[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Annę ogarnęło więc od nowa szaleństwo.To, co zrobił z nią w ciągu kilku następnych chwil, było i straszne, i rozkoszne.Zdawała sobie sprawę, że po prostu przygotowuje ją albo, jak to mówią w szpitalu, preparuje do samej operacji, ale, Boże święty, nigdy jeszcze nie doznała nawet w przybliżeniu czegoś podobnego.A odbyło się to wszystko niezmiernie szybko.W ciągu, jak jej się zdawało, najwyżej paru sekund doszła do tego nieznośnie cudownego momentu, którego już się nie da cofnąć i w którym świat kurczy się do rozmiarów pojedynczego malutkiego oślepiającego punkcika światła, który przy najlżejszym muśnięciu gotów jest wybuchnąć i rozerwać kobietę na strzępy.W tej to chwili, przemieszczając swoje ciało jak drapieżca, szybkim łukiem Conrad runął na nią, by dokonać ostatecznego aktu.Wówczas właśnie Anna poczuła, jak namiętność wydobywa się z jej ciała niczym długi, obnażony, żywy nerw, niczym błyskawica elektrycznego ognia, i krzyknęła do Conrada, żeby to robił jeszcze, jeszcze, jeszcze, a gdy krzyknęła, to nagle w środku tego wszystkiego skądś z góry dobiegł ją jeszcze jeden głos, przemawiający coraz to głośniej i głośniej, coraz natarczywszy i zmuszający, żeby go usłyszeć.- Pytałem, czy coś założyłaś? - chciał się dowiedzieć.- Ach, kochanie, o co chodzi?- Po raz kolejny pytam cię, czy coś założyłaś?- Kto, ja?!- Natrafiłem na jakiś opór.Masz tam coś, co przeszkadza.Na pewno nosisz krążek domaciczny albo jakiś podobny środek.- Ależ skąd, kochanie.Wszystko jest wspaniale.Och, proszę cię, przestań.- Bynajmniej nie jest wspaniale, Anno! Niczym obraz filmowy na ekranie, pokój na brał z powrotem ostrości.W tle tkwiła głowa Conrada.Wisiała nad Anną, osadzona na nagich ramionach.Jego oczy wpatrywały się prosto w jej oczy.Usta się nie zamykały.- Jeżeli chcesz już stosować jakiś środek, to naucz się go zakładać jak należy, na miły Bóg.Nic tak nie przeszkadza jak niedbale założenie krążka.Musi być umieszczony z samego tyłu, tuż przy szyjce.- Ależ ja niczego nie noszę!- Nie? No cóż, w każdym razie coś tam stawia opór.Miała wrażenie, że nie tylko pokój, ale i cały świat powoli usuwa się spod niej.- Niedobrze mi - powiedziała.- Co takiego?- Niedobrze mi.- Nie bądź dziecinna, Anno.- Conradzie, chciałabym, żebyś sobie poszedł.Idź, proszę.- O czym ty, do licha, mówisz?- Idź sobie, Conradzie.- Zwariowałaś, Anno.No dobrze, przepraszam, że się odezwałem.Zapomnij o tym.- Idź już! - krzyknęła.- Odejdź! Odejdź! Odejdź!Spróbowała zepchnąć go z siebie, ale był potężnie zbudowany, silny i przygniatał ją swoim ciężarem.- Uspokój się - powiedział.- Ochłoń.Nie możesz nagle, kiedy to robimy, zmieniać zdania.I tylko nie płacz, na miłość boską.- Zostaw mnie, Conradzie, błagam cię.Miała wrażenie, że przytrzymuje ją wszystkim, czym tylko może - rękami i łokciami, dłońmi i palcami, udami i kolanami, kostkami nóg i stopami - Trzymał ją tak, jak trzyma ropucha.I rzeczywiście przypominał ogromną ropuchę, która wczepiała się w nią, ściskała i nie chciała wypuścić z objęć.Widziała kiedyś ropuszego samca, który zachowywał się identycznie.Kopułował z żabą nad brzegiem strumienia, siedział nieruchomy i odrażający, z żółtym złym błyskiem w oku, trzymał swoją ofiarę w dwóch potężnych przednich łapach i nie chciał jej wypuścić.- Przestań się wyrywać, Anno.Zachowujesz się jak rozhisteryzowane dziecko.Na miły Bóg, kobieto, czym się lak przejmujesz?- Zadajesz mi ból! - wykrzyknęła.- Zadaję ci ból?!- To mnie strasznie boli!Powiedziała tak tylko dlatego, żeby się odsunął.- A czy wiesz, dlaczego cię boli? - spytał.- Conradzie! Proszę cię!- Zaraz, Anno.Pozwól, że wyjaśnię ci.- Nie! - krzyknęła.- Mam dosyć wyjaśnień!- Kobieto droga.- Nie!Anna wyrywała się rozpaczliwie, pragnąc się uwolnić, ale wciąż przygważdżał ją ciałem do łóżka.- Boli cię dlatego - ciągnął - że nie wytwarzasz żadnego płynu.Błona śluzowa jest praktycznie sucha.- Przestań!- Nazywa się to starczym zanikowym zapaleniem pochwy.Przychodzi z wiekiem, Anno.Właśnie dlatego nazywa się zapaleniem starczym.Niewiele można na to poradzić.W tym momencie zaczęła krzyczeć.Jej krzyki nie były zbyt głośne, niemniej były straszne, rozdzierające i pełne udręki, tak że po kilku sekundach Conrad jednym płynnym ruchem stoczył się z Anny i oburącz odepchnął ją w bok.Pchnął ją z taką siłą, że spadła na podłogę.Powoli wstała i powlokła się do łazienki, wołając przy tym „Ed!.Ed!.Ed!.” dziwnym błagalnym tonem.Drzwi zatrzasnęły się.Conrad leżał bardzo spokojnie, przysłuchując się odgłosom dochodzącym zza drzwi łazienki.Z początku słyszał tylko kobiecy szloch, ale po chwili dobiegł go głośniejszy od płaczu metaliczny trzask otwieranej szafki.W jednej chwili usiadł prosto, wyskoczył z łóżka i w wielkim pośpiechu zaczął się ubierać.Jego tak porządnie złożone ubranie leżało gotowe pod ręką, więc włożenie go zajęło mu nie więcej niż dwie minuty.Kiedy skończył, podszedł do lustra i chusteczką starł z twarzy szminkę.Z kieszeni wyjął grzebień i przeczesał nim gęste czarne włosy.Następnie obszedł łóżko, żeby sprawdzić czy niczego nie zapomniał, a potem ostrożnie, jak ktoś wychodzący na palcach z pokoju, w którym śpi dziecko, wysunął się na korytarz i cicho zamknął za sobą drzwi.SUKADo tej pory opublikowałem tylko jeden fragment z dzienników mojego wuja Oswalda.Dotyczy on, jak niektórzy z państwa może pamiętają, cielesnego zbliżenia wuja z pewną trędowatą Syryjką na pustyni synajskiej.Od tej chwili minęło sześć lat i jak dotąd nikt nie zgłosił w tej sprawie pretensji.Dlatego też ośmielam się opublikować drugi epizod z kart tego ciekawego dzieła.Mój adwokat odradzał mi to, wskazując, że część zainteresowanych osób nadal żyje i łatwo je rozpoznać.Twierdzi, że zaczną się ze mną bezlitośnie procesować.Trudno, niech się procesują.Jestem dumny z mojego wuja.On wiedział, jak korzystać z życia.W przedmowie do pierwszego epizodu napisałem, że w zestawieniu z jego dziennikami Pamiętniki Casanovy czyta się jak „Gazetę Parafialną”, a sam słynny kochanek wygląda przy moim wuju na seksualnego wstrze-mięźliwca.Upieram się przy tym sądzie i jeżeli znajdę czas, udowodnię to światu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL