[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niet, nie dieriewiannyje - wycedził przez zęby Gijewskij.Trochę zrozpaczony, nie wiedziałem, w czym rzecz.Osobiście nie miałem wątpliwości, że termometry są szklane.Widocznie klasyfikuje się je w inny sposób.Może od ochrony w postaci żelaznej gardy przed kuleczką z rtęcią.- Żeleznyje - powiedziałem bardzo niepewnym głosem.- Niet, nie żeleznyje.Sadis!Wróciłem na miejsce, usiadłem, nie biorąc zbyt do serca całego nieporozumienia.Staruszek widocznie nie widział termometrów do mierzenia gorączki.Może nigdy mu jej nie mierzono.Taki był zdrów przez całe życie - pomyślałem.Słyszałem, jak wywoływał po mnie Zygmusia Bujko, Stasia Bujniewicza.Coś mu odpowiadali, czego ja nie zrozumiałem, bo Piatosin pokazał mi właśnie fotografię swego brata w aeroplanie.Brat jego był lotnikiem.Była wojna, więc aeroplan Piatosina więcej mnie interesował niż termometry, o które pytał „priepodawatiel” Gijewskij, a o których sam nie miał pojęcia.Tego dnia wszyscy jakby się zmówili przeciwko mnie.Może dlatego, że byłem pierwszy na liście w spisie uczniów.Lenskij też: - Borchardt! - Wiedziałem już, że muszę wstać, krzyknąć: - Jest’! - potem wyjść z ławki i stanąć koło tablicy frontem do klasy.Gdy już stałem tam, gdzie trzeba, Lenskij chciał usłyszeć ode mnie początek wiersza „Borodino”.Wyjątki tego utworu pamiętałem z tego, co usłyszałem w domu przesiadując wieczorami u chłopców, gdy się uczyli.W tej chwili nie wiedziałem, jak się ten wiersz zaczyna.Przypomniałem sobie tylko rymy ze słowem „Łafieta”.Ale nie wiedziałem, czy „Łafiet” to przyjaciel, czy tylko znajomy autora wiersza.Że jest to laweta działa, nigdy nie przyszło mi do głowy.Chcąc jednak coś odpowiedzieć, zadeklamowałem:- „Poszoł wzdriemnutja u Łafieta".Lenskij, nie rozumiejąc mojej sytuacji, spytał:- Poczemu ty naczał od ,,łafieta”!- Potomu czto eto jewo prijatiel! - odpowiedziałem, nie mogąc dotychczas rozwiązać zagadki, czy to przyjaciel, czy tylko znajomy.Huraganowy śmiech kolegów - „bladych twarzy” nie wytrącił mnie z równowagi.Pomyślałem, że był to tylko „znakomyj”, a nie „prijatiel”.Nie zrażony rozbawieniem całej klasy usiłowałem deklamować dalej to, co zapamiętałem:- „I słyszno było do razswieta, kak likował Francuz".Ale Lenskij nie chciał dłużej zgłębiać mojej znajomości wiersza „Borodino” i powiedział z kwaśnym wyrazem twarzy:- Sadis!Wróciłem na miejsce, nie posuwając ani o jeden krok zagadki: Łafiet - prijatiel ili znakomyj?Geografii uczył ten sam nauczyciel co i „prirodowiedienja”.Staruszek Gijewskij.Znów mnie wyczytał: - Borchardt! - Znów odkrzyknąłem służbiście: - Jest'! - i pomaszerowałem do tablicy.Staruszek powiedział:- Pokażi mnie swój gieograficzeskij atłas dla uprażnienji - czyli: - Pokaż mi swój geograficzny atlas do ćwiczeń.Widziałem, że Piatosin miał coś takiego i coś w nim kolorował.Ja nie miałem.Skąd!Nawet Lusi Eskarowna też czegoś ode mnie dzisiaj sobie życzyła.- Borchardt! - Jest'! - Wstałem i podszedłem do tablicy.- Sage mir, bitte.- powiedziała i coś jeszcze, jakby: „der, die, das”.Ponieważ Lusi Eskarowna bezwzględnie bardzo mi się podobała, chciałem być wobec niej nadzwyczaj grzeczny, więc ukłoniłem się jej jak umiałem najładniej i powiedziałem:- Izwienitie, Lusi Eskarowna, no ja nie znaju.Wydało mi się, że ona na to: - Schade - czy coś podobnego, ale dla mnie było rzeczą najważniejszą, że się przy tym uśmiechnęła, że nie robiła niezadowolonej miny, jak Gijewskij i Lenskij.Z tym samym uśmiechem powiedziała coś w rodzaju: „sycem”.Domyśliłem się, że mogę usiąść.Ukłoniłem się raz jeszcze i zadowolony z jej uśmiechu wróciłem na swoje miejsce.Wciąż nie rozumiałem, o co właściwie chodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL