[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najgorszy moment dopiero nadchodzi.Tom poleca mi abym zwi¹za³a senatora i wtensposób zapobieg³a jakimœ niebezpiecznym odruchom.Obcinam sznury od zas³on iotoprzeobra¿aj¹ siê one w moich rêkach w ogromne ¿ywe pareczniki.Zdajê sobiesprawê, ¿e toprzywidzenie, ¿e to tylko zwyk³a pleciona linka ze sztucznego tworzywa.Halucynacja jestjednak tak realistyczna, ¿e nie potrafiê opanowaæ strachu i obrzydzenia, abypodnieœæ zpod³ogi, czy choæby nawet spojrzeæ na upuszczone przed chwil¹ sznury.– Mamo! Ja siê bojê! – s³yszê za sob¹ rozpaczliwy krzyk Alicji i to przywracamiprzytomnoœæ.Dziewczynka stoi w progu pokoju i dr¿y na ca³ym ciele.Nie mogê jej takzostawiæ.– Zaopiekuj siê dzieckiem! – s³yszê nad sob¹ g³os Toma.– Masz sznur? Daj! Sam siê zajmê Benedictem.Stoi za mn¹ i wyci¹ga rêkê.Wydaje siê zupe³nie opanowany.Gdybym ja mog³azdobyæ siêna tak¹ odpornoœæ czy mo¿e si³ê woli?– Mamusiu! – ³ka Alicja i biegnie ku mnie.Chwytam j¹ w ramiona, a ona bierzemnie zaszyjê i przyciska zap³akan¹ buziê do mego policzka.Nie wypuszczaj¹c ma³ej z objêæ, kucam i nie patrz¹c na pod³ogê, po omackuodnajdujêzgubê.Widaæ nie jest jeszcze ze mn¹ tak Ÿle, bo pod palcami wyczuwam cienk¹,elastyczn¹,g³adk¹ linkê.Wciskam j¹ w d³oñ Toma i wynoszê Alicjê z pokoju.Nie ma mowy,abymmog³a j¹ pozostawiæ sam¹ w jej ³Ã³¿eczku.W ogóle nie zanoszê jej do dzieciêcegopokoiku,gdy¿ ma ona prawdopodobnie jakieœ nieprzyjemne wzrokowe i s³uchowe omamy,zwi¹zanew³aœnie z tym pokojem.Bojê siê wypytywaæ, co to by³o, ale z urywanych s³Ã³wwynika, ¿eprzestraszy³ j¹ jakiœ „peloso”, który chcia³ wejœæ przez okno.Schodki prowadz¹ do sypialni rodziców.K³adê siê wiêc z Alicj¹ na ³Ã³¿ku,stawiaj¹cautomat przy stoliczku nocnym.Ma³a zdaje siê byæ przekonana, ¿e jestem jejmatk¹.Przestajep³akaæ i przytula siê do mnie z ufnoœci¹.– Opowiedz mi coœ – prosi.– Ale ¿eby nie by³o straszne.Z do³u dochodzi spokojny g³os Toma, a potem be³kot senatora.Zaczynam opowiadaæAlicji szeptem, wprost do ucha, bajkê o Kopciuszku.Nie idzie mi to zbytsk³adnie.Napiêcienerwowe, powodowane obaw¹ przed ponownym wyst¹pieniem halucynacji, bardzoutrudniaskupienie uwagi na bajkowym w¹tku.Zdajê sobie jednak sprawê, ¿ezainteresowanie mojejma³ej przyjació³ki losami biednego Kopciuszka mo¿e os³abiæ wp³yw vortexu naoœrodkiemocji, a tym samym zmniejszyæ plastycznoœæ omamów.Sama zreszt¹ zmuszona domyœlenia o tym, co opowiadam, spycham jakby poza œwiadomoœæ niepokój i strach.Przezca³y czas gdy mówiê ani razu nie pojawiaj¹ siê halucynacje.Co prawda, nieœmiem otworzyæoczu, ale przecie¿ s³uchu, dotyku czy wêchu nie wy³¹czê.Koñczê opowieœæ i stwierdzam, ¿e Alicja zasnê³a.Bojê siê jednak ruszyæ, abyjej nieobudziæ.Na dole równie¿ zapanowa³ spokój.Widocznie proszki nasenne podzia³a³yi senator,a mo¿e tak¿e Tom, ju¿ œpi¹.Ja niestety, jak dotychczas, nie odczuwam sennoœci.Dobrzeby³oby wzi¹æ drugi proszek.W kieszeni w spodniach mam fiolkê, ale akurat le¿êna tymboku, a zmieniaj¹c pozycjê mogê przebudziæ ma³¹.Czy zreszt¹ wolno mi w tejsytuacji braæwiêksz¹ dawkê œrodków nasennych? Jeœli dziewczynka siê obudzi i pod wp³ywemzwidówucieknie, a ja siê nie obudzê? Jeœli zrobi sobie jak¹œ krzywdê? A mo¿e daæ jejproszek? Alena to trzeba j¹ obudziæ.To nonsens.Czujê, ¿e w nogach coœ jakby siê poruszy³o.Coœ przebieg³o po mojej ³ydce iszurnê³o po58przeœcieradle.Kurczê gwa³townie nogi.Wiem, ¿e jeœli spojrzê zobaczê wija.– „Asmitamatra, asmitamatra.” – powtarzam w myœlach i zaczynam oddychaærytmicznie– krótkie szybkie oddechy, potem d³ugi, zatrzymanie, znów to samo – tak, jakmnie uczy³Tom.Ju¿ tylko na pod³odze coœ szeleœci, ale siê uspokaja.Czekam w napiêciu, zwzrastaj¹cym, niestety, niepokojem, ¿e za chwilê znów zacznie siê od nowa.Nasam¹ myœl otym czujê dreszcz.Znów podejmujê æwiczenia.Hiperwentylacja, zak³Ã³caj¹ca bilans tlenowy i pH,trochêpomaga, ale na jak d³ugo? Lecz czy mo¿na siê tak mêczyæ ca³¹ noc? Wezmê chybajednakproszek.Powoli przewracam siê na drugi bok.Niestety, Alicja natychmiast zaczyna siêbudziæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL