[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.SPIESZSIÊ, CZ£OWIEKU, SPIESZ SIÊ!Nagle pasterz wyprostowa³ lot tak szybko, ¿e z trudem zdo³a³em wyjœæ z zakrêtu.Po sekundzie wyrówna³em szyk i zobaczy³em, ¿e daje mi rêka sygna³: „nurkuj”.Potem przechyli³ siê i wlecia³ w pow³okê mg³y.Opuszczaliœmy siê razem ³agodniei powoli, schodzac z wysokoœci trzydziestu metrów w nicoœæ.Wejœcie z ciemnego nawet nieba w chmurê albo mg³ê podobne jest do zanurzaniasiê w k³ab szarej waty.Nagle nie widaæ niczego poza wirujacymi pasmami szarejw³Ã³czki, milionami macek, usi³ujacymi ciê omotaæ, udusiæ.Ocieraja siê o œcianykabiny krótkim gestem pieszczoty i gina natychmiast.Widocznoœæ spad³a niemal do zera, oko nie mia³o siê na czym zatrzymaæ.¯adnychcieni, ¿adnych kszta³tów, nic.Tylko tu¿ na lewo, przy koñcówce mojegoskrzyd³a, nie dalej ni¿ piêtnaœcie metrów ode mnie rysowa³ siê kszta³tmosquita, lecacego pewnie i bez wahania w stronê czegoœ, czego nie widzia³em.Iwtedy zobaczy³em, ¿e mój pasterz leci bez œwiate³.Spostrze¿enie to zdumia³omnie i przerazi³o, ale tylko na chwilê.Zaraz potem zrozumia³em madroœæ tegocz³owieka.Œwiat³a we mgle sa zdradliwe i hipnotyzujace, moga wywo³aæhalucynacje.Mo¿na w nie patrzeæ, nie zdajac sobie sprawy, ¿e sa o piêtnaœcieczy trzydzieœci metrów od nas.Powstaje chêæ zbli¿enia siê do nich.Dla dwóchsamolotów lecacych w szyku przez mg³ê mo¿e to oznaczaæ katastrofê.Mój pasterzwiedzia³, co robi.Zorientowa³em siê, ¿e zwalnia, i sam te¿ zacza³em zmniejszaæ gaz.Schodziliœmywcia¿ w dó³.Katem oka spojrza³em na dwa instrumenty.Wysokoœciomierz sta³ nazerze, podobnie jak wskaŸnik paliwa.Obydwie ig³y ju¿ nawet nie drga³y.Szybkoœciomierz wskazywa³ 210 kilometrów na godzinê.Przy szybkoœci 170kilometrów ta przeklêta trumna musi runaæ na ziemiê.Nagle, bez ostrze¿enia, pasterz wskaza³ palcem w moja stronê, a nastêpniewprost przed siebie.Znaczy³o to: Teraz leæ sam i siadaj.Wbi³em wzrok przezociekajaca woda szybê: Nic.Ale po chwili jednak coœ.Coœ b³ysnê³o z lewa,potem z prawa, przerwa, potem b³yski z jednej i drugiej strony.Otoczoneaureola rozœwietlonej mg³y po bokach miga³y pary œwiate³.Wytê¿y³em wzrok, ¿ebystwierdziæ, co jest miêdzy nimi.Ciemna pustka.A potem nagle bia³a liniabiegnaca tu¿ pode mna.Œrodkowa linia pasa startowego.Dr¿ac z emocjiwy³aczy³em gaz i utrzymywa³em równo stery modlac siê, aby wampir nie przechyli³siê i siad³ równo.Œwiat³a podnios³y siê niemal do poziomu moich oczu, ale wcia¿ nie mia³emkontaktu z ziemia.Trach! Ko³a dotknê³y asfaltu.Trach, trach! Znowu kontakt,znowu odbicie siê na kilka centymetrów ponad czarny, mokry pas startowy.Trach,trach, trach! — wyladowaliœmy.Ko³a dotknê³y i przylgnê³y do nawierzchni.Wampir toczy³ siê z szybkoœcia stu piêædziesiêciu kilometrów na godzinê przezmorze szarej mg³y.Dotkna³em hamulców i przednie ko³o tak¿e przylgnê³o doasfaltu.Hamowa³em powoli, ¿eby nie zarzuciæ, nie zjechaæ z prostej linii,potem ju¿ mocniej, ¿eby nie przeciaæ granicy lotniska.Œwiat³a po bokachmiga³y coraz s³abiej, coraz wolniej i wolniej.Wampir stana³.Spostrzeg³em, ¿e mam rêce kurczowo zaciœniête na dra¿kusterowym.Nie wiem, jak d³ugo trwa³o, zanim uwierzy³em, ¿e jestem naprawdê naziemi.Kiedy ju¿ to wiedzia³em na pewno, puœci³em peda³y hamulcowe izaciagna³em hamulec postojowy.Nastêpnie wy³aczy³em silnik.Ko³owanie w tejmgle nie mia³o sensu.Bêda musieli œciagnaæ odrzutowiec z pasa startowegolandrowerem.Wy³aczenie silnika nie by³o zreszta potrzebne.Zgas³ sam z brakupaliwa, kiedy wampir toczy³ siê po pasie startowym.Wy³aczy³em wiêc wszystkieinne urzadzenia — ssanie, system hydrauliczny, ciœnienie i œwiat³a, po czympowoli zacza³em odpinaæ pasy spadochronu i fotela.Wtedy zwróci³ moja uwagêjakiœ dŸwiêk.Na lewo, we mgle, nie dalej ni¿ dwadzieœcia metrów ode mnie,nisko nad ziemia przelatywa³ mosquito.Podwozie mia³ wciagniête.W bocznymokienku zobaczy³em podniesiona rêkê pilota.Po chwili samolot znikna³ we mgle.Zapewne nie dostrzeg³ ju¿ mojego po¿egnalnego gestu.Postanowi³emzatelefonowaæ z oficerskiej kantyny do stacji RAF-u w Gloucester i osobiœcie mupodziêkowaæ.Po wy³aczeniu ogrzewania szyby szybko zasz³y para, wiêc otworzy³em dach kabinyi odsuna³em go.Dopiero kiedy wsta³em, zorientowa³em siê, jak jest dotkliwiezimno.By³em w lekkim lotniczym kombinezonie.Dr¿a³em od mrozu na ca³ym ciele.Sadzi³em, ¿e za chwilê podjedzie po mnie samochód wys³any przez wie¿êkontrolna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL