[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie poprzebijani strza³ami ?- Nie.Omnianie rozwijali szyk miêdzy wydmami.Wielu skupi³o siê wokó³ obitego ¿elazemwozu.Brutha spogl¹da³ na to poprzez mg³ê rozpaczy przes³aniaj¹c¹ mu oczy.- Czy nie mówi³em, ¿e chcê iœæ do nich sam? Oparty o ¯Ã³³wia Symonia uœmiechn¹³siê posêpnie.- Uda³o siê? - zapyta³.- Myœlê.Chyba nie.- Wiedzia³em.Przykro mi, ¿e sam musia³eœ siê przekonaæ.Sprawy czasem takjakby chcia³y siê wydarzyæ.Ludzie staj¹ przed sob¹ i.i tyle.- Ale gdyby tylko zechcieli.- Pewnie.Móg³byœ tego u¿yæ jako przykazania.Coœ brzêknê³o g³oœno i z boku¯Ã³³wia otworzy³a siê klapa.Z otworu ty³em wysun¹³ siê Urn.Trzyma³ w rêkuklucz.- Co to jest? - spyta³ Brutha.- To machina do walki - wyjaœni³ Symonia.- ¯Ã³³w Siê Rusza, co?- Do walki z Efebianami? Urn odwróci³ siê niespokojnie.-Co?- Zbudowa³eœ to.tê rzecz.¿eby walczyæ z Efebianami?- Ale.No nie, nie.- Urn wyraŸnie siê zaniepokoi³.-Walczymy zEfebianami?- Ze wszystkimi — oznajmi³ Symonia.- Aleja nigdy.Przecie¿ jestem.Nigdy.Brutha przyjrza³ siê ostrzom nako³ach i zêbatym p³ytom pancerza.- To maszyna, która sama siê porusza - powiedzia³ Urn.-Chcieliœmy jej u¿yædo.To znaczy.S³uchajcie, przecie¿ ja nie chcia³em.-Jest nam potrzebna - stwierdzi³ Symonia.-Jakim nam?- Co wylatuje przez ten d³ugi dziób z przodu? - zainteresowa³ siê Brutha.- Para - wyjaœni³ smêtnie Urn.-Jest po³¹czony z zaworem bezpieczeñstwa.- Aha.- Wylatuje bardzo gor¹ca - doda³ Urn i przygarbi³ siê.- Tak?- W³aœciwie to parzy.Spojrzenie Bruthy przesunê³o siê z wylotu pary na wiruj¹ce ostrza.- Bardzo filozoficzne - stwierdzi³.- Zamierzaliœmy u¿yæ jej przeciwko Vorbisowi - zapewni³ Urn.- A teraz nie u¿yjecie.Zostanie wykorzystana przeciwko Efebianom.Wiesz,kiedyœ myœla³em, ¿e to ja jestem g³upi.A potem spotka³em filozofów.Symonia przerwa³ milczenie.Poklepa³ Bruthê po ramieniu.- Wszystko siê u³o¿y - obieca³.- Nie przegramy.W koñcu.-uœmiechn¹³ siêzachêcaj¹co -.Bóg jest po naszej stronie.Brutha odwróci³ siê.Nie by³ to techniczny cios, ale by³ dostatecznie silny,¿eby Symonia okrêci³ siê dooko³a i z³apa³ za podbródek.- Za co to by³o? Przecie¿ tego chcia³eœ!- Mamy takich bogów, na jakich zas³ugujemy - oznajmi³ Brutha.— A moim zdaniemnie zas³ugujemy na ¿adnych.G³upcy.G³upcy! Najrozs¹dniejszy cz³owiek, jakiegow tym roku spotka³em, ¿yje na s³upie na pustyni.G³upcy.Myœlê, ¿e powinienemwejœæ na s³up jak on./.Dlaczego?- Bogowie i ludzie, ludzie i bogowie.Wszystko dzieje siê dlatego, ¿e dzia³osiê tak wczeœniej.To g³upie.II.Ale ty jesteœ Wybrañcem.- To wybierz kogoœ innego.Brutha odszed³ miêdzy szeregami naprêdce zebranej armii.Nikt nie próbowa³ gozatrzymywaæ.Dotar³ do œcie¿ki prowadz¹cej na klify i nawet siê nie obejrza³,by spojrzeæ na szyki wojsk.- Nie bêdziesz ogl¹da³ bitwy? Potrzebny mi ktoœ, kto bêdzie patrzy³ na bitwê.Didactylos siedzia³ na kamieniu z d³oñmi z³o¿onymi na lasce.- O.To pan - rzuci³ gorzko Brutha.- Witamy w Omni.- Pomaga, jeœli podchodzisz do tego filozoficznie — pocieszy³ go Didactylos.- Ale przecie¿ nie ma ¿adnego powodu, by walczyæ!- Owszem, jest.Honor, zemsta, obowi¹zek i takie rzeczy.- Naprawdê pan tak uwa¿a? Myœla³em, ¿e filozofowie powinni byæ logiczni.Didactylos wzruszy³ ramionami.- No có¿, wed³ug mnie logika to jedyny sposób, by byæ ignorantem wed³ug regu³.- Mia³em nadziejê, ¿e skoro Vorbis nie ¿yje, wszystko siê skoñczy.Didactylosspogl¹da³ w swój wewnêtrzny œwiat.- Wiele czasu trzeba, ¿eby umar³ ktoœ taki jak Vorbis.Tacy ludziepozostawiaj¹ echa w historii.- Rozumiem, o co panu chodzi.- Jak tam machina parowa Urna? - spyta³ filozof.- Wydaje mi siê, ¿e trochê siê martwi z jej powodu — odpar³ ch³opiec.Didactylos zachichota³ i stukn¹t lask¹ o ziemiê.- Ha! Uczy siê! Ka¿da rzecz dzia³a w obie strony.- Powinna - przyzna³ Brutha.***Coœ podobnego do z³ocistej komety przemknê³o po niebie nad Dyskiem.Om szybowa³niby orze³, unoszony œwie¿oœci¹ i moc¹ wiary.Przynajmniej jak d³ugo potrwa.Wiara tak gor¹ca, tak rozpaczliwa, nigdy nie p³onie zbyt d³ugo.Ludzkie umys³ynie s¹ w stanie jej podtrzymywaæ.Ale póki trwa³a, by³ silny.Centralna iglica Cori Celesti wznosi siê z gór wokó³ Osi - dziesiêæ pionowychmil zielonego lodu i œniegu, a na ich szczycie wie¿e i kopu³y Dunmanifestin.Tam w³aœnie ¿yj¹ bogowie œwiata Dysku.A w ka¿dym razie wszyscy ci, którzy coœ znacz¹.Co dziwne, chocia¿ dostaniesiê tam zajmuje zwykle bogu ca³e lata trudów, wysi³ków i intryg, to kiedy tamtrafi, wydaje siê, ¿e w³aœciwie nic ju¿ nie robi.Pije tylko za du¿o i dlarozrywki uprawia odrobinê lekkiego zepsucia.Wiele systemów rz¹dów realizujepodobny schemat.Bogowie zajmuj¹ siê grami.Zwykle s¹ to proste gry, gdy¿ bogowie ³atwo siênudz¹ zajêciami zbyt skomplikowanymi.To niezwyk³e, ¿e gdy pomniejsze bóstwamaj¹ tylko jeden cel, wrêcz s¹ jednym celem, czêsto przez miliony lat, wielcybogowie miewaj¹ okres skupienia uwagi nie d³u¿szy ni¿ zwyk³y komar.A styl? Gdyby bogowie Dysku byli ludŸmi, uwa¿aliby trzy gipsowe kaczuszki zasztukê nazbyt awangardow¹.Do g³Ã³wnego holu prowadzi³y dwuskrzyd³owe wrota.Teraz zatrzês³y siê odpotê¿nego stukania.Bogowie obojêtnie podnieœli g³owy znad tego, czym siê akurat zajmowali, i zarazstracili zainteresowanie.Wrota runê³y do wnêtrza.Om przekroczy³ nad ich szcz¹tkami i rozejrza³ siê z min¹ kogoœ, kto musi coœznaleŸæ i nie ma na to wiele czasu.- Dobra - powiedzia³.Io, bóg gromu, spojrza³ z wysokoœci swego tronu i groŸnie potrz¹sn¹³ m³otem.- Kim jesteœ?Om podszed³, chwyci³ go za togê i b³yskawicznie waln¹³ czo³em w nos
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL