[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To garnitury węszą.A poza tym myślałem o innych sprawach.Wiesz, że byłem w Delcie razem z Teddym Rinerem.– Wiem, Paulie, wiem.A więc mniej więcej o której godzinie pokazały się garnitury?Romano zastanowił się.– Nie byliśmy tam za długo.Wciąż jeszcze było ciemno.Powiedzmy druga trzydzieści czy coś koło tego.– WFO zareagowało wyjątkowo sprawnie, jeśli tak szybko przygotowali plan działania i posłali ludzi po dzieciaka.– A twoim zdaniem co miałem im powiedzieć? Hej, faceci, nie możecie zabrać chłopaka, jesteście o wiele za sprawni, a FBI po prostu nie pracuje w ten sposób? Chłopie, to by zrobiło cuda z moją karierą.Może nawet musiałbym się pożegnać ze słodkimi marzeniami o awansie.– Możesz mi opisać tych gości?Romano rozważał to przez chwilę.– Już opowiedziałem o nich agentom.– Czyli paru innym garniturom.Więc mi też opowiedz.To cię nie zabije.Zaufaj mi.– Pewnie.Gdybym był taki głupi, nie musiałbyś poprzestawać na moście, bo mógłbyś mi też sprzedać Brooklyn.– No już, Paulie, jak szturmowiec szturmowcowi, Grupa Hotel temu, co zostało z Charliego.Romano myślał nad tym przez chwilę, a potem odchrząknął.– Jeden z nich był biały.Trochę niższy ode mnie, chudy, ale umięśniony.Wystarczy?– Nie.Włosy?– Krótkie i jasne – jest federalnym, jakie inne mógłby mieć? Myślisz, że J.Edgar chodził z kucykiem?– Niektórzy twierdzą, że tak.I do tego w sukience.Młody, stary, w średnim wieku?– Więcej niż trzydzieści, mniej niż czterdzieści.Miał na sobie przydziałowy garnitur federalnych, chociaż właściwie jego był może trochę ładniejszy.Dużo ładniejszy od wszystkiego, co masz w swojej szafie, London.– Oczy?– Nosił okulary przeciwsłoneczne.– O drugiej trzydzieści w nocy?– Cóż, może to były przyciemnione okulary korekcyjne.Jakoś nie wpadłem na pomysł, żeby przesłuchać faceta w sprawie wyboru okularów.– Pamiętasz to wszystko, a nie możesz sobie przypomnieć jego nazwiska?– Błysnął identyfikatorem, a ja przestałem się tym interesować.Byłem na miejscu popełnienia przestępstwa, wszędzie dokoła biegali ludzie i sześciu naszych miało odstrzelone głowy.Przyszedł po dzieciaka i zabrał dzieciaka.Chodził, jak trzeba, i mówił, jak trzeba.Do diabła, pewnie był starszy rangą ode mnie.– A jego partner?– Co takiego?– Jego partner, ten drugi garnitur, powiedziałeś, że było ich dwóch.– Zgadza się.– Romano nie wydawał się teraz tego taki pewny.Przetarł oczy i upił mały łyk piwa.– Widzisz, tamten facet tak naprawdę nie podszedł do nas.Pierwszy garnitur wskazał na niego, powiedział, że to jego partner i to wszystko.Ten drugi facet rozmawiał z jakimiś gliniarzami, wcale do nas nie podszedł.Web popatrzył na niego sceptycznie.– Paulie, to znaczy, że nie wiesz na pewno, czy facet, z którym rozmawiałeś, w ogóle był z tamtym drugim.Mógł działać całkiem sam i tylko wciskać ci kit.Czy powiedziałeś to wszystko temu prawdziwemu agentowi FBI?– Słuchaj, Web, ty byłeś prawdziwym Fibbie.Jesteś przyzwyczajony do badania takiego gówna.Ja byłem Deltą.Wstąpiłem do FBI tylko po to, żeby móc przeskoczyć do SWAT, a potem do HRT.Minęło już dużo czasu i zapomniałem, jak się gra detektywa.Po prostu uderzam i wieszam.Po prostu uderzam i wieszam, człowieku.– Cóż, być może powiesiłeś ot tak, po prostu małego chłopca.Romano wpatrywał się w niego ze złością przez kilka sekund, a potem zgarbił się i popatrzył w bok.Web przypuszczał, że Romano myśli o swoich dwóch synach.Chciał wzbudzić w nim poczucie winy, żeby ten błąd nigdy się nie powtórzył.– Dzieciak leży już pewnie na jakimś śmietnisku, przysypany ziemią.Ma brata.Jakiegoś drania, na którego mówią Wielki F.– Tam to normalne – burknął Romano.– Dzieciak nie miał łatwego życia.Widziałeś dziurę od kuli na jego policzku.A to dopiero dziesięciolatek.Romano pociągnął haust piwa i otarł usta.– Taak, cóż, sześciu naszych ludzi nie żyje, a nie powinno tak być, i wciąż się zastanawiam, dlaczego nie zginęło siedmiu.– Rzucił Webowi nieprzyjazne spojrzenie.– Może poczujesz się lepiej, kiedy się dowiesz, że korzystam teraz z pomocy specjalisty i wspólnie próbujemy znaleźć wyjaśnienie.– Przyznanie się do tego, zwłaszcza Romano, kosztowało Weba wiele wysiłku, i natychmiast pożałował swoich słów.– Och, jasne, teraz czuję się tak dobrze, że zaraz pobiegnę ulicami i będę wrzeszczał: „Web chodzi do psychiatry, świat jest bezpieczny”.– Przestań, Paulie, myślisz, że chciałem się wtedy zatrzymać? Myślisz, że chciałem patrzeć, jak ktoś rozstrzeliwuje moją grupę? Tak myślisz?– Chyba tylko ty możesz odpowiedzieć na to pytanie – odpalił Romano.– Słuchaj, wiem, że to wszystko źle wygląda, ale dlaczego tak na mnie napadasz?– Chcesz wiedzieć dlaczego? Naprawdę chcesz wiedzieć?– Taak.– W porządku.Właściwie to rozmawiałem z tym dzieciakiem, czy też raczej on mówił do mnie.Chcesz wiedzieć, co powiedział?– Siedzę tutaj i czekam, Paulie.– Powiedział, że ze strachu płakałeś jak niemowlę.Błagałeś go, żeby nikomu o tym nie mówił.Byłeś największym tchórzem, jakiego widział.Powiedział, że nawet próbowałeś wcisnąć mu swój karabin, bo bałeś się go użyć.Cóż, porozmawiaj o niewdzięcznym dzieciaku.– A ty uwierzyłeś w to gówno?Romano pociągnął kolejny łyk piwa.– Cóż, nie w tę część o karabinie.Nie dajesz nikomu tego cholernego SR75.– Wielkie dzięki, Romano.– Ale dzieciak musiał zobaczyć coś, co skłoniło go do powiedzenia czegoś takiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL