[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I na tym koniec.- Mogę też zaświadczyć, że jest to, jak na swój wiek, doskonały marynarz - z niezmąconym spokojem zapewnił oberżysta.- Może inni mają więcej doświadczenia.Ale tak energicznych, czujnych i przezornych marynarzy niewielu pan znajdzie.- Czy jest pan pewny, że o nim, a nie o kim innym mówią te listy? Joram wziął listy, nałożył na nos okulary, uważnie przeczytał, pokiwał głową i oświadczył:- Tak, to ten sam pan Wilder.Wszystko się zgadza.W tych listach nie wspomniano tylko, jak pan Wilder, dzięki niezwykłej przytomności umysłu, uratował dwa statki od niechybnej katastrofy.Jeden z tych statków nazywał się „Nancy”, a drugi „Peggy i Dolly”.Jak pan wie, sam pływałem za młodu.Zdaję więc sobie sprawę, co to znaczy uratować statek, gdy sytuacja jest beznadziejna.O tych dwóch zwycięstwach pana Wildera nie raz na własne uszy słyszałem od marynarzy.Czytelnik zapewne zauważył, że wywód oberżysty dowiódł niewątpliwie jego wymowy i wyobraźni, ale też niczego więcej.Jak to się często zdarza, przedstawiciel firmy jednak dał się przekonać, że Wilder jest osobą wymienioną w papierach.Odprowadził więc młodego marynarza na bok i dobił z nim targu.Ustalone zostało, że Wilder będzie pełnił funkcję kapitana, a kapitan Nicholls wsiądzie wprawdzie na statek, ale co najmniej przez miesiąc nie będzie nim dowodził.Właśnie lekarze nastawili mu złamaną nogę i miał na statku czekać, aż się kość zrośnie.W godzinę później statek opanowała gorączka odjazdu.Rodziny, przyjaciele, znajomi żegnali pasażerów i marynarzy, jedni przekrzykiwali drugich, niektórzy dopiero teraz przypomnieli sobie o jakichś ważnych sprawach, obarczano odjeżdżających różnymi zleceniami do portów po drodze.Wszyscy byli podnieceni.Odprowadzający zwlekali z opuszczeniem statku, można by rzec, że jak pijawki uczepili się pokładu i nie dawali się oderwać.Marynarze, z pełnymi uszami rozkazów pilota i pożegnań, biegali wszędzie, tylko nie tam, gdzie trzeba, a liny plątały im się w rękach.W końcu na statku została tylko załoga i pasażerowie.„Karolina” mogła swobodnie wyjść z portu.ROZDZIAŁ DWUNASTYWilder wezwał pilota, wydał mu rozkazy i stanął na pokładzie, w miejscu, z którego mógł dobrze obejrzeć cały statek i spokojnie pomyśleć o niezwykłej sytuacji, w jakiej tak niespodziewanie się znalazł.Statek mógł ucieszyć oczy najbardziej wymagającego znawcy, załoga była zdrowa, sprawna i żwawa.Marynarze stanęli wokół kabestanu i na komendę pilota zaczęli nawijać linę kotwiczną.Pracowali miarowo, sprawnie, nie żałując wysiłku.Donośnie przy tym i wesoło pokrzykiwali.Wilder, zgodnie z przyjętym zwyczajem, dołączył do chóru.Jego głos brzmiał dźwięcznie i stanowczo.Marynarze oglądali się z uznaniem na swego nowego dowódcę.Uśmiechnął się z zadowoleniem i przeszedł na rufę statku.Stały tam obie jego pasażerki.- Znając pańskie zdanie o tym statku - powiedziała pani Wyllys lodowatym tonem - nie spodziewałam się spotkać pana tutaj, i to na tak odpowiedzialnym stanowisku.- Pewnie słyszała pani, że kapitan uległ nieszczęśliwemu wypadkowi - odparł.- Słyszałam.Dziwi mnie tylko, że właśnie pan go zastąpił.- Może nie docenia pani moich umiejętności.Chciałbym panią zapewnić, że.- Nie wątpię, że jest pan mistrzem w swoim zawodzie.Czy będziemy miały przyjemność całą podróż odbyć pod pańską opieką, czy pożegnamy się, jak statek wypłynie na pełne morze?- Polecono mi zaprowadzić ten statek do celu jego podróży.- Spodziewam się, że prawdziwe lub urojone niebezpieczeństwo, o którym słyszałyśmy od pana, znacznie zmalało.Przecież nie narażał - by się pan wraz z nami.- Pani źle mnie sądzi - Wilder mimo woli spojrzał na Gertrudę.- Jestem gotów narazić własne życie, aby ustrzec panią i pani towarzyszkę przed niebezpieczeństwem.Pani Wyllys uśmiechnęła się życzliwie.- Bardzo miło mi to słyszeć.Kochanie - zwróciła się do Gertrudy.- Nie będziemy panu przeszkadzać.Wyprowadzenie statku z portu jest trudną operacją, nawet jeśli kobiety nie zawadzają na pokładzie;Obie pasażerki oddaliły się i przystanęły w miejscu, gdzie nie przeszkadzały załodze.Kotwicę już podniesiono.Marynarze przystąpili do rozwijania żagli.Wilder powtarzał rozkazy, wydawane przez pilota, i czuwał nad ich dokładnym wykonaniem.Po chwili wszystkie żagle były rozwinięte.Wiatr dmuchał od rufy, statek sunął w stronę wyjścia z portu.Wilder zlustrował okiem maszty, reje i żagle.Wyjrzał za burtę, czy nie wlecze się jakaś zapomniana lina.Wszystko było w idealnym porządku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL