[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właściciel zapada się w sobie i wzdycha.Lena dzwoni na główną centralę, by wezwać ekipę techników, i dowiaduje się, że ktoś wyższy rangą do niej oddzwoni.Gdy tylko personel karetki wychodzi z ranną, wypuszcza oboje świadków, pouczając ich, żeby jutro o wskazanym czasie stawili się na posterunku w celu przesłuchania.Już teraz Lena Lindberg ma nadzieję, że będzie mogła zająć się tą sprawą.Powinien, naprawdę powinien znaleźć się na to czas.W tej chwili Drużyna A nie jest za bardzo przeciążona pracą.I wtedy ją to uderza.Rozgląda się po wypożyczalni, która najwyraźniej działa również jako totalizator wyścigów konnych dla miejscowych entuzjastów.Wie, że coś widziała.To było coś, co dostrzegła w tej samej chwili, w której weszła do sklepiku, ale wtedy trzeba było się zająć czymś innym.Powraca dokładnie do tamtej chwili, gdy wchodziła do sklepu.Widzi półki z filmami wideo i DVD.Myśli: naprawdę są jeszcze ludzie, którzy mają magnetowidy, klasyczne VHS? I na moment przedtem, nim jej spojrzenie skupia się na tym, na czym powinno – na trzech policjantach, trójce klientów, właścicielu sklepu, który wciąż trzyma ręce nad głową – przemyka wzrokiem po półce z filmami wideo za ladą, przy samej ścianie.U samego szczytu półki widzi coś, co przypomina małe oko, wyglądające spośród bardzo zakurzonych filmów wideo z tego rodzaju, którego nie warto wspominać.Znów tam spogląda.I faktycznie, tam w górze jest coś, co wygląda jak małe oko.Pokazuje na to palcem.Spojrzenie właściciela wędruje we wskazanym kierunku.– To jest to, co myślę? – pyta.Właściciel rozkłada ręce i mówi:– Nie działa od wielu lat.Lena zagląda w dziwne oko.Podchodzi do niego i wspina się na krzesło.Widzi, że kable przechodzą na drugą stronę ściany.Wchodzi na zaplecze i śledzi wzrokiem kable biegnące w dół po bardzo zaniedbanej ścianie i dalej, prosto do komputera, który stoi ze zgaszonym monitorem.Porusza lekko myszką na podkładce i monitor się włącza.Na ekranie widzi, że właściciel sklepu stoi i gapi się za nią podejrzliwie.Wraca do sklepiku i przyszpila go wzrokiem.Ale jego spojrzenie nie daje się przyszpilić.Jest rozbiegane i niechętnie ucieka w bok.– Co zamierzałeś? – pyta spokojnie.– Sam się nim zająć? Zebrać paru krewnych i skopać mu tyłek?– Już czwarty raz w ciągu trzech miesięcy obrabowały mnie ćpuny – odpowiada opryskliwie właściciel.– Policja nic z tym przecież nie robi.Jeśli ma się dostać w tym kraju jakąś sprawiedliwość, to trzeba ją wziąć we własne ręce.Lena Lindberg zastanawia się nad tą dziwaczną konstrukcją językową i mówi powoli:– Tym razem coś z tym zrobią.Obiecuję.Patrzą sobie w oczy.Spojrzenie właściciela nie jest już rozbiegane.Kiwa powoli głową.– Dobra – mówi.– Zrobię kopię pliku.– Dobrze – mówi Lena.– Ale niczego nie dotykaj, zanim nie zjawią się technicy.Wyjdź ze mną na dwór.Wychodzą na Jungfrugatan.Wraca policyjny wóz.Jeden z funkcjonariuszy wychyla się przez opuszczone okno od strony pasażera i mówi:– Ani śladu.Sorry.Musiał zdążyć dobiec do metra.W tej samej chwili, gdy zaczyna dzwonić jej komórka, jej spojrzenie spotyka spojrzenie właściciela.Jest bardzo mroczne.Przez telefon szef laboratorium kryminalistycznego Brynolf Svenhagen informuje, że ekipa jest w drodze i powinna być na miejscu w ciągu pięciu minut.– Tylko niczego nie ruszać, na litość boską – to ostatnie słowa, które słyszy Lena Lindberg, zanim się rozłącza.Rozgląda się wokół i myśli, że ta niedziela przebiega zupełnie inaczej, niż to sobie planowała.Ale to niekoniecznie zmiana na gorsze.To wszystko przybiera kształty prawdziwej sprawy.Niemal naprawdę poważnej sprawy.Czas pękania minął.Czas zrzucił skórę.Gdy unosi twarz ku jasnobłękitnemu niebu i bierze kilka głębokich oddechów, naprawdę czuje, że w Sztokholmie zaczęła się jesień.2THINSPIRATION, PRZECZYTAŁ i spróbował zrozumieć, co czyta.Nie udało mu się.To się nie mieściło w głowie.Co takiego się działo w dzisiejszym świecie, o czym nie miał zielonego pojęcia?U góry, wśród symboli, w prawym górnym rogu monitora, widniała kompozycja liter i cyfr, które zmieniały się z niepokojącą szybkością.Teraz było tam napisane „pn.08.47”.Nie podobało mu się to.To też.To mu kradło czas.Kradło mu czas, który zamierzał poświęcić „thinspiration” i „pro ana”.Według Paula Hjelma istniały trzy główne umartwienia w dzisiejszych czasach, trzy różne sposoby torturowania własnego niedoskonałego ciała.Wszystkie trzy były do pewnego poziomu do przyjęcia lub w miarę sensowne, dopiero gdy przekraczały ten poziom, stawały się patologią.Do tej trójki zaliczała się chirurgia plastyczna, piercing i tatuaż.Gdy chirurgia plastyczna wymykała się spod kontroli, prowadziło to nie tylko do eksplodujących warg, przeciekającego silikonu, uśmierconych połączeń nerwowych i zastygłego uśmiechu Jokera, lecz również do bezpośrednich deformacji, takich jak róg na czole, skóra jaszczurki czy koci ogon.Gdy piercing wymykał się spod kontroli, zmieniał całą twarz i narządy płciowe w zakażone wysypisko śmieci, i również tatuaż stosowany w nadmiarze miał tendencję, by całkowicie i na zawsze niszczyć ludzkie ciało.Przez długi czas widok przekłutego nozdrza czy wyraźnie odciągniętych do tyłu policzków budził namacalny wstręt.Teraz ludzie ledwie marszczyli nos na widok penisa przebitego osiemnastoma zardzewiałymi gwoździami.Rozwój przebiegł bardzo szybko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL