[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To musze im przyznac.W przerwie po pierwszym akcie poszlismy w tlumie innych frajerow na papierosa.Wielkie nabijanie w butelke.W zyciu tylu kabotynow na raz nie widzieliscie, a kazdy zaciagal sie dymem, az mu sie uszy trzesly, i gadal o sztuce przekrzykujac innych, zeby wszyscy uslyszeli i przekonali sie, jaki to on jest genialny.Tuz obok nas stal pewien durny aktor filmowy i cmil papierosa.Nie pamietam jego nazwiska, ale grywa zawsze w filmach o wojnie takiego bubka, ktory w ostatniej chwili przed wyskoczeniem z okopow do walki na bagnety dostaje cholernego pietra.Byla z nim jakas wspaniala blondyna i oboje udawali obojetnych, niby ze wcale nie spostrzegaja, ze ludzie na nich patrza.Tacy wiecej skromni.Ubawili mnie nie najgorzej.Sally nie miala wiele do powiedzenia, tylko piala na czesc Luntow, a zreszta byla zajeta wylacznie rozgladaniem sie na wszystkie strony i czarowaniem calego swiata.Nagle zauwazyla jakiegos znajomego cymbala w drugim kacie sali.Taki bubek w bardzo ciemnym szarym ubraniu flanelowym i pstrokatej kamizelce w krate.Z daleka od niego zalatywala Ivy League.Wazniak.Sterczal pod sciana, zaciagal sie papierosem jak samobojca i mine mial znudzona jak diabli.Sally powtorzyla dziesiec razy: "Ja go skadsis znam".Gdziekolwiek pojdziesz z Sally, ona zawsze i wszedzie kogos zna albo przynajmniej tak jej sie wydaje.Powtarzala te plyte tak dlugo, ze w koncu stanela mi koscia w gardle i powiedzialem:-To dlaczego nie podejdziesz do faceta i nie rzucisz mu sie na szyje, jezeli go znasz? Chlopak sie na pewno ucieszy.Rozzalila sie na mnie, kiedy jej to wygarnalem.Wreszcie jednak cymbal spostrzegl ja i podszedl do nas, zeby sie przywitac.Trzeba bylo widziec, jak sie witali.Myslalby kto, ze tesknili do siebie od dwudziestu lat.Myslalby kto, ze jako niemowleta kapali sie we wspolnej wanience i bawili razem w piasku.Para przyjaciol od dziecka.Rzygac sie chcialo.A najsmieszniejsze, ze prawdopodobnie widzieli sie przedtem jeden jedyny raz w zyciu, i to na jakims detym przyjeciu.W koncu, kiedy sie juz nagruchali, Sally zapoznala bubka ze mna.Nazywal sie George Costam, nie pamietam juz nawet jak, studiowal w Andover.Cholernie wazny.Szkoda, zescie nie byli przy tym, jak Sally zapytala go, co mysli o tej sztuce.Nalezal do tego typu cymbalow, ktorzy musza miec duzo miejsca, zeby wyglosic swoje zdanie.Cofnal sie o krok i nadepnal jakiejs babce, ktora za nim stala, na noge.Chyba polamal jej wszystkie palce, ile ich miala.Oznajmil, ze sama sztuka nie jest arcydzielem, ale Luntowie, rozumie sie, to bezapelacyjne anioly.Anioly.Rany boskie! Anioly! Zatkalo mnie.Potem zaczeli oboje z Sally rozmowki o roznych wspolnych znajomych.W zyciu nie slyszalem bardziej idiotycznej gadki.Kazde z nich staralo sie jak najpredzej przypomniec sobie nazwe jakiejs miejscowosci, a potem osobe, ktora tam mieszka, i wykrzyknac jej nazwisko.Zeby nie to, ze antrakt sie wlasnie skonczyl i musielismy wracac na swoje fotele, bylbym chyba pojechal do rygi.Slowo daje.Ale pozniej, w przecie po drugim akcie, nastapil ciag dalszy tej samej konwersacji.Znowu przypominali sobie rozne miejscowosci i rozne osoby, ktore tam mieszkaly.Na dobitke facet mial glos falszywy jak wszystkie bubki z Ivy League, taki odlewajacy glos typowego snoba.Mizdrzyl sie jak dziewczyna.Nie mial wcale skrupulow, ze podrywa mi babke, ktora ja przeciez zaprosilem do teatru.Byla nawet po skonczonym przedstawieniu taka chwila, kiedy myslalem, ze wpakuje sie z nami na trzeciego do taksowki bo lazl dobry kawalek drogi przy nas, ale w koncu okazalo sie, ze jest gdzies zaproszony na cocktail z paczka swoich kolezkow.Jakbym ich widzial w jakims lokalu wokol stolika, wszystkich w kraciastych kamizelkach krytykujacych sztuki teatralne, ksiazki i kobiety tymi snobistycznymi, omdlewajacymi glosami.Takie typy dzialaja na mnie jak trutka.Mialem wrazenie, ze slucham glosu tego durnego bubka z Andover od dziesieciu godzin, i nim wreszcie wsiedlismy z Sally do taksowki, znienawidzilem prawie te dziewczyne.Mialem zamiar odwiezc ja prosto do jej domu, slowo daje, ale Sally powiedziala:-Wiesz, mam cudowny pomysl! - Zawsze miala jakies cudowne pomysly.- Posluchaj! O ktorej godzinie musisz byc w domu na obiedzie? Chodzi mi o to, czy sie szalenie spieszysz, czy tez masz jeszcze troche czasu? Czy musisz wrocic do domu o jakiejs oznaczonej porze" - Ja? Nie.Wcale sie nie spiesze do domu - odparlem, i byla to najprawdziwsza prawda.- A bo co?-Chodzmy poslizgac sie w Radio City.Cudowne pomysly Sally zwykle sa w tym guscie.-Poslizgac sie? Teraz zaraz?-Godzinke czy cos kolo tego.Nie masz ochoty? Bo jezeli nie masz ochoty.-Nie powiedzialem, ze nie mam ochoty.Dobrze.Jezeli chcesz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL