[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale to może poczekać.Z Małym Sivertem na ramionach ruszył w stronę koca.- Witaj, Mali - powiedział do odwróconej plecami Margrethe.- Czy ty nie chcesz już ze mną rozmawiać?Margrethe, tuląc do siebie Olausa, odwracała się wolno ku niemu.Przez bardzo długą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, ona i Bengt, a Bengt robił się coraz bledszy.Spoglądał to na matkę, to na syna, jakby nie wierzył własnym oczom.Margrethe nie mówiła nic, Olaus jednak nieoczekiwanie wyrwał się z jej objęć i na czworakach ruszył w stronę przybysza, który stał niczym słup soli z Małym Sivertem na ramionach.- Chcę zejść - zawołał Mały Sivert, kopiąc go w plecy.- Chcę zejść!Bengt pochylił się i postawił chłopca na ziemi, ale wzroku nie spuszczał z dziecka, które czołgało się do niego.Wyciągnął przed siebie ręce, które Olaus z ufnością chwycił, i pomógł malcowi stanąć na nogach.Dziecko śmiało się do niego promiennie, niebieskie oczka mieniły się w słońcu, a jasna grzywka opadała mu na czoło.Chłopiec zrobił parę chwiejnych kroków przed siebie i wpadł w objęcia Bengta.Nikt nie powiedział ani słowa.Jakby czas się zatrzymał.- Sivert, chodź no tu na chwilę! - zawołała Ane od progu.- Mama chce cię przebrać.Mały Sivert spoglądał niepewnie to w jedną, to w drugą stronę.Jakby przeczuwał, że nie wszystko jest tak, jak powinno, że stało się coś, czego on nie rozumie.W końcu odwrócił się pospiesznie i pobiegł do Ane.- Margrethe - wyszeptał Bengt.Wpatrywał się w piękną, młodą twarz przed sobą, patrzył na bujne włosy opadające jej na ramiona, na oczy; te oczy, które teraz są zupełnie inne, niż zapamiętał.Kiedyś były pełne życia, śmiechu i miłości.Teraz zrobiły się jakby większe i dziwnie głębokie.- Margrethe.Margrethe, co ja ci zrobiłem?Nie od razu odpowiedziała.Siedziała w słońcu i patrzyła na mężczyznę, któremu niegdyś oddała się z takim samym zaufaniem, jak teraz jej syn dał mu się wziąć na ręce.Zmienił się, widziała to.Zeszczuplał, pomyślała.Jest inny.I zdała sobie sprawę, że on też przeżył swoje od czasu, kiedy widzieli się po raz ostatni, on też.- Odebrałeś mi wiarę w miłość - powiedziała cicho.- Ale podarowałeś mi wspaniałego syna.Bengt usiadł i trzymał chłopca tak, by widzieć jego buzię.To niesamowite, myślał.Jakbym widział siebie w lustrze.Olaus złapał go za grzywkę i zaczął ciągnąć z całej siły.- Au, chłopcze - wołał Bengt ze śmiechem, próbując się bronić.Malec śmiał się radośnie i wcale nie miał zamiaru puszczać.Margrethe uklękła i pochyliła się do nich.Delikatnie, z czułością otworzyła rączki dziecka i uwolniła włosy Bengta, przytuliła synka do siebie.Potem usiadła znowu z małym na kolanach.Boże kochany, myślał Bengt.Co ja zrobiłem? Nagle przypomniał mu się tamten czas.Bardzo wyraźnie zobaczył wrzosowisko, jej jędrne, młode piersi, przypomniał sobie jęk bólu, kiedy odbierał jej dziewictwo.Oddawała mu się z całą ufnością niewinnej, zakochanej dziewczyny.Była taka naiwna, pamiętał, że zdawał sobie wtedy z tego sprawę.Rozkoszna, kochana i niewiarygodnie naiwna.Tak mało wtedy wiedziała o życiu.Teraz po jej oczach poznawał, że utraciła już dawną ufność.Również ona wydoroślała, pomyślał.I też bardzo szybko.- On.On jest mój.Nie pytał.Po prostu stwierdzał.- Tak, skoro już pytasz; to twoje dziecko.Ale nie musisz się z tego powodu niczego obawiać, Bengcie Innstad, bo jeśli o to chodzi, to tylko Mali się domyśliła.Nikt inny o niczym nie wie i nikt się nie dowie.Żyj sobie dalej tak, jak żyjesz, my zaraz wyjeżdżamy.Zapomnij, że nas widziałeś.- Dlaczego nic nie powiedziałaś? Wtedy.Margrethe roześmiała się, zimno, nieprzyjemnie.W jej oczach pojawiła się pogarda.- A co by to dało? Przecież, zanim odszedłeś tamtego dnia, powiedziałeś bardzo wyraźnie, że mam na nic nie liczyć.I byłeś zaręczony, o ile pamiętam.Ale tego dowiedziałam się już po tym, jak.Gwałtownie wciągnęła powietrze i uniosła głowę.- Ja pochodzę z biednej rodziny - dodała z goryczą.- Ale żebrać o nic nie będę, Bengt!Przez chwilę panowała zupełna cisza.- Kochałam cię - powiedziała w końcu cicho Margrethe.- Mój Boże, jak ja cię kochałam.Byłeś tylko ty.I nigdy nikogo innego nie będzie.Wierzyłam ci, kiedy mówiłeś, że.Pospiesznie otarła dłonią oczy i ukryła twarz we włosach synka.- Byłam wtedy taka młoda.I wierzyłam w miłość - wyszeptała ochryple.- A teraz już nie wierzysz? - spytał.Uniosła wzrok i popatrzyła na niego.Nie wierzę, chciała powiedzieć, ale nie powiedziała nic.Bo przecież nigdy nie przestała kochać tego mężczyzny, który siedział teraz obok niej na kocu.I wiedziała, że nigdy nie pokocha innego.- Czy mógłbym dostać jeszcze jedną szansę? - spytał Bengt cicho i wyciągnął rękę, by dotknąć jej włosów.- Rozumiem, że wyrządziłem ci wielką krzywdę.Musiałaś dźwigać to wszystko sama, zupełnie sama
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL