³wn¹ barier¹, któr¹ Rada traktuje jako gwarancjê naszejbezsilnoœci.Maj¹c skafander, mo¿na by zaryzykowaæ ucieczkê, wyrwaæ siê st¹dpodstêpem lub si³¹, gdyby inne mo¿liwoœci zawiod³y.Ustaliliœmy z Benem, ¿e plan mojej ucieczki opracujemy sami i przedstawimytylko Komandorowi.Im mniej osób znaæ bêdzie szczegó³y, tym bezpieczniej.Jednak ucieczka nie mog³aby siê odbyæ bez wspó³udzia³u pozosta³ych cz³onkówza³ogi.Postanowiliœmy ich wtajemniczyæ tylko czêœciowo - o tyle, o ile by³o tokonieczne.Najpierw odbyliœmy d³u¿sz¹ konsultacjê z Karsem, który by³ specjalist¹ odbudownictwa.To on kierowa³ pracami przy budowie naszych baz na planetachD¿ety.Kiedy dowiedzia³ siê, o co nam chodzi, uœmiechn¹³ siê ironicznie.- Telepatia czy co? - powiedzia³ mru¿¹c jedno oko.- Jakbym przeczu³, ¿ebêdziecie mnie o to pytali.Przez ca³y ostatni tydzieñ chodzi³em po Osiedlu iogl¹da³em œciany.Niestety, sprawa jest doœæ powa¿na.Siedzimy w litej skale.Nie jest ona specjalnie twarda, lecz mamy nad g³ow¹ prawie trzydziestometrow¹jej warstwê.Przypuszczam, ¿e dr¹¿ono to metod¹ mikroeksplozji.Tak siê zwyklepostêpuje na planetach bez atmosfery gazowej, gdzie s¹ k³opoty z urz¹dzeniamipneumatycznymi.Sam kiedyœ pracowa³em tu, na Ksiê¿ycu, przy budowie jednejniedu¿ej stacji badawczej.Ale te podziemia - to przedsiêwziêcie na wielk¹skalê.Domyœlam siê, jak rozwi¹zali problem transportu urobionej ska³y podczasrycia tak d³ugich tuneli.Podejrzewam, ¿e Œluza nie jest jedynym wejœciem doOsiedla.Wiedzie z niej na górê pochy³a sztolnia, pod doœæ ma³ym k¹tem dopoziomu.Zauwa¿yliœcie to pewnie, gdy nas tutaj wieŸli z l¹dowiska.Oprócz niejjednak¿e w ró¿nych punktach, prawdopodobnie na koñcach najszerszych korytarzy,musia³y byæ jeszcze inne, pionowe lub skoœne, którymi wyrzucano rozdrobnion¹ska³ê bezpoœrednio na powierzchniê.Próbowa³em nawet sprawdziæ tê hipotezê,lecz nie znalaz³em podejrzanych miejsc w stropie ¿adnego z korytarzy.Przyokazji jednak odkry³em coœ ciekawego.Otó¿ sufity korytarzy i pomieszczeñmieszkalnych, pokryte warstw¹ sztucznego tworzywa, maskuj¹ konstrukcjê-noœn¹podtrzymuj¹c¹ prawdopodobnie pod³ogê wy¿szego poziomu.Próbowa³em znaleŸæprzejœcie przez strop, lecz widocznie na ten drugi poziom wchodzi siê z rejonuŒluzy.Odkry³em jednak miejsce, w którym niewielki fragment wyk³adziny sufituwyda³ mi siê nie po³¹czony z s¹siednimi arkuszami.ChodŸmy tam, samizobaczycie.Kars poprowadzi³ nas przez kilka przejœæ i korytarzy a¿ do koñcajednej z odnóg, doœæ ciemnej i najwyraŸniej nie uczêszczanej.Œwiec¹c latark¹ ipotykaj¹c siê o jakieœ stare meble, zmagazynowane przy œcianach, doszliœmy domiejsca, gdzie w¹ski korytarzyk urwa³ siê, koñcz¹c siê poprzeczn¹ œciank¹ onierównej powierzchni.- W tym miejscu zaniechano dalszego dr¹¿enia korytarza - powiedzia³ Kars,dotykaj¹c d³oni¹ œciany.- Byæ mo¿e planowano rozbudowê, bo œciany niewyg³adzono i nie pokryto wyk³adzin¹, a tylko natryskowo zabezpieczono warstw¹jakiejœ ¿ywicy dla polepszenia szczelnoœci.A tutaj - wskaza³ na strop - jestchyba jakiœ w³az.Ben podsadzi³ mnie, tak ¿e mog³em d³oñmi wesprzeæ siê o ten fragment sufitu.Pchn¹³em p³ytê.Jedna jej strona unios³a siê nieco, ods³aniaj¹c szparê wzd³u¿linii ³¹cz¹cych j¹ z s¹siednimi.- Wy¿ej - powiedzia³em do trzymaj¹cego mnie Bena.Podstawi³ d³onie pod moj¹ stopê.Chwyci³em za krawêdŸ otworu, zawis³em przezchwilê na ugiêtych rêkach i wsun¹³em siê po pierœ w zag³êbienie stropu.Œwiec¹clatark¹, któr¹ mi podali, rozejrza³em siê po ma³ej pustej niszy, a nastêpniebez trudu podci¹gn¹³em moje niewiele tu wa¿¹ce cia³o jeszcze wy¿ej.Siedzia³emteraz na skraju otworu, z nogami zwisaj¹cymi w dó³.G³ow¹ prawie dotyka³emmetalowej pokrywy z zawiasami z jednej i otworem zamka z drugiej strony.Pokrywa mia³a kszta³t kwadratu i by³a szczelnie dopasowana do krawêdzi otworu.Wlaz³em ca³y do niszy, opuszczaj¹c p³at wyk³adziny sufitowej na miejsce.Terazz do³u nie by³em widoczny.Przytkn¹³em ucho do pokrywy.Z góry s³ychaæ by³ojednostajny szum.- Co tam? - us³ysza³em z do³u g³os Bena.- Klapa.Zdaje siê, ¿e z lekkiego stopu, ale mocna.Zamkniêta na klutz.- Trzymaj!Uchyli³em brzegu wyk³adziny pode mn¹.Ben poda³ mi palnik.- Nosisz to ze sob¹? - zdziwi³em siê siêgaj¹c po narzêdzie.- Nigdy nie wiadomo, co siê mo¿e przydaæ.Spróbuj przeci¹æ.Ale najpierw wypaljak najmniejszy otwór, na wylot.Tam mo¿e byæ pró¿nia! Jak zacznie gwizdaæ,to.- Wiem, wiem.Tylko.nie bêdê mia³ czym zakorkowaæ w razie czego.- Byle nie palcem - zaœmia³ siê Ben - bo siê sparzysz.Zaraz ci coœ znajdê.Odszed³ w stronê stosu gratów, z³o¿onych pod œcian¹ korytarza.S³ysza³em, jakpomiêdzy nimi grzebie, podczas gdy ja regulowa³em szerokoœæ strumienia plazmy wpalniku.- O! - powiedzia³ nagle Ben, wydobywaj¹c jakiœ przedmiot.- Patrz, Kars!Œwiecili latark¹, ogl¹daj¹c coœ z zaciekawieniem.- Co z tym korkiem? - spyta³em niecierpliwie.- Masz, trzymaj!Ben w³o¿y³ do mojej opuszczonej z góry d³oni kawa³ek plastykowego obicia,oddarty z jakiegoœ mebla.Zwin¹³em go ciasno w rulonik.- No,.co tam? - spyta³em.- Okazuje siê, ¿e nie tylko my chcemy st¹d wiaæ.Ktoœ tu studiuje nawigacjê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL