[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tego nie wiemy - powiedzia³ Yorish.- Z drugiej strony, poniewa¿ jeszczenikomu nie zrobili krzywdy, zaryzykowa³bym twierdzenie, ¿e najpierw zaatakuj¹raczej Wemblinga ni¿ nas.Ale zanim pan do czegokolwiek wystrzeli, musi panmieæ absolutn¹ pewnoœæ, ¿e nie ma innego wyjœcia.Smith zasalutowa³ i szybko siê oddali³.Yorish poleci³ technikowi, ¿ebyprzydzieli³ patrolowi Smitha specjalny kana³, a potem ruszy³ na obchódposterunków wart.Wprawdzie wybuchy trochê zaniepokoi³y jego ludzi, jednak niewywar³y na nich wiêkszego wra¿enia.Dolatywa³y go urywki jakiejœ rozmowy.- Cokolwiek tam wysadzaj¹ - mrukn¹³ jeden z jego ludzi - maj¹ sporo tychœrodków wybuchowych.- Tym draniom ani trochê nie mo¿na wierzyæ - odezwa³a siê na to jakaœ zakutapa³a Wemblinga.- Opowiem ci, jak kiedyœ.Jakiœ oficer zaproponowa³, ¿eby przenieœæ wartowników z pla¿y na stanowiska wpobli¿u lasu.- Tubylcy tylko na to czekaj¹ - oschle skomentowa³ to Yorish.- Szczególniejeœli tymi wybuchami chc¹ zwróciæ nasz¹ uwagê na las, by zaatakowaæ od stronymorza.Tymczasem technik dostroi³ siê do radiostacji Smitha, a Yorish obserwowa³trójwymiarowy obraz patrolu posuwaj¹cego siê œcie¿k¹ przez las i szperaj¹cegoœwiat³ami w jego ciemnoœciach.Kilka wybuchów rozleg³o siê niepokoj¹co blisko,ale kiedy Yorish zapyta³ o nie Smitha, ten zachichota³ i odrzek³, ¿e eksplozjemia³y miejsce o ca³e kilometry od ich pozycji.W koñcu patrol min¹³ zakrêt œcie¿ki i doszed³ do niewielkiej polany, na którejsta³a jakaœ langryjska chata.Na jej progu zobaczyli brodatego mê¿czyznê, któryspode ³ba patrzy³ na intruzów.Smith podszed³ do niego.- Czy pan Arie Hort? Jestem komandor porucznik Smith z Floty Kosmicznej.Co toza wybuchy?- Nie mam pojêcia, a jeœli nawet, dlaczego mia³bym panu to powiedzieæ?- Czy tubylcy maj¹ materia³y wybuchowe? - spyta³ Smith.W tej samej chwili w niewielkiej odleg³oœci nast¹pi³ potê¿ny wybuch i zarównoHort, jak i Smith odruchowo drgnêli.- Jest pan g³uchy, czy co? - spyta³ Hort.- Pewnie, ¿e maj¹.Ale to nie pañskiinteres.A mo¿e Wembling roœci sobie prawa do w³adzy nad ca³ym kontynentem?- Wembling chowa siê pod ³Ã³¿kiem - rzek³ Smith.- Nie mam zamiaru wtr¹caæ siê wsprawy tubylców.Po prostu jestem ciekaw, co mnie zbudzi³o.Twarz Horta rozjaœni³ uœmiech.- A wie pan, ¿e ja te¿? ChodŸmy popatrzeæ.Ruszyli w las z Hortem na czele.Wybuchy rozlega³y siê w dalszym ci¹gu.Smithpod¹¿a³ tu¿ za Hortem.- Czy jest pan pewien, ¿e ci tubylcy nie s¹ niebezpieczni? - spyta³.Hortzatrzyma³ siê i odwróci³.- Proszê pana, od prawie trzech lat mieszkam tu albo blisko nich, albo z nimi.Prawie przez ca³y ten czas codziennie przebywa³em wœród nich i nigdy niezauwa¿y³em, ¿eby siê bili miêdzy sob¹, czy choæby powa¿niej k³Ã³cili.Uwa¿am, ¿es¹ bardzo niebezpieczni, ale nie w tym znaczeniu, które pan ma na myœli.Posuwali siê dalej.Nagle drogê przeciê³a im rzeka, któr¹ przebyli ³odzi¹przypominaj¹c¹ prymitywny prom.Weszli na œcie¿kê po drugiej stronie i ruszylini¹ szybkim marszem.Po obu stronach id¹cych przesuwa³ siê monotonnie las.Nocpokry³a szaroœci¹ wszystkie barwy, a ogromne kwiaty na wielu drzewach dziwniezwinê³y swe delikatne p³atki, jakby broni¹c siê przed ciemnoœci¹.Równie¿ nastêpn¹ rzekê przebyli ³odzi¹.Wybuchy oddala³y siê, lecz Yorish by³coraz bardziej zaniepokojony, obserwuj¹c z bezpiecznego miejsca na "Hilnie",jak jego ludzie wci¹¿ posuwaj¹ siê w g³¹b nieznanego lasu.- Czy u¿ywali ju¿ kiedyœ materia³Ã³w wybuchowych? - spyta³ Smith.- Nie - odpar³ Hort.- Nie zauwa¿y³em, ¿eby je mieli.- To chyba potê¿ne ³adunki.Taki wybuch móg³by zamieniæ spory statek kosmicznyw kupê z³omu.Hort nic na to nie odpowiedzia³.Yorish zamierza³ ju¿ zawróciæ patrol, gdy wtemHort ukl¹k³ na œcie¿ce.- Nie zbli¿aæ siê! - krzykn¹³.Smith ukl¹k³ w pobli¿u, ¿eby mu poœwieciæ, ajeden z ludzi skierowa³ w ich stronê kamerê.Yorish badawczo przygl¹da³ siêobrazowi nieokreœlonej masy, nad któr¹ pochyla³ siê Hort, lecz nic mu nieprzychodzi³o do g³owy.- Co to jest? - spyta³ Smith.- Czy mo¿e pan tutaj poœwieciæ? O, tak.Niech mnie szlag trafi, jeœli to niewygl¹da jak.Hort nagle zacz¹³ siê œmiaæ.Ludzie z patrolu otoczyli go ciasnym ko³em izdezorientowani zaczêli badawczo przygl¹daæ siê kupce masy le¿¹cej na œcie¿ce,zaœ Hort w tym czasie skrêca³ siê ze œmiechu, wal¹c piêœciami w ubit¹ ziemiêprzy przedziwnym akompaniamencie nieregularnych eksplozji.W koñcu Hort opanowa³ siê na tyle, ¿e móg³ mówiæ.- To te tykwy - wysapa³.- To te tykwy - powtórzy³ Smith, którego ogarnia³a z³oœæ.- To mi nic nie mówi.Œmiej¹c siê jeszcze, Hort z trudem wsta³.- Na Langri rosn¹ ogromne tykwy - rzek³.- S¹ wiêksze od chat i faktycznietubylcy u¿ywaj¹ ich do wykonywania dachów swych domostw.Wystêpuj¹ wewszystkich mo¿liwych kszta³tach i rozmiarach, a u¿ywa siê ich do wytwarzaniaró¿nych rzeczy, od mebli po naczynia kuchenne.Od mojego przybycia tutaj przezca³y czas zastanawia³o mnie, jak te cholerne tykwy siê rozmna¿aj¹, a teraz ju¿wiem: eksploduj¹ i rozrzucaj¹ zarodniki.- Czy chce pan przez to powiedzieæ, ¿e wszyscy obcy na tej planecie zostaliobudzeni, a myœmy odbyli tê urocz¹, nocn¹ przechadzkê po lesie tylko dlatego,¿e jakieœ roœliny zabawiaj¹ siê rozmna¿aniem? - z gorycz¹ zapyta³ Smith.Jakiœ oficer wszed³ do sterowni i wyprê¿y³ siê na bacznoœæ.- Przepraszam, panie komandorze, ale.Yorish uniós³ rêkê.- Chwileczkê - powiedzia³.Smith podsyca³ swój gniew.- Jak to siê sta³o, ¿e te tykwy nagle postanowi³y mieæ dzieci tego samegowieczoru, kiedy wyl¹dowa³a flota?- Zapewne tubylcy wiedz¹, co robiæ, ¿eby wybucha³y - rzek³ Hort.- Panie komandorze - zwróci³ siê oficer do Yorisha - jakiœ tubylec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL