[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem, gdysiê chcewróciæ t¹ sam¹ drog¹, wystarczy prze³¹czyæ na sterowanie i dbaæ o to, abysygna³y w s³uchawkachby³y zgodne w czêstotliwoœci i fazie.– Po¿ycz mi wiêc tê „zabawkê”, a bêdê bezpieczna i niezale¿na.– Niestety, nie na terenie vortexu.Tam dzia³anie wszelkich uk³adówelektronicznych ulegazak³Ã³ceniom.Nie mówi¹c ju¿ o tym, ¿e trzeba sprawdziæ jak reagujesz na pole.Niektórzyludzie maj¹ ju¿ dosyæ vortexu po dziesiêciu minutach.– Ale inni, jak ty, Martin czy Oriento prowadziliœcie tam badania ieksperymenty, i nie jestto chyba tylko sprawa wrodzonej odpornoœci.– Jeœli idzie o mnie, to chyba raczej mo¿na tu mówiæ o swoistym „darzenieba”.– mówi zodcieniem wy¿szoœci.– A Oriento?– Wypróbowa³ na sobie pewien system, z którego korzysta³ te¿ Barley.– Wiesz oczywiœcie, na czym to polega?– Wiem.– To bardzo trudne?– Jak dla kogo.Nie ka¿dy potrafi panowaæ nad w³asnymi myœlami.W chwilachkrytycznychskupiæ uwagê na jednym wyobra¿eniu.A o to w³aœnie chodzi.Wa¿ne s¹ te¿ œrodkipomocnicze,zw³aszcza w pierwszych halucynogennych strefach.Mnie to wszystko nie by³opotrzebne! – stwierdza z dum¹.– Ale nawet Hans mia³ pocz¹tkowo k³opoty.– Te œrodki pomocnicze to jakieœ leki?– Chcesz, abym ci zdradzi³ tajemnicê, której i tak nie pojmiesz? – oœwiadczapatetycznie,lecz w oczach jego dostrzegam jakby kpinê.– Pojmê! – potwierdzam w tym samym tonie.– Nie wiem.Chodzi tu bowiem ni mniej ni wiêcej tylko o magiczne zaklêcie.Czy naprawdêchcesz je poznaæ i przyrzekasz, ¿e nikomu go nie zdradzisz? – wpatruje siê wemnie ijestem pewna, ¿e kpi.– Przyrzekam!– Jest to s³owo sanskryckie.Trzeba je powtarzaæ w myœlach, a pierzchn¹wszystkie demony!Chcesz znaæ to magiczne s³owo?– Chcê!– To s³owo brzmi: „asmitamatra” – mówi cicho, uroczystym tonem i chyba naprawdêwszed³ w tej chwili w rolê maga.– Asmitamatra! – powtarzam, udaj¹c ogromne przejêcie, gdy w rzeczywistoœciczujê, ¿e zachwilê wybuchnê œmiechem.– Nigdy tego nie wymawiaj – stwierdza z powag¹.– Powtarzaj w myœlach i niezapomnij!– Tak, mój mistrzu!Rzuca mi karc¹ce spojrzenie.– To wcale nie by³ ¿art – mówi z wyrzutem.– Oczywiœcie.Powiedzmy, by³a to taka niewinna próba wykpienia siê ododpowiedzi.Ale ja trzymam ciê za s³owo.Powiedzia³eœ, ¿e chcesz mi pomóc.Liczê na ciebie,¿e mnienaprawdê nauczysz jak bezpiecznie przejœæ przez ten piekielny wir.– Nauczê.– A jeœlibym ciê poprosi³a, abyœ mnie i Barleya przeprowadzi³ przez góry?– Dok¹d?– Powiedzmy.do Kotliny Timu.– Za wiele wymagasz.To nie takie proste.– Rozumiem – mówiê z ironi¹.– Nic nie rozumiesz! – wybucha gniewem.– Wcale nie o to chodzi, ¿e muszê ichcê byælojalny wobec Oriento – zdaje siê znów czytaæ moje myœli.– Gdyby mo¿na by³owas prze-59prowadziæ do Kotliny Timu, to by³oby najlepsze rozwi¹zanie i Hans pierwszyposzed³by nato.Ale wchodziæ g³êboko w vortex, a dostaæ siê do kotliny, to zupe³nie nie tosamo.Tam niktnie doszed³, nawet ja, czy Hans.– Jeœli ten „nikt” nie pójdzie ze mn¹, gotowa jestem spróbowaæ sama! –oœwiadczam, nadrabiaj¹cmin¹, chocia¿ tak naprawdê zaniepokoi³a mnie ta wiadomoœæ.– Kto mówi, ¿e nikt nie próbowa³? Próbowa³ Hans, próbowa³em i ja, dwa razy.Aprzecie¿,nie chwal¹c siê, dla mnie wchodzenie w vortex to ¿aden problem.Odwrotnie: towielkaprzyjemnoœæ, to Ÿród³o nowej wielkiej energii duchowej, bez której czujê, ¿ejestem niczym.Ale w najwy¿szych partiach doliny, pod grani¹ Otaby, jakieœ trzy kilometryprzed prze³êcz¹,zaczyna siê obszar nie do przebycia.Cz³owiek œlepnie i traci przytomnoœæ.Gdyby nie to, ¿eprzygotowani byliœmy do wspinaczki i wi¹za³a nas d³uga lina, nie wiem jak bysiê to skoñczy³o.Oœlep³em nagle, w ci¹gu kilku sekund.Szed³em przed Hansem ze trzydzieœcimetrów.Wo³am do niego, ¿e dzieje siê ze mn¹ coœ niedobrego i trzeba siê szybko wycofaæz tego obszaru.I tu mi siê film urywa.Odzyska³em œwiadomoœæ i zdolnoœæ widzenia dopiero podwudziestuminutach, ju¿ kilkaset metrów od tego miejsca, do którego dotar³em.Okaza³osiê, ¿eHans ca³¹ tê drogê prowadzi³ mnie na linie, sam zreszt¹ prawie œlepy, ale naszczêœcie przytomny.Gdyby nie ogromna si³a duchowa Hansa, nie wiem jak by siê to skoñczy³o.Potemjeszcze próbowaliœmy dwa razy wejœæ w ten obszar, oczywiœcie, z zachowaniemmaksymalnejostro¿noœci, a wiêc wycofuj¹c siê ju¿ przy pierwszych objawach œlepniêcia.Hanspróbowa³ró¿nych zabiegów przygotowawczych i œrodków farmakologicznych, ale nic z tegonie wysz³o.To jest chyba pas nie do przebycia.– Czy dla twojego „eksterioryzuj¹cego” ducha równie¿?Nie wyczu³ ironii albo udaje, ¿e bierze pytanie za dobr¹ monetê.– To co powiedzia³aœ nie jest wcale g³upie.Muszê to sprawdziæ, gdy pójdziemy wgóry.Gdyby siê okaza³o, ¿e nie jestem w stanie eksterioryzowaæ do Kotliny Timu, czychoæby naprze³êcz, by³by to znak, ¿e sobie nie ¿ycz¹ wizyt nawet „czwartego stopnia”, ¿eto pasochronny.– Partyzantów z Kotliny Timu? To chyba niemo¿liwe.Wpatruje siê we mnie roziskrzonymi oczami.– Oczywiœcie, ¿e nie partyzantów.– w g³osie jego pojawia siê jakiœ uroczystyton.– A wiêc o kim ty mówisz?– O n i c h! – oœwiadcza z przejêciem.– Ja wiem, ¿e oni tu s¹!Nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e wierzy w to, co mówi.– Sk¹d wiesz? – pytam zaczepnie.– Jestem medium – odpowiada z powag¹.– Wiem.– znów czujê, ¿e zacznê siê œmiaæ.– Nic nie wiesz – mówi z wyrzutem.– „Medium” znaczy „poœrednik”, œrodekprzekazywaniainformacji.Jestem cz³owiekiem fizycznie normalnym, lecz o szczególnychw³aœciwoœciachpsychicznych.Jestem „poœrednikiem” miêdzy ró¿nymi œwiatami.Kiedyœ wyobra¿anosobie, ¿e medium poœredniczy miêdzy naszym œwiatem i œwiatem pozagrobowym.Aleby³y topogl¹dy wielce naiwne, tak jak równie¿ naiwne jest t³umaczenie zdolnoœcimedialnych telepati¹,paranormaln¹ wra¿liwoœci¹, wiedz¹ zawart¹ w podœwiadomoœci i nadzwyczaj bogat¹wyobraŸni¹.Dziœ wiemy, ¿e w istocie jest to forma kontaktu psychicznego, leczw skali makrokosmicznej.Jedyna droga ³¹cznoœci z supercywilizacjami.– To teoria Hansa Oriento, prawda? – pytam, w³aœciwie tylko po to, aby mupokazaæ, ¿enie jestem ca³kowicie „zielona”.– Jego i moja.W przysz³oœci bêdzie znana pod nazw¹ teorii Goldsteina-Oriento!– stwierdzaz dum¹.– Wiêc ty jesteœ w bezpoœrednim kontakcie z kosmitami.– staram siê wyraziæswój podziw,ale czujê, ¿e brzmi to trochê jak z³oœliwy przytyk.60– Jestem, lecz nie tak, jak ci siê zdaje.To nie jest ¿aden „kontakt trzeciegostopnia”.Jeœliktoœ chcia³by tak klasyfikowaæ, to chyba mo¿na by tu mówiæ o kontakcieczwartego, a mo¿epi¹tego stopnia.– Czy mam przez to rozumieæ, ¿e „kontakt czwartego stopnia” to kontaktpsychiczny, telepatyczny,czy raczej jakiœ inny, bo zdaje siê nie uznajesz telepatii?– Uznajê, ale podobnie jak superwra¿liwoœæ, traktujê jako quasi-wyjaœnienie.„Kontaktczwartego stopnia” to przekaz informacji nie ograniczony przestrzeni¹ aniczasem.– A pi¹ty? Czy mo¿e byæ wiêcej?– Widzisz.– Bob patrzy na mnie z wahaniem.– Nie wiem, czy mam prawo o tymmówiæ.Nad tym Hans jeszcze pracuje.A klucz znajduje siê w Vortexie P
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL