[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– A jak pan sądzi, czy pańska córka nie miałaby nic przeciwko temu, żeby ze mną o tym wszystkim porozmawiać?– No cóż, do gadania mojej córki namawiać nie trzeba, ale czy zdoła powiedzieć panu więcej od niżej podpisanego, wątpię.Proszę zauważyć, że od tamtych wydarzeń minęło już dużo czasu.Z kolei nie ma co ukrywać, że stosunki między nami nie układają się tak, jakbym sobie tego życzył.Widujemy się raz w miesiącu.Idziemy coś zjeść gdzieś w pobliżu, a potem jak przyszła, tak znika.Wiem, że lata temu wyszła za mąż za zacnego chłopca, dziennikarza, trochę wariatuńcia, prawdę mówiąc z tych, co to zawsze po uszy siedzą w polityce, ale złote serce.Wzięła ślub cywilny, nikogo nie zaprosili.Dowiedziałem się o tym miesiąc później.Nigdy mi nie przedstawiła męża.Nazywa się Miquel.Chyba Miquel.Przypuszczam, że nie jest dumna ze swojego ojca, i wcale jej za to nie winie.Teraz jest inną kobietą.Nawet nauczyła się robić na drutach i już podobno nie nosi się jak Simone de Beauvoir.Pewnie któregoś dnia dowiem się, że zostałem dziadkiem.Od lat pracuje w domu jako tłumaczka z francuskiego i włoskiego.Szczerze mówiąc, nie wiem, skąd takie talenty.Bo na pewno nie po ojcu.Zapiszę panu jej adres, choć nie wiem, czy to dobry pomysł, by się jej pan przyznawał, że to ja pana przysyłam.Izaak nabazgrał coś na brzegu starej gazety, wyrwał ten skrawek i podał mi go.– Jestem panu bardzo wdzięczny.Nigdy nic nie wiadomo, może ona coś jednak pamięta.Izaak uśmiechnął się nie bez smutku.– Jak była mała, pamiętała wszystko.Wszystko.A potem dzieciaki dorastają i już człowiek nie ma pojęcia, co też one myślą i co czują.I tak pewnie powinno być.Niech pan nie mówi Nurii, co panu naopowiadałem, dobrze? Niech to zostanie między nami.– Nie ma sprawy.Myśli pan, że ona jeszcze myśli o Caraksie?Izaak ciężko westchnął, spuszczając wzrok.– A bo ja wiem.Nie wiem, czy naprawdę go kochała.Takie rzeczy pozostają w sercu, a ona teraz jest mężatką.Ja w pańskim wieku miałem dziewczynę, nazywała się Teresita Boadas i szyła fartuchy w zakładach Santamaria, na ulicy Comercio.Miała szesnaście lat, dwa lata mniej niż ja, i była pierwszą kobietą, w której się zakochałem.Niech pan nie robi min, ja wiem, że wam, młodym, wydaje się, że my, starzy, nigdy nie byliśmy zakochani.Ojciec Teresity sprzedawał lód na targu Borne i był niemy od urodzenia.Nie wyobraża pan sobie, ile najadłem się strachu w dniu, gdy poprosiłem go o rękę córki, a on przez pięć minut patrzył na mnie, nie wypuszczając z ręki szpikulca do lodu.Dwa lata już oszczędzałem na obrączki, gdy Teresita się rozchorowała.Powiedziała, że na coś, co złapała w zakładach.W ciągu sześciu miesięcy umarła na gruźlicę.Jeszcze dziś pamiętam jęk jej niemego ojca, gdy chowaliśmy ją na cmentarzu Pueblo Nuevo.Zapadło głębokie milczenie.Nie miałem odwagi odetchnąć, po chwili Izaak podniósł wzrok i uśmiechnął się.– Mówię o czymś, co się zdarzyło pięćdziesiąt pięć lat temu, bagatela.Ale proszę mi wierzyć, nie ma dnia, żebym jej nie wspomniał, i naszych spacerów aż do ruin Wystawy Światowej z tysiąc osiemset osiemdziesiątego ósmego roku, i jej śmiechu, gdy czytałem swoje wiersze.Pisałem je na zapleczu sklepiku z wędlinami i produktami kolonialnymi mojego wuja Leopolda.Nawet pamiętam twarz Cyganki, która na plaży Bogatell wróżyła nam z ręki i przepowiedziała, że do końca życia będziemy razem.Na swój sposób nie kłamała.I cóż mogę powiedzieć? Że tak, że chyba Nuria jeszcze wspomina tamtego mężczyznę, choć się nie przyznaje.I tak naprawdę nie wybaczę tego Caraxowi nigdy w życiu.Pan jest jeszcze młody, ale ja wiem, jak bolą tego typu rzeczy.Jeśli chce pan znać moje zdanie – Carax był łowcą serc, a serce mojej córki zabrał do grobu albo do piekła, proszę pana tylko o jedno, jeśli pan się z nią spotka i porozmawia: niech mi pan później opowie, jak się miewa.Niech się pan dowie, czy jest szczęśliwa.I czy wybaczyła swojemu ojcu.Oświetlając sobie drogę kagankiem, tuż przed świtem raz jeszcze zapuściłem się w gąszcz Cmentarza Zapomnianych Książek.I wyobrażałem sobie córkę Izaaka przemierzającą te same mroczne i niekończące się korytarze, kierowaną tym samym co i ja nakazem: ocalić książkę.Z początku wydawało mi się, że pamiętam drogę, jaką szedłem prowadzony przez ojca podczas pierwszej wizyty w tym miejscu, ale szybko zrozumiałem, że labirynt wił się, skręcał, załamywał i zawracał, tworząc skomplikowane, niemożliwe do zapamiętania meandry.Trzykrotnie przemierzałem drogę, która wydawała się znajoma, i trzykrotnie labirynt doprowadzał mnie do punktu wyjścia.A tam czekał na mnie uśmiechnięty Izaak.– Zamierza pan kiedyś po nią wrócić? – zapytał.– Oczywiście.– Wobec tego może ma pan ochotę na drobny fortel.– Fortel?– Młody człowieku, coś panu ciężko idzie ruszanie głową.Proszę sobie przypomnieć Minotaura.Kilka sekund zajęto mi zrozumienie jego podpowiedzi.Izaak wyjął z kieszeni stary scyzoryk i podał mi go.– Niech pan zrobi małe nacięcie na każdym z rogów, gdzie pan skręci, znak, który tylko pan rozpozna.To stare drewno i ma tyle rys i pęknięć, ze nikt nie zauważy, chyba że będzie wiedział, czego szukać.Poszedłem za jego radą i ponownie zanurzyłem się w zwodniczym gąszczu – Każdą zmianę kierunku zaznaczałem na półce literami C i X po stronie, w którą skręcałem.Po dwudziestu minutach byłem całkowici zagubiony we wnętrzu budynku, a na miejsce, gdzie miałem ukryć powieść, trafiłem przez przypadek.Po prawej stronie zobaczyłem rządek tomów o ustawach amortyzacyjnych pióra przesławnego Jovellanosa.W moich oczach nastolatka tego typu kamuflaż mógłby zmylić najbardziej przebiegłe umysły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL