[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Helia ujęła oboje za ręce, jak matka dzieci, i poprowadziła ku ścianie, gdzie wielkie, żółte i czerwone trójkąty nikły z wolna w wirujących ramionach spirali.Ogarnęła ich na chwilę mgła i oto znaleźli się nagle… w lesie.Wysoko nad ich głowami wznosiły się rozłożyste korony sosen.Pod stopami czuli piaszczysty grunt porosły trawą i rzadkim wrzosem.Mia podeszła do najbliższego pnia i dotknęła palcami grubej, chropowatej kory.— Chodźcie — ponagliła Helia.Trzydzieści metrów dalej, spoza zarośli wyłoniła się otwarta przestrzeń.Wielki, owalny plac otoczony ze wszystkich stron lasem.W jego środku, na wklęsłej płycie startowej stał ich statek.Rost zatrzymał się na skraju lasu.Dłuższą chwilę patrzył w niemym podziwie na lśniący w słońcu kadłub rakiety, jakby ją po raz pierwszy zobaczył.Nagle, pod wpływem jakiegoś wewnętrznego impulsu, rzucił się naprzód i począł biec ku statkowi.Kilkusetmetrową odległość przebył biegiem, nie zwalniając, ani nie oglądając się poza siebie.Dopadł wreszcie zdyszany i spocony do ogromnej płaskiej „stopy” jednego z trzech amortyzatorów „Heliosa”, i przywarł dłońmi i czołem do zimnej powierzchni metalu.Wzmagające się w ostatnich godzinach napicie nerwowe ustąpiło raptownie.Chociaż gdzieś, ni granicy świadomości, czaił się jeszcze niepokój — dominującym uczuciem, jakie go w tej chwili ogarnęło, była radość.A więc rzeczywiście odnalazł statek! To nie mógł być sen, ani halucynacja!… Starał się wierzyć w to głęboko i niezachwianie.Więc jeszcze nie wszystko stracone! Mogą opuścić tę Ziemię obcą i niezrozumiałą.Przytłaczającą bogactwem i potęgą władania nad materią, świadomie czy nieświadomie dążącą do ujarzmienia ludzkiej duszy.Ale on na to nie pozwoli!Chce pozostać wolny i niezależny! Choćby musiał stąd odejść na zawsze i szukać gościnniejszej Ziemi, gdzieś wokół innych słońc.Uniósł głowę i spojrzał w górę na wznoszący się nad nim — niczym wielopiętrowy gmach z metalu i plastyku — statek międzygwiezdny.Właz kopuły wejściowej był otwarty.Wyprostowane ramię dźwigu sięgało platformą transportową powierzchni Ziemi.Ogarnęło go nieprzeparte pragnienie znalezienia się jak najszybciej we wnętrzu statku.Wstał i podszedł do platformy dźwigu.Jeszcze tylko przez moment po naciśnięciu guzika, nim obudzone sygnałem do działania wielkie ramię drgnęło i poczęło unosić platformę w górę, odczuł krótki, gwałtowny przypływ niepokoju.Ale maszyna działała sprawnie i nic nie wskazywało, aby ktoś — lub coś — próbowało przeszkodzić Rostowi w realizacji podjętej decyzji.Wokoło panowała cisza.Uświadomił to sobie dopiero teraz, gdy ramię dźwigu dokonało już półobrotu i wspinało się dalej w górę ku kopule wejściowej, Z pamięci wyłowił wspomnienie: las pełen zapachów i dźwięków, cichy szum drzew i świergot ptaków.Nie był jednak pewny, czy jest to wspomnienie sprzed kilkunastu minut czy z przeszłego, zagubionego w tysiącleciach życia.Czuł na twarzy delikatny powiew wiatru, lecz dalekie korony sosen zdawały się nie poruszać.Im wyżej wznosiła się platforma, tym szerszy obejmował wzrokiem krajobraz.Na próżno jednak próbował dostrzec ściany budowli, w której przecież miał mieścić się ów kosmodrom.Wszystko zdawało się raczej wskazywać, iż znajduje się na szczycie rozległego wzgórza porosłego sosnowym lasem, a dopiero gdzieś w oddali, wśród dolin i innych wzgórz, wznosiły się owe dziwne, podobne do iglic wieżowce bez okien.Platforma dotarła do kopuły i zamarła w bezruchu.Rost spojrzał jeszcze raz w dół, gdzie na zalanej słońcem wielkiej płycie startowej czerniły dwie maleńkie sylwetki ludzkie: Helia i Mia szły wolno w kierunku statku.Właściwie powinien był poczekać na nie na dole.Nie potrafił jednak wyjaśnić sobie, dlaczego postąpił inaczej.A zresztą… Czy to było takie ważne?Przesunął dźwignię do położenia „planeta” i przeskoczył próg śluzy.Już miał przejść w głąb statku, gdy uwagę jego zwróciła delikatna warstwa kurzu na podłodze komory — widocznie nawianego przez otwartą kopułę.Rysowały się na niej wyraźnie ślady jego butów, a pod nimi… jak gdyby zarys bosych stóp ludzkich.Przyjrzał się śladom uważnie.Stopy musiały być niewielkie, szerokie, o bardzo krótkich palcach.Kim był tajemniczy gość? Czy była to jedna z tych istot ludzkich, o których wspominała Helia? Nie wydawało się możliwe, aby wegetujące w cieplarnianych warunkach, cofnięte w rozwoju umysłowym istoty, potrafiły uruchomić dźwig…Kiedy nastąpiły odwiedziny? Chyba kilkanaście godzin temu, gdyż ślady pokrywała nowa, cienka warstwa pyłu.Lecz ślady mówiły tylko o wyjściu owej istoty ludzkiej ze śluzy na platformę dźwigu…Wejść do wnętrza statku musiała wcześniej.Być może od razu tamtej nocy po tym, jak go opuściła Helia.Wyobraził sobie dzikusa plądrującego kabiny… Może uszkodzona została aparatura kierownicza?Z niepokojem przekraczał próg przedsionka.Wygląd korytarza i kabin nie nosił jednak żadnych śladów odwiedzin.Nic się tu nie zmieniło od chwili, w której opuścili statek.Ale Rost nie ufał pierwszemu wrażeniu.Szedł od kabiny do kabiny, badał skrupulatnie wszystkie pokłady od sterowni aż po warsztaty i magazyny.Na próżno.Tajemnicza istota nie pozostawiła żadnych śladów swej obecności — poza odciskiem bosych stóp na zakurzonej podłodze przedsionka…Wrócił na koniec do sterowni, jeśli plan miał się udać — należało jak najspieszniej przystąpić do jego realizacji.Włączył centralny ośrodek obliczeniowy i począł przygotowywać zadanie.W rachubę wchodził chyba tylko któryś z księżyców Jowisza lub Saturna.Jeśli zaś wszystkie są już całkowicie zagospodarowane, trzeba będzie uzupełnić zapasy gdzieś dalej.Uran, Neptun… Wątpliwe, aby i tam władała niepodzielnie cywilizacja Ziemi.A bez uzupełnienia zapasów nie ma mowy o dalszym locie.Materii pozostało zaledwie na kilka większych manewrów w obszarze Układu Słonecznego.Podszedł do tablicy sterowniczo–kontrolnej piątego zespołu roboczego i spojrzał na wskaźnik zapasu materii w głównym zbiorniku.W pierwszej chwili sądził, że go wzrok myli, lecz to nie było złudzenie! Sprawdził jeszcze wskaźniki rezerwowych zbiorników.To samo!Dysponował pełnym zapasem materii! Czy możliwe, aby w ciągu dwóch dni zdołano wypełnić zbiorniki nie ruszając statku z miejsca? W najlepszych warunkach, przy pełnym obciążeniu energetycznym, zajmowało to osiem dni.„Upychacze atomów” nie mogły przecież działać szybciej.Jednak to, w jaki sposób uzupełniono zapasy, nie było w istocie tak ważne.Ziemia dysponowała przecież techniką bogatszą o trzysta osiemdziesiąt wieków postępu.Ważniejszym pytaniem było: dlaczego to zrobili? Chcą ułatwić im opuszczenie Układu Słonecznego? To chyba nie ulega wątpliwości! Ale dlaczego? Dlaczego chcą, aby odlecieli? Czy możliwe, aby… bali się ludzi z zamierzchłej przeszłości?Ta myśl w pierwszej chwili wydała się Rostowi absurdalna.Nie odrzucił jej jednak.Potwierdzała w pełni jego przypuszczenia i obawy — a to znaczyło dla niego wiele.Przede wszystkim szukał w niej odpowiedzi na pytanie, w jakim stopniu władza rządzących Ziemią istot jest ograniczona.Czyżby rzeczywiście można obudzić z letargu tych, którzy „przestali chcieć”?…Wzdrygnął się.Uczuł dotknięcie czyjejś ręki na ramieniu.Odwrócił się gwałtownie, gotów stoczyć walkę z niespodziewanym napastnikiem.Ale za nim stała tylko Mia.— Przestraszyłam cię… — powiedziała, jakby się usprawiedliwiając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL