[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widzisz - powiedziała Polly - ludzie przychodzą go zobaczyć i kupują książkę.Dziewczyny twierdzą, że pięćdziesiąt procent sprzedaży zawdzięczamy osobistemu urokowi tego kota.W takiej sytuacji możemy wliczyć w koszty wszystkie wydatki na niego.Albo też wciągnąć go na listę płac i pozwolić mu płacić za utrzymanie i ubezpieczenie zdrowotne.Czy w takiej sytuacji kot powinien dostać NIP i wypełnić zeznanie podatkowe?Wydawała się szczerze przejęta tą kwestią, więc Qwilleran odpowiedział jej całkiem poważnie:- Za nic w świecie nie chciałbym, żebyście mieli kłopoty z urzędem skarbowym, lepiej zapytaj doradcy podatkowego albo zwróć się do urzędu.Po kolacji wyłączyli muzykę i omówili kwestię tekstów na ceremonię pogrzebową Violet.Polly zaproponowała, że przeczyta krótki utwór Byrona Szła piękna jak noc.Qwilleran powiedział, że Violet przypominała mu Portię z Kupca weneckiego.Mógłby odczytać słynną mowę z ostatniego aktu.Był to jeden z tych książkowych wieczorów, które tak lubili i które zniknęły z ich życia na długie tygodnie, kiedy Polly przygotowywała się do otwarcia księgarni.Nagle niebo rozświetliła błyskawica.- Nadchodzi burza - powiedział Qwilleran.- Już od kilku dni Joe zapowiadał gwałtowną wichurę i burzę.Lepiej pójdę do domu, zanim mnie zaleje.Kiedy podchodził do budynku numer cztery, na osiedle wjechał samochód.- Podwieźć cię? - spytał Pogodny Jimmy.Wracał do domu po wieczornej audycji w PKX FM.- Napijesz się po ciężkiej pracy na radiowych falach? - odpowiedział pytaniem Qwilleran.- Dzięki, zaparkuję wóz i pędzę tam! - pokazał na tę stronę nieba, którą rozświetlały błyskawice.- Błyska się, i to potężnie!Po kilku minutach stawił się u Qwillerana.- Gdzie są koty? - spytał.- Koko jest na górze, przepowiada pogodę.Będzie się ubiegał o twoje stanowisko.Yum Yum jest pod sofą, nie przepada za błyskawicami.- A kto przepada? Miałem w zeszłym roku wykład w klubie o burzy.Zapytałem, kto lubi błyskawice.Nikt nie podniósł ręki.Kilku ludzi powiedziało, że grzmoty są ekscytujące, o ile nie są zbyt blisko i ma się pod ręką coś do picia.- Czy to prawda, że nie powinno się stać pod drzewem podczas burzy?- Jak najbardziej prawda.Drzewa są wysokie, ściągają prąd.Mocne uderzenie wysadza drzewo w powietrze.- Jeszcze jedno pytanie, Joe, dlaczego błyskawica daje tyle światła?- Czasami błyskawica zasłonięta jest przez chmury, które potem mocno rozświetla.Czasem zaś wydaje się, że rozświetla całe niebo i nie wiadomo, z jakiego kierunku strzela.Właśnie takie uderzały od godziny.Ale dosyć o burzy.Dowiedziałem się w Horseradish czegoś interesującego.Pojechałem tam przed audycją na urodzinowe przyjęcie, gdzie spotkałem dziewczynę Ronniego Dicksona, tę, z którą miał się ożenić.Pamiętasz jego wypadek, Qwill?- Pamiętam.Oficjalny raport mówił o narkotykach i alkoholu.- No cóż, zgodnie z tym, co mówi ta dziewczyna, to Alden Wadę zasugerował Ronniemu dopalacze, mówiąc, że powszechnie się ich używa, żeby zwalczyć tremę na scenie.Ona i jej przyjaciele uważają, że Alden chciał się pozbyć Ronniego.W Horseradish chodziły plotki o zastrzeleniu pani Wadę.Pasierb Aldena i Ronnie prowadzili prywatne śledztwo.Nikt nie wie, co się stało z chłopakiem, ale Ronnie już nikomu nie zagraża.- Ciekawe.- powiedział Qwilleran.- Kupujesz to, Joe?- Hmmm.to inteligentna dziewczyna, bardzo poważna, szczera.Dziękuję za drinka, Qwill.- Podniósł się.- Muszę dostać się do domu i przytulić Huragana.To duży, silny kot, ale kiedy przychodzi burza, muszę siedzieć przy nim i trzymać go za łapkę.- Rób, co do ciebie należy, Joe - powiedział Qwilleran, odprowadzając sąsiada do drzwi.Kiedy wrócił, Koko i Yum Yum siedziały na podłodze, wpatrując się w niego uważnie.Czas kolacji dawno minął.Rozdział dwudziesty czwartyQwilleran odprowadził syjamczyki do ich pokoju na antresoli, powiedział dobranoc i zamknął drzwi, co było tylko symbolicznym pożegnalnym gestem.Koko mógł otworzyć je, kiedy tylko przyszła mu ochota zejść na dół i obserwować nocne życie na brzegu rzeki.Qwilleran dokończył swojej wieczornej toalety i usadawiał się właśnie do kilku stron lektury „Wilson Quarterly”, co czynił przed położeniem się spać, kiedy usłyszał łoskot i odgłosy sprzeczki.Podbiegł do balustrady i spojrzał na dół, skąd dochodziło syczenie i warczenie.Pierwszą myślą Qwillerana było, że to Koko wszczął bójkę z kojotem przez kuchenną szybę, ale nie, to tylko sam Koko dostawał małpiego rozumu, jak zwykle przed większą burzą.Biegał w kółko, strącając lampy, bibeloty, wywracając krzesła, przybory kuchenne i wszystkie inne przedmioty z biurka Qwillerana.- Koko! Nie! - jego głos zagrzmiał potężnie i miał uspokoić kota, ale ten szalał nadal, pogrążając dom w chaosie.- Smakołyk! - magiczne słowo nie zrobiło na kocie żadnego wrażenia.Zwierzę tarzało się teraz w mięsistym chodniku zasypanym słonymi migdałami z miski na orzechy.Z daleka słychać było serię grzmotów i jeden głośny grom zakończony suchymi trzaskami, jakby serią z karabinu.Koko wstał spokojnie, otrząsnął się elegancko i oczyścił futerko z soli.Potem wolno wszedł po schodach, zostawiając Qwillerana z bałaganem.Ten nie miał jednak ochoty sprzątać o tej porze, podniósł więc tylko kilka mebli i lampę.Było późno, a on był zmęczony.Pokręcił głową nad zaśmieconym dywanikiem i poszedł w ślady kota.Grzmoty roznosiły się nad zachodnim niebem.Błyskawice rozczapierzały się nad chmurami.Qwilleran obserwował przez okno w dachu elektryczne wyładowania, jakich nie miał już nigdy więcej zobaczyć.Nagłe zdało mu się, że świetlista kula przecięła wierzchołki drzew jakby w poszukiwaniu godnego celu.Przejęty sceną nie usłyszał nawet policyjnych syren.Dostrzegł jednak nagły wybuch światła na północnym niebie i usłyszał wycie wozów strażackich nadjeżdżających z trzech różnych kierunków! Zmroziło mu krew w żyłach.Błyskawice uderzająw najwyższy cel! Tam, na północy, był wielki dom na wzgórzu!Włączył CBRadio i usłyszał skrzeczący głos:- Pożar w domu Hibbardów przy drodze do West Kennebeck.Prosimy o zgłaszanie się jednostek.Pierwszą myślą Qwillerana było: jak dobrze, że Violet nie dożyła tego pożaru!Tej nocy prawie nie spał.Koty wślizgnęły się cicho do jego pokoju, jakby wiedziały, że potrzebuje pocieszenia.Łuna na niebie nie zblakła nawet, kiedy grzmoty i błyskawice ustały.Nie było nikogo, do kogo mógłby zadzwonić w środku nocy, i nikt nie zadzwonił do niego do szóstej trzydzieści rano.Ponaglający głos w słuchawce powiedział:- Qwill, tu Junior
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL