[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niestety to oni mają w ręku wszystkie atuty - powiedział Donald, ignorując Michaela, który znów zniknął w jadalni.- W tej chwili wszystko, co możemy zrobić, to bacznie obserwować.- Co oznacza korzystanie z ich gościnności - stwierdziła Suzanne.- O tyle, o ile - odparł Donald.- Nigdy nie zgodzę się na bratanie się z wrogiem.- To jest w tym wszystkim najbardziej dziwne.Oni wcale nie zachowują się jak wrogowie.Są tacy życzliwi i przyjaźni.Trudno jest wyobrazić sobie, że mogliby kogoś skrzywdzić - zastanawiała się Suzanne.- Uniemożliwienie mi kontaktu z rodziną jest chyba największą podłością, jaką mogli mi wyrządzić - stwierdził Perry.- Nie, jeśli rozważysz to z ich perspektywy - odparła Suzanne.- Zmechanizowany rozród, czteroletnie noworodki, którym wtłacza się umysł i osobowość dorosłego człowieka, to wszystko sprawia, że w Interterze nie ma rodzin.Możliwe, że nie potrafią zrozumieć tej więzi.- Co wy tam, u diabła, robicie po ciemku? - krzyknął Michael.Wrócił do łącznika między jadalnią a trawnikiem.- Klony czekają na was.Nie macie zamiaru jeść?- Myślę, że moglibyśmy coś zjeść.Jestem głodna - stwierdziła Suzanne.- Ja nie wiem, czy po tej rozmowie będę w stanie coś przełknąć - mruknął Perry.Ruszyli w stronę światła wylewającego się na ciemną murawę.- Przecież musi być jakieś wyjście - powiedział Perry.- Możemy unikać obrażania ich.To może być sprawa zasadnicza - stwierdził Donald.- Jak moglibyśmy ich obrazić? - zdziwił się Perry.- To nie o nas się martwię.Chodzi o tych durnych nurków.- A gdyby otwarcie poruszyć tę sprawę? - zaproponował Perry.- Może zapytalibyśmy Araka na jutrzejszym spotkaniu, czy będziemy mogli stąd odejść? Wtedy będziemy wiedzieli na pewno.- To może być ryzykowne - odparł Donald.- Myślę, że nie powinniśmy zdradzać, że interesuje nas ta kwestia.Jeśli to zrobimy, mogą ograniczyć naszą swobodę.Na razie możemy, przynajmniej teoretycznie, w każdej chwili skorzystać z naszych komunikatorów i wezwać taksówkę powietrzną.Przypuszczam, że wolno nam wychodzić i wracać, kiedy nam się podoba.Nie chcę stracić tego przywileju.Możemy go potrzebować, jeśli istnieje szansa na wyrwanie się stąd.- To kolejna słuszna uwaga - zgodziła się Suzanne.- Ale nie widzę żadnego powodu, dla którego nie mielibyśmy zapytać, dlaczego tu jesteśmy.Może odpowiedź na to pytanie powie nam, czy oczekują, że zostaniemy tu na zawsze.- Niezły pomysł - przyznał Donald.- Mógłbym spróbować, pod warunkiem że nie będziemy robić z tego wielkiej sprawy.Właściwie czemu nie miałbym zapytać o to już jutro rano? Arak wspominał, że znów będziemy mieć sesję.- Moim zdaniem to brzmi doskonale - stwierdziła Suzanne.- Jak myślisz, Perry?- W tej chwili sam nie wiem, co myśleć.- Ludzie, pospieszcie się! - krzyknął Michael, kiedy weszli do sali.- Ten durny klon nie pozwoli nam dotknąć półmisków, dopóki wszystkich tu nie będzie, a jest silny jak wół.Przy centralnym stole stał klon roboczy, z dłońmi spoczywającymi na pokrywach ogrzewaczy.- Skąd wiecie, że on czeka na nas? - zapytała Suzanne, zajmując jedno z krzeseł.- Nie wiemy na pewno, bo ten kretyn nie mówi - przyznał Michael.- Ale mamy nadzieję, że to o to chodzi.Zdychamy z głodu.Perry i Donald zajęli miejsca.Niemal w tej samej chwili klon roboczy odsłonił półmiski.- Bingo! - zawołał Richard.Wkrótce każdy otrzymał swoją porcję.Na pewien czas rozmowy ustały.Richard i Michael byli zbyt zajęci jedzeniem; pozostali rozmyślali o niedawnej rozmowie.- Co wyście robili tam po ciemku? - zapytał Richard, po czym beknął głośno.- Rozmawialiście o pogrzebie? Jesteście wszyscy tacy ponurzy.Nikt nie odpowiedział.- Wesołe towarzystwo - mruknął nurek.- Przynajmniej umiemy zachować się przy stole - rzucił sucho Donald.- Odpieprz się.- Wiecie, nagle wydało mi się to na swój sposób komiczne - odezwała się Suzanne.- Co, zachowanie Richarda? - zapytał Michael, parskając śmiechem.- Nie, nasza reakcja na Interterrę - odparła.- Co masz na myśli? - zapytał Perry.- Pomyślcie tylko.To miejsce jest rajem, choć nie mieści się w niebie, jak w naszych tradycyjnych wyobrażeniach.Tak czy owak, jest tu wszystko, za czym świadomie i nieświadomie tęsknimy: młodość, piękno, nieśmiertelność i obfitość.To prawdziwa ziemia obiecana.- Jeśli chodzi o piękno, możemy potwierdzić, nie, Mikey? - wtrącił Richard.- Dlaczego uważasz to za komiczne? - zapytał Perry, nie zwracając na niego uwagi.- Dlatego, że martwimy się, że będziemy musieli tu zostać - wyjaśniła Suzanne.- Wszyscy inni marzą, żeby trafić do raju, a my martwimy się, że nie będziemy mogli go opuścić.- Co znaczy: będziemy musieli tu zostać? - zapytał Richard.- Nie widzę w tym nic dziwnego - stwierdził Donald.- Gdyby moja rodzina była tu ze mną, może bym tak uważał.Ale nie w tej sytuacji.Poza tym, nie lubię być zmuszany do czegokolwiek.Może to brzmieć banalnie, ale cenię swą wolność.- Zabieramy się stąd, nieprawdaż? - zapytał natarczywie Richard.- Zdaniem Donalda nie - odparł Perry.- Ale musimy - wypalił Richard.- A to dlaczego, marynarzu? - zapytał Donald.- Czemuż to tak ci spieszno opuścić raj Suzanne?- Mówiłam w kategoriach ogólnych, nie osobistych - zaprotestowała Suzanne.- Mówiąc szczerze, sposób, w jaki uzyskują nieśmiertelność, przyprawił mnie o lekkie mdłości.- Nie wiem, o czym wy, ludzie, mówicie - oświadczył Richard - ale chcę zabrać się stąd jak najszybciej.- Ja też - zawtórował mu Michael.Nagle rozległ się cichy dzwonek, jakiego nie słyszeli do tej pory
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL