[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wprawdzie miêdzy moimi znajomymi nie widzê nikogo, komu by siê toju¿ przydarzy³o, ale to jeszcze niczego nie dowodzi.Grono moich znajomych wporównaniu z liczb¹ wchodz¹cych tu w rachubê interesantów jest bardzoograniczone.Poza tym nie jest wcale pewne, ¿e sekretarz, któremu coœ takiegosiê przydarzy³o, bêdzie siê chcia³ do tego przyznaæ.Jest to bowiem w ka¿dymrazie bardzo osobista sprawa, która w pewnej mierze powa¿nie dotyczy jegourzêdowego poczucia wstydu.W ka¿dym razie doœwiadczenie moje, byæ mo¿e,wykazuje, ¿e chodzi tu o rzecz tak rzadk¹ i w³aœciwie znan¹ tylko ze s³yszenia,ale niczym nie potwierdzon¹, ¿e baæ siê jej jest wielk¹ przesad¹.Nawet gdybytaka rzecz mia³a naprawdê siê staæ, mo¿na by j¹, jak mi siê zdaje, formalnieunieszkodliwiæ dowodz¹c, co wcale nie jest trudne, ¿e nie ma dla niej na tymœwiecie miejsca.W ka¿dym razie jest to coœ wprost chorobliwego, gdy siê zestrachu przed ni¹ ukrywa pod ko³dr¹ i nie œmie spod niej wyjrzeæ.I gdyby nawetto zupe³ne nieprawdopodobieñstwo nagle sta³o siê cia³em, czy¿ wszystko by³obyju¿ wtedy stracone? Wprost przeciwnie, to, ¿eby wszystko by³o stracone, jestjeszcze mniej prawdopodobne ni¿ najwiêksze nieprawdopodobieñstwo.Oczywiœcie,kiedy interesant jest w pokoju, to jest bardzo niedobrze.Serce siê œciska.„Jak d³ugo bêdziesz móg³ siê broniæ?” pyta ka¿dy sani siebie, choæ wie, ¿ewcale nie bêdzie móg³ siê broniæ.Proszê tylko dobrze ca³¹ sytuacjê sobiewyobraziæ.Nigdy nie widziany, stale oczekiwany, naprawdê upragniony i stale naskutek rozs¹dnych przes³anek uwa¿any za nieosi¹galnego interesant siedzi przednami.Ju¿ sam¹ swoj¹ niem¹ obecnoœci¹ zachêca, by wtargn¹æ do jego ¿a³osnego¿ycia, rozejrzeæ siê w nim jak we w³asnym gospodarstwie i na skutek jegodaremnych ¿¹dañ razem z nim cierpieæ.Takie zaproszenie wœród ciszy nocnej jestosza³amiaj¹ce.Ulega mu siê i w³aœciwie przestaje siê byæ osob¹ urzêdow¹.Powstaje sytuacja, w której wkrótce staje siê rzecz¹ niemo¿liw¹, by jak¹œproœbê odrzuciæ.Œciœle rzecz bior¹c, jest siê bliskim rozpaczy, lecz bior¹c j¹jeszcze œciœlej, jest siê szczêœliwym.Jest siê bliskim rozpaczy, gdy¿bezbronnoœæ, z jak¹ siê tu siedzi, czeka na proœbê interesanta i wie, ¿e skorotylko on j¹ wypowie, trzeba j¹ bêdzie spe³niæ, chocia¿ o ile mo¿na siê w tymzorientowaæ, zburzy to formalnie ca³¹ organizacjê urzêdow¹ - ta bezbronnoœæjest chyba najgorsza ze wszystkiego, co mo¿e siê przytrafiæ w praktyce.Zw³aszcza niezale¿nie od wszystkich innych wzglêdów i tylko dlatego, ¿e jest toprzekraczaj¹cy wszelkie pojêcia awans, który tu na chwilê uzurpuje siê dlasiebie.Nasze stanowisko nie upowa¿nia nas przecie¿ wcale do spe³niania takichpróœb jak te, o które tu chodzi, ale z powodu za¿y³oœci z interesantami, jak¹wytwarza nocna pora, rosn¹ do pewnego stopnia i nasze mo¿liwoœci urzêdowe izobowi¹zujemy siê do rzeczy, które le¿¹ poza zakresem naszej kompetencji.No iwykonujemy je.Interesant zmusza nas noc¹, jak rozbójnik w lesie, do ofiar, doktórych poza tym nie bylibyœmy nigdy zdolni.No wiêc dobrze, tak jest teraz,dopóki interesant jest obecny, dopóki dodaje nam si³, przymusza nas i przynaglai wszystko na pó³ œwiadomie siê toczy.Jak jednak bêdzie póŸniej, kiedywszystko ju¿ minie? Interesant nasycony i niefrasobliwy nas opuszcza, my zaœpozostajemy samotni i bezbronni wobec przekroczenia kompetencji urzêdowej.Tegowprost nie mo¿na sobie wyobraziæ! A mimo to jesteœmy szczêœliwi.Jak¿esamobójcze mo¿e byæ szczêœcie! Mo¿emy siê wysilaæ, by przed interesantem ukryæprawdziw¹ sytuacjê.Interesant bowiem sam chyba nigdy nic nie zauwa¿y.Uda³o musiê wed³ug w³asnego mniemania - prawdopodobnie tylko z jakichœ przypadkowych iobojêtnych powodów - przemêczonemu, rozczarowanemu, bezwzglêdnemu i obojêtnemuz tego przemêczenia i rozczarowania- uda³o mu siê wtargn¹æ do czyjegoœ pokoju, tak jak tego chcia³, i teraz siedzitam nieœwiadomy i zajêty w³asnymi myœlami, jeœli w ogóle jest czymkolwiekzajêty, ze swymi omy³kami lub ze swym znu¿eniem.Czy nie mo¿na by go takpozostawiæ? Nie, to siê nie uda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL