[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadto sama rzek³a, ¿e jeszcze zdalszego po³udnia wêdruje.Czemu ja wiarê dajê, bo wiedzie ze sob¹ jadzio³ka, apodobnego plugastwa nie widuje siê w Krainach Wewnêtrznego Morza.Suchywilk wys³ucha³ owych rewelacji z pozornym spokojem, nie spuszczaj¹cjednakowo¿ wzroku z KoŸlarza, który z pocz¹tku poblad³, póŸniej zaœ pokraœnia³nieznacznie.I czemuœ bardzo uwa¿nie zapatrzy³ siê w baraszkuj¹cych podkar³owat¹ wierzb¹ biesiadników.Starannie unikaj¹c wzroku Suchywilka.- To nie mo¿e byæ! - wybuch³ na koniec ksi¹¿ê.- To nie mo¿e byæ wasza córka!Niepodobna!- Tedy spotkaliœcie siê na Szcze¿upinach - powtórzy³ Zwajca.Takim g³osem, ¿eksi¹¿ê uspokoi³ siê w jednej chwili.- Wsiedliœmy na ten sam statek - wyjaœni³.Zwajecki kniaŸ sapn¹³ gniewnie.Nie podoba³o mu siê to wszystko.Jedna rzeczwspólne wojowanie przeciwko Wê¿ymordowi, pomyœla³, albo palenie pomorckichokrêtów w Cieœninach Wieprzy, ale zgo³a inna, jak mi siê ten ¿alnicki wypêdekwedle dziewki zacznie pêtaæ.Jej nie g³adkie s³Ã³wka potrzebne, nie gadania outraconym dziedzictwie na pos³aniu z sosnowych ga³êzi, tylko kamienny dworzec,suche ³o¿e, komora pobielana i ch³op nale¿yty.Z naszych.Silny a spokojny, bo widaæ, ¿e ma dziewka szumn¹ g³Ã³wkê i byle ktojej czepcem nie nakryje.Jeœli ten ¿alnicki ch³ystek, ten go³odupiec, pomyœla³ posêpnie, zawczasudziewczynie we ³bie zam¹ci³, tedy bardzo rych³o ju¿ nie przed samym Wê¿ymordembêdzie siê po oczeretach chowa³.Bo ja dziecka ukrzywdziæ nie pozwolê.Bo tojest kniaziowska córka.Nie byle ch³opka, któr¹ siê gdzieœ za gumnem wyryæka,miêdzy lebiod¹ a pokrzywami.Bezwiednie zmaca³ stylisko solidnego, zwajeckiego toporka.- Uspokójcie¿ siê - poprosi³ starszawy najemnik.- Nikt waszej dziewce uchybiænie zamyœla.Ani przedsiê jej nie uchybi³.Usi¹dŸcie¿ na pniaku, przecie niebêdziemy na siebie zêbów jako psy szczerzyæ.Trza siê rozmówiæ.Rozwa¿nie,uczciwie i w spokojnoœci, ¿eby siê za t¹ przyczyn¹ miêdzy nami jakieœ kwasynie zaczê³y.- Jesteœcie pewni, ¿e to wasza dziewka? - przerwa³ ostro ¿alnicki ksi¹¿ê,otrz¹sn¹wszy siê najwyraŸniej z zadziwienia.- ¯e was jaki bóg nie zwiód³? Nieomami³?- Jakom w³asnych rodzicieli pewien - potwierdzi³ oschle Suchywilk.- A jak siêwam zdaje? ¯e bym pierwsz¹ z brzegu przyb³êdê dzieckiem obwo³a³? Toæ mi kupcypod Ha³uñsk¹ Gór¹ niejedn¹ tak¹ oszukañcz¹ córê sprzedaæ próbowali! Nie, panie,to moja krew.Krew Selli.I nie pozwolê jej ukrzywdziæ.- Nikt jej ukrzywdziæ nie zamierza - powtórzy³ cierpliwie najemnik.-Powstrzymajcie siê z os¹dem, póki ca³ej historii nie wys³uchacie.Pogwarzymysobie, jak przystoi ludziom starszym i statecznym.A KoŸli P³aszcz tymczasemza wasz¹ córk¹ ogrody przepatrzy, bo istotnie tutaj nie miejsce dla niewiasty.Choæ z tego, coœmy wczeœniej ogl¹dali, nie widzi mi siê, by pierwszy lepszydworak wasz¹ córkê ukrzywdzi³.***Pan Krzeszcz wdar³ siê do ksi¹¿êcych ogrodów w pierwszej fali buntowników.Nie, bynajmniej nie rzuci³ go naprzód nag³y przyp³yw odwagi.Farbiarzeotoczyli panaKrzeszcza zwart¹ ci¿b¹, naparli ze wszystkich stron i w ¿aden sposób niepotrafi³ siê wymkn¹æ.Stara³ siê tylko nie potkn¹æ i trzymaæ poœrodku, bo naskrajach gromady najprêdzej o z³¹ przygodê.Bieg³, ile si³ w nogach, i rycza³jak reszta.Œciska³ w garœci d³ugi, no¿ownicki sztylet, podarunek zacnegofarbiarza, z którym siê pobrata³ pod furtk¹ do cytadeli.I przeklina³ w³asn¹g³upotê, która wpêdzi³a go w podobn¹ kaba³ê.Inna rzecz, ¿e owej nocy niewiele pozosta³o we Spichrzy miejscbezpieczniejszych.Po tym, jak Rutewka sp³on¹³ na prowadz¹cym do œwi¹tynigoœciñcu, nikt nie kierowa³ rozszala³¹ t³uszcz¹.Ktoœ krzykn¹³: „Id¹Servenedyjki!", a pijana ludzka horda runê³a naprzód, tratuj¹c siê nawzajem izadeptuj¹c dopalaj¹ce siê resztki podium.Nic to, ¿e naprzeciw znaleŸli jedynieresztki œwi¹tecznego pochodu, ani te¿, ¿e nadchodz¹cy przyozdobili siêwstêgami z szubienic¹, znakiem buntowników.Dwie fale ludzkie runê³y na siebiez wrzaskiem.Pozbawieni przywódcy buntownicy wci¹¿ zapamiêtale miotali siê po placu, kiedyrozpad³a siê wie¿a Nur Nemruta.A tak¿e wtedy, gdy zza resztek œwi¹tynnego muruwypad³y Servenedyjki.Rozpoczê³a siê masakra.Nieoczekiwanie klêskê odwróci³ zwyczajny rzeŸnik, który do owego wieczoru niepoœwiêci³ ni jednej ¿ywszej myœli knowaniom Rutewki, a po prawdzie niewieledba³ ani o Rutewkê, ani o ksiêcia pana.Dba³ natomiast o swoj¹ jatkê,niewielki, niski budynek o œwie¿o pobielonych œcianach i ¿Ã³³tych okiennicach.Ostatecznie by³a jedn¹ z najlepszych miejskich jatek.Jednak rzeŸnik Dyrgas³usznie uchodzi³ za cz³eka spokojnego, zgodliwego i nieskorego do zwady.Mo¿e nawet od¿a³owa³by jatkê, bo Servenedyjek ba³ siê równie mocno jak innimieszczanie, zaœ pêdz¹cy przed nimi t³um wydawa³ siê rozjuszony i groŸny.Wola³jednak stawiæ czo³a Servenedyjkom ni¿ teœciowej, babie ohydnie wrednej inapastliwej, która na wieœæ o spaleniu warsztatu do cna obrzydzi³aby mu¿ycie.Nie zdejmuj¹c zakrwawionego fartucha, rzeŸnik Dyrga skin¹³ na dwóchrzemieœlników, którzy pracowali w jatce, na swoich trzech czeladników i kilkustruchla³ych uczniów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL