[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była ubrana w męski uniform w stylu safari i miała schludnie obcięte włosy, choć w chwilach emocjonalnego podniecenia burzyły tę fryzurę niesforne kosmyki, jakby przypominając, że kiedyś wyglądała bardziej kobieco.Po roku pobytu na Saint-Esprit stała się twardsza.Zbyt dużo energii poświęcała samodyscyplinie.Neil często miał takie odczucie.Kontrolowała swoje najdrobniejsze gesty, siedziała na twardym krześle i spała na twardym łóżku jak matka przełożona klasztoru o zaostrzonym rygorze.– Wznieśmy toast.Zasłużyłeś na to.– Wyjęła z szafki na leki butelkę mszalnego wina, pozostawionego przez pobożnego, lecz naiwnego księdza Vergnola, który przybył z Papeete, żeby ponownie poświęcić cmentarz.Neil chciał mu powiedzieć o ludzkich kościach spoczywających w zatopionym bombowcu, ale uznał, że woda w lagunie jest zbyt głęboka, by ten poczciwiec zechciał je poświęcić.– Szybki toast, bo mam dla ciebie zadanie.Trudi zwierzyła mi się, że już wybrała imię.– Gudrun? Brunnhilde? – Neil w skrytości rozkoszował się smakiem mszalnego wina, dumając nad okrutnymi nordyckimi bohaterkami, o których opowiadała mu Trudi.Lubił stan zamroczenia alkoholowego, ale doktor Barbara chowała przed nim mocne trunki.– Kiedyś chciałbym mieć syna.Czy to ważne, że urodzi się dziewczynka?– Tak.– Lekarka skinęła głową z głębokim przekonaniem.– W rezerwacie potrzeba więcej kobiet, jeśli ma to być bezpieczne miejsce.Potrzeba nam więcej sióstr i córek.– Przez chwilę napawała się tą radosną wizją przyszłości, po czym, dając upust swojemu osobliwemu poczuciu humoru, które zazwyczaj wprawiało Neila w niepokój, oznajmiła: – No i z pewnością chciałbyś, żeby każde twoje dziecko żyło długo i było zdrowe.– Chciałbym.Czy syn nie byłby równie zdrowy? Zawsze pani mówiła, że jestem silnym mężczyzną.– Jesteś.– Odwróciła się i bez skrępowania przesunęła wzrokiem po jego sylwetce, od ramion po pachwiny.– Wiedziałam o tym, gdy tylko zobaczyłam cię po raz pierwszy w Waikiki.Lekarze wyczuwają to instynktownie; mają szósty zmysł.Nie wątpiłam, że będziesz zdrowym ojcem.– Więc moi synowie też powinni być zdrowi?– Niekoniecznie.– Ponownie napełniła sobie kieliszek mszalnym winem.Już zdążyła się jej zaczerwienić twarz i szyja.Nie zwracała uwagi na odgłosy dochodzące z pokoju dla chorych, gdzie rozgorączkowanym ciałem Japończyka, zakrytego moskitierą, wstrząsały dreszcze.– Dla mężczyzn życie jest trudne.Popatrz na Davida, Kima i biednego profesora Saito.Wszyscy są chorzy.Wątpię, czy przeżyliby, gdyby ich pozostawić samym sobie.– Są przepracowani.Nigdy nie dała im pani chwili wytchnienia.– Nie pracowali racjonalnie.– Wyciągnęła rękę, w której trzymała kieliszek z winem.– Nie potrafili zachować właściwego tempa.A najgorsze ze wszystkiego jest to, że nie pracowali wspólnie.I mieli zbyt wiele skomplikowanych projektów.– Myśli pani o pomyśle Davida otoczenia obozu palisadą? Albo o planie profesora Saito założenia farmy rybnej?– Wspaniałe idee, ale absolutnie niepraktyczne.To kobiety potrafią ze sobą współpracować i współżyć.Stoimy mocno na ziemi i nie rywalizujemy ze sobą nieustannie.– Zmarszczyła brwi, gdy profesor Saito zaczął ją przywoływać drżącym głosem.– Szkoda tylko, że przed wyruszeniem z Honolulu nie zwerbowałam więcej kobiet.Być może powinniśmy przyjąć do rezerwatu nowe wolontariuszki.Ucieszyłoby cię to, Neil, co?– Oczywiście.Ale w końcu będę musiał wyjechać.jak David czy Kimo.Będzie pani potrzebowała nowych pomocników.– Tyle wspaniałych kobiet czeka, żeby do nas dołączyć.– Zaczęła przerzucać stos listów, dostarczonych przez przepływający w pobliżu atolu rejsowy statek pasażerski, i wyjmować załączone do nich zdjęcia.– Silnych młodych kobiet, zapalonych do pracy w rezerwacie.– I silnych mężczyzn.Mogłaby pani wybrać sam kwiat.– Nie potrzebujemy tu więcej mężczyzn.Jeden silny i zdrowy w zupełności wystarczy.Mamy ciebie.Dotknęła brody Neila i przesunęła pachnącym formaliną palcem po jego ustach, ale nie odważył się jej objąć.Wyposzczony seksualnie zaczął się kręcić po klinice, w nadziei że oszołomiona wypitym winem lekarka weźmie go do łóżka.Opróżnił basen profesora Saito i zmienił mu zakrwawione prześcieradło.Następnie doktor Barbara oczyściła Neilowi głęboko przeciętą koralem skórę na ramieniu i założyła szwy, po czym zaczęła go pieścić z macierzyńską tkliwością.Czas jej zmysłowych uniesień przeminął.Neil obserwował ją, gdy rozkładała nadesłane zdjęcia jak karty taroka i postukiwała połamanymi paznokciami w szczere, przyjacielskie twarze – jasnowłosej dentystki ze Sztokholmu, trzydziestoletniej krupierki z Atlantic City, lesbijek z Sydney, uczennic z południowego Londynu, absolwentki fizyki na Sorbonie, kelnerki z koktajlbaru na Florydzie i dwóch zakonnic.– Pokażę im wszystko, co potrafię – zapewnił doktor Barbarę.– A kiedy Inger i Trudi urodzą, będę uczył dzieci łowić ryby na harpun.– Myślałam o czymś innym.– Pozbierała zdjęcia i cisnęła je do szuflady.– Neil, czas to jest nasze prawdziwe utrapienie.Cykl rozrodczy człowieka trwa tak długo.Gdyby tylko natura zapewniła nam krótszy okres ciąży, stworzyłabym dziecięcą cieplarnię, żeby przyspieszyć nadejście przyszłości, i zapełniłabym rezerwat kobietami.– Byłby to rezerwat dla kobiet? – spytał, jakby głośno myślał.– Dla kobiet, które nie lubią mężczyzn?– Kobiety nie czują antypatii do mężczyzn.– Lekarka sprawiała wrażenie zaszokowanej takim stawianiem sprawy.– Rodzimy ich i przez całe życie pomagamy im zrozumieć samych siebie.A mówiąc ściślej, jesteśmy dla nich zbyt łaskawe, dopuszczając, żeby się bawili w te swoje niebezpieczne zabawy.Jednak ciebie nie krytykuję, Neil.Jesteś najbardziej lojalny ze wszystkich; od początku zachowujesz się właściwie.To dzięki tobie Inger i Trudi są w ciąży.– Monique też.– Tak.i to jest prawdziwe osiągnięcie.Nie sądziłam, że tego dokonasz.Potrzebujemy tyle córek, ile tylko zdołamy powołać do życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL