[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale nawet gdybym ich nie lubiła, nie miałabym prawa dyktować ci, jak masz się zachowywać.- To dziwne, bo ja czuję, że mam jak największe prawo, aby wpływać na twoje zachowanie.- Brin uniósł prowokująco brew.Verity czuła, że Brin wcale nie żartuje, a mimo to nie była na niego zła.Znowu się uśmiechnęła.- Nie radzę ci tego robić - odezwała się tonem spokojnej perswazji.- Nie zapominaj, że nasze zaręczyny są fikcyjne, choć.muszę przyznać, że były chwile, kiedy sama o tym zapominałam.Nie wiem czemu, ale wszystko wydaje się takie prawdziwe.- Bo to jest prawdziwe, Verity.Słowa Brina zawisły w powietrzu, uświadamiając jej nagle, jak bardzo okazała się naiwna.Przez cały wieczór nie zwróciła uwagi na to, że jego zachowanie pozbawione było cienia sztuczności.Czyżby jego naturalność wynikała z tego, że traktował ich zaręczyny naprawdę poważnie.? A ona? Czy ona również odnosi się do tego w ten sposób.?- Przyznaj, że ty też chcesz, aby to była prawda - szepnął Brin.Ale nie dał jej czasu na odpowiedź, a radosny entuzjazm, z jakim oddawała jego pocałunki, szybko rozproszył jego wątpliwości.Jego pieszczoty stawały się coraz bardziej namiętne.Czuła, jak jego ręce suną w dół, w końcu oparł jej dłonie na biodrach i przycisnął ją do siebie tak mocno, że nie wiedziała już, gdzie kończy się jej ciało, a zaczyna jego.Usłyszała cichy jęk rozkoszy, ale sama nie wiedziała, które z nich jęknęło.Bliskość Brina, smak jego ust i obezwładniająca siła emanującej z niego męskości sprawiały, że Verity drżała z pożądania.Rozbudzone zmysły domagały się więcej.dużo, dużo więcej.Przed laty, jako młoda dziewczyna, która dopiero stawała się kobietą, marzyła, by znaleźć się w jego ramionach.Przypomniała sobie dawne tęsknoty i pragnienia, które choć z czasem zbladły i zostały zepchnięte gdzieś na samo dno serca, to jednak nigdy nie zostały zapomniane.Teraz te marzenia zaczynały się spełniać i było to tak wspaniałe, że Verity nie miała najmniejszych wątpliwości, iż to właśnie było im pisane.Uwierzyła, że Brin i ona są dla siebie stworzeni, a miłość, która ich połączyła, będzie trwała zawsze.Brin oderwał się od jej ust i cicho się roześmiał.- Robiłaś mi wymówki, że nie chcę czekać ze ślubem, ale teraz chyba sama przyznasz, że dla naszego wspólnego dobra nie powinniśmy z tym zwlekać.Pamiętaj, że jestem mężczyzną.I tak jak każdy mężczyzna odczuwam pożądanie.Dotychczas udawało mi się zachowywać poprawnie, ale nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam.- Brin uśmiechnął się przekornie.- W ciągu ostatnich tygodni wystawiłaś mnie na bardzo ciężką próbę.Kiedy zobaczyłem cię w Londynie po tylu latach, zrozumiałem, że musisz być moja.Nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę ty, ale twoje oczy i włosy wcale się nie zmieniły.Tyle że z dziewczynki zmieniłaś się w kobietę.Moją kobietę.Zawsze byłaś moja i żaden inny mężczyzna nigdy nie będzie cię miał.Przysięgam!Słysząc te płomienne deklaracje, Verity powinna być szczęśliwa.Ale nagle uświadomiła sobie, że niedawno słyszała podobne słowa.Poczuła wstręt do samej siebie.Nie mogąc uwierzyć w to, co zaszło między nią a Brinem, wyrwała się z jego ramion.Jak mogła dopuścić, aby sprawy zaszły tak daleko? Czy już całkiem nie ma serca?- Brin, ja nie mogę.- jęknęła z rozpaczą.- Zresztą nie ważne.- Przerwała, czując, że słowa ją dławią i palą jej gardło.- O Boże! Co ja najlepszego zrobiłam? Wybacz mi, proszę.ale w moim życiu jest.ktoś inny.Brin podszedł bliżej i zajrzał w jej zrozpaczone oczy, ale ona coraz bardziej przerażona, znowu się cofnęła.- Kochanie, nie ma nikogo innego - zapewnił ją.- To.Ale Verity nie pozwoliła mu dokończyć i uciekła do domu.Czując, że serce mu pęka, Brin patrzył, jak biegnie przez salon, z trudem powstrzymując łzy, i wiedział, że to on jest odpowiedzialny za to niepotrzebne cierpienie.- To nie ty powinnaś prosić o wybaczenie - powiedział do siebie i odwracając się od okna, wbił wzrok w ciemność.- Ale czy teraz.będziesz umiała mi przebaczyć?Rozdział piętnastyVerity niechętnie uniosła zaczerwienione, opuchnięte powieki i ze zdziwieniem stwierdziła, że przy jej łóżku stoi Meg i patrzy na nią z niepokojem.Zaskoczył ją widok pokojówki, bo na ogół nie pojawiała się nieproszona w jej sypialni tak wcześnie.Ale kiedy rzuciła okiem na zegar, zrozumiała powód tego niecodziennego zachowania Meg.- Dobry Boże! Już tak późno?Nawet w czasie pobytu w Londynie Verity nigdy nie wylegiwała się w łóżku, ale też na ogół nie miała problemów z zasypianiem.A ostatnia noc była okropna.Przepłakała ją niemal całą i dopiero wczesnym rankiem, kiedy służba zaczęła już kręcić się po domu, udało się jej zapaść w sen.A choć nie był to sen krzepiący, który przynosi odpoczynek ciału i koi umęczoną duszę, pomógł jej pogodzić się z faktami.Było to okrutne i bolesne, ale w obecnej sytuacji mogła postąpić tylko w jeden sposób.- Czy lady Billington już wyjechała? - zapytała, uświadamiając sobie, że Meg nadal stoi bez ruchu przy jej łóżku.- Tak, panienko.Godzinę temu, a może trochę więcej.Chciała się z panienką zobaczyć przed wyjazdem, ale major Carter powiedział, że przekaże panience jej pożegnanie.Już samo wspomnienie majora sprawiło, że Verity poczuła bolesny skurcz w sercu.Nie umiała sobie wyobrazić, jak wytrzyma, kiedy będzie musiała stanąć z nim twarzą w twarz, i nie chciała o tym myśleć.Wiedziała jednak, że tego spotkania nie da się odwlekać w nieskończoność.Zrozpaczona, przycisnęła dłonie do pulsujących bólem skroni.- Czy major jest w domu?- Nie, panienko.Wkrótce po wyjeździe lady Billington pan major i pan Ravenhurst razem gdzieś pojechali.Zrozumiała, że spotkanie zostało odroczone.Ale wcale nie była pewna, czy ją to cieszy.Wiedziała, że tej rozmowy nie uniknie.Musi pomówić z Brinem, a im szybciej będzie miała to za sobą, tym lepiej.Przecież on nie jest głupi, to pewne.Ciekawe, czy już zaczął się domyślać, co ona chce mu wyznać? Była prawie pewna, że choć ani słowem nie wspomniała wprost o Woźnicy, to wyraźnie dała do zrozumienia, że Brin nie jest jedyny i oprócz niego jest jeszcze ktoś, kto jest jej równie drogi.Verity z trudem powstrzymała szloch.O Boże! Co ja mam teraz zrobić? Co zrobić?Meg chciała wiedzieć, jaką suknię włoży jej pani.Zadane przez pokojówkę pytanie przywróciło Verity do rzeczywistości.Była jednak tak przybita obrotem spraw, że każdy, kto miał choć odrobinę wyczucia, poznałby od razu, że coś jest z nią nie w porządku.Sarah zobaczyła Verity dopiero przed lunchem i od razu dostrzegła na jej twarzy smutek i napięcie.Poprzedniego wieczoru widziała ją uciekającą po schodach na górę, a potem zobaczyła, jak Brin wraca z tarasu głęboko zatroskany.Wczoraj pomyślała, że to zwykła sprzeczka zakochanych, ale teraz nabrała pewności, że musiało to być coś znacznie poważniejszego.Mimo wszystko nie zamierzała o nic pytać.Zresztą była absolutnie przekonana, że Brin potrafi wszystko wyjaśnić i załagodzić.- Na błoniach po drugiej stronie Oksfordu odbywają się dzisiaj rozgrywki pięściarskie.Marcus zabrał twojego narzeczonego i razem pojechali oglądać walki.Doprawdy, nie pojmuję, jaką przyjemność można czerpać z patrzenia, jak dwóch dorosłych mężczyzn bije się na pięści!Potępienie w głosie Sarah rozbawiło Verity na tyle, że na jej twarzy pojawił się blady uśmiech.- Rzeczywiście, trudno to zrozumieć.Ale choć niektóre rozrywki naszych panów wydają się naprawdę dziwne, nie przyszłoby mi nawet do głowy, aby próbować ich od nich odwodzić.Tobie zresztą pewnie też nie.- Masz rację, moja droga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL