[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może nawet głowice nuklearne.Najgorszy los czekał ludzi na zewnątrz: załogi naziemne i pilotów przygotowujących maszyny do startu.Zadaniem Edwardsa było po prostu trzymać się od tego wszystkiego jak najdalej.Powodowało to w nim uczucie wstydu.Smak strachu mieszający się z miętowym smakiem gumy wstyd ów jeszcze powiększał.Wszystkie maszyny Eagle znalazły się już w powietrzu – mknęły na północ.Ostatni z backfire'ón› wypuścił rakiety i pełną mocą silników odlatywał na północny wschód.Za rosyjskimi samolotami ruszyły w pościg z szybkością dwóch tysięcy kilometrów na godzinę myśliwce Eagle.Trzy z nich wystrzeliły pociski, niszcząc dwa rosyjskie samoloty i jeden uszkadzając.Główny kontroler z Sentry Jeden spostrzegł, że myśliwce, które przybyły z odsieczą, przywołane hasłem „Zulu" nie są w stanie dogonić backfire'ów.Klął w duchu, że nie posłał ich za starszymi i mniej cennymi badgerami.Wiele z nich mogłyby przechwycić.W tej chwili więc polecił im zwolnić i zaczął podawać namiary ponaddźwiękowych, radzieckich rakiet.Na pasie startowym dwa-dwa nabierał właśnie szybkości Pingwin Osiem, jeden z samolotów klasy P-3C Orion do zwalczania okrętów podwodnych.Pracę zakończył zaledwie przed pięcioma godzinami, więc jego załoga nie zdążyła jeszcze w pełni otrząsnąć się ze snu.Teraz uruchamiała na betonie turbośmigłowy samolot.–Zaczyna opadać – odezwał się operator radaru.Pierwsza rosyjska rakieta znajdowała się już prawie nad nimi i zaczynała wchodzić w lot nurkowy.Eagle strącił dwa z nadlatujących pocisków, ale kursy i wysokości rakiet były bardzo niekorzystne, toteż większość wystrzelonych Sparrowów nie mogła dogonić machów-2.Piloci krążących nad środkową Islandią w dużej odległości od bazy myśliwców F-15 zastanawiali się usilnie, czy znajdą jeszcze lotnisko, na które będą mogli wrócić.Kiedy spadła pierwsza rakieta, Edwards przypadł do ziemi.A może wcale nie spadła? Pociski powietrze-ziemia zaopatrzone były w radarowe detonatory zbliżeniowe.Bomba eksplodowała dwadzieścia metrów nad płaszczyzną gruntu.Skutek był przerażający.Wybuch nastąpił dokładnie nad międzynarodową autostradą w odległości dwustu metrów od budynku operacji lotniczych.Na zabudowania bazy spadł grad odłamków; największych uszkodzeń doznała remiza straży ogniowej.Edwards kulił się na podłodze, podczas gdy w górze świstały odłamki, które przechodziły przez drewniane ściany jak przez papier.Podmuch wyrwał drzwi z zawiasów i całe pomieszczenie wypełniło się gęstym kurzem.W chwilę później eksplodowała stacja „Esso".Paliwo do ciężarówek wystrzeliło w niebo olbrzymią kulą ognia, a na okolicę spadł deszcz płonącej benzyny.Natychmiast zniszczone zostały instalacje elektryczne.Radary, radia i lampy pogasły, a zasilane bateriami światła awaryjne nie zapaliły się od razu.Przez straszną chwilę Edwards myślał, że rakieta uzbrojona była w głowicę nuklearną.Podmuch eksplozji spowodował, że stracił dech, poczuł mdłości.Rozejrzał się i ujrzał nieprzytomnego człowieka trafionego spadającą z sufitu lampą jarzeniową.Nie pamiętał, czy on sam zapiął hełm, czy też nie.Był to w tej chwiliw jakiś sposób problem niebywale istotny, ale Edwards nie wiedział dlaczego.W dużej odległości wylądowała kolejna rakieta, a po minucie rozległa się cała seria gromów.Porucznik prawie dławił się kurzem.Czuł, że za chwilę straci przytomność.Odruchowo zerwał się z ziemi i runął ku wyjściu, by zaczerpnąć świeżego powietrza.Przywitała go ściana żaru.Stacja „Esso" przekształciła się w ryczące kłębowisko ognia, który pochłonął już laboratorium fotograficzne i centrum handlowe bazy.Jeszcze więcej dymu unosiło się nad terenem koszar.Na pasach startowych, z których nigdy już nic nie miało wystartować, stało pół tuzina samolotów.Eksplodująca nad skrzyżowaniem pasów rakieta, pourywała im skrzydła niczym zabawkom.Przed oczyma Edwards miał zgruchotany, płonący wielkim ogniem E-3A sentry.Odwrócił wzrok ku wieży kontrolnej.Też była uszkodzona.Wszystkie szyby zostały wybite.Nie myśląc wcale o jeepie, porucznik pobiegł w stronę wieży.Dwie minuty później, wstrzymując oddech, wszedł do środka.Nikt nie przeżył.Ciała były pocięte odłamkami szkła, kafelki na podłodze śliskie od krwi.Z głośników ciągle dobiegał szum radia, ale nie pracował żaden nadajnik.Pingwin Osiem – Cóż to jest, do licha? – mruknął pilot oriona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL