[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ociec! Mój Jezus! Ociec! - wrzasn¹³ strasznym g³osem, porwa³ go na rêce,przytuli³ do piersi i zacz¹³ wniebog³osy krzyczeæ:- Ociec! Zabili go! Zabili! - wy³ kiej ta suka, gdy jej dzieci potopi¹.A¿ kilkoro ludzi co najbli¿szych pos³ysza³o i przybieg³o na ratunek; z³o¿ylipobitego na ga³êziach i jêli œniegiem obwalaæ mu g³owê i ratowaæ, jak inoporedzili.Antek zaœ przysiad³ na ziemi, targa³ siê za w³osy i krzycza³nieprzytomnie:- Zabili go! Zabili!A¿ myœleli, i¿ mu siê z nag³a wi g³owie popsu³o.Naraz ucich³, przypomnia³ sobie z nag³a wszystko i rzuci³ siê do borowego.zkrzykiem przera¿aj¹cym i z takim szaleñstwem w oczach, ¿e borowy siê zl¹k³ izacz¹³ uciekaæ, ale czuj¹c, ¿e go tamten dogania, odwróci³ siê raptem istrzeli³ mu prawie prosto w piersi, nie trafi³ go jedak jakimœ cudem, tylejeno, ¿e twarz osmali³, a Antek zwali³ siê na niego jak piorun.Pró¿no siê broni³, pró¿no wymyka³, pró¿no przywiedziony rozpacz¹ i strachemœmiertelnym o zmi³owanie prosi³ - Antek porwa³ go w pazury kiej ten wilkwœciek³y, zdusi³ za gardziel; a¿ grdyka zachrzêœcia³a, uniós³ do góry i t³uk³nim o drzewa pot¹d, póki ostatniej pary nie puœci³.A potem jakby siê zapamiêta³, ¿e ju¿ nie wiedzia³, co robi³; rzuci³ siê wbitkê, a tam, kêdy siê zjawi³, serca truchla³y, ludzie uciekali ze strachem, bostraszny by³, umazany ojcow¹ krwi¹ i swoj¹, bez czapki, z pozlepianym w³osem,siny kiej trup, okropny jakiœ a tak nadludzko mocny, ¿e prawie sam jedenzmordowa³ i pobi³ tê resztê daj¹cych opór, a¿ musieli go w koñcu uspokajaæ iodrywaæ, boby zabija³ na œmieræ.Bitka siê skoñczy³a i Lipczaki, choæ zmordowani, pokaleczeni, okrwawieni,nape³niali las radosn¹ wrzaw¹.Kobiety opatrywa³y co ciê¿ej rannych i przenosi³y na sanie, a by³o ich niema³o,K³êbiak jeden mia³ z³aman¹ rêkê, Jêdrzych Paczeœ przetr¹cony kulas, ¿e st¹piænie móg³ i dar³ siê wniebog³osy, kiej go przenosili, Kobus zaœ by³ tak pobity,¿e siê ruchaæ nie móg³, Mateusz ¿yw¹ krew oddawa³ i na krzy¿ narzeka³, a insite¿ ucierpieli nie gorzej, ¿e prawie nie by³o ani jednego, który by ca³owyszed³, ale ¿e górê wziêli, to i na ból nie bacz¹c pokrzykali weso³o arozg³oœnie - i zabierali siê do powrotu.Borynê z³o¿yli w saniach i wieŸli wolno boj¹c siê, by w drodze nie zamar³,nieprzytomny by³, a spod szmat wci¹¿ wydobywa³a siê krew zalewaj¹c mu oczy itwarz ca³¹, blady by³ jak p³Ã³tno i zupe³nie podobny do trupa.Antek szed³ przy saniach, wpatrzony przera¿onym wzrokiem w ojca, podtrzymywa³mu g³owê na wybojach i raz wraz be³kota³ cicho, prosz¹co, ¿a³oœnie:- Ociec! Loboga, ociec!.Ludzie szli bez³adnie, kupami, jak komu lepiej by³o, a lasem, bo œrodkiem drogisz³y sanie z poranionymi, jaki taki jêcza³ i postêkiwa³, a reszta œmia³a siêg³oœno, pokrzykuj¹c weso³o i szumnie.Zaczêli opowiadaæ sobie ró¿noœci, aprzechwalaæ siê z przewagi i przekpiwaæ z pokonanych, gdzieniegdzie ju¿ iœpiewy zaczê³y siê rozlewaæ, ktoœ znów krzyka³ na ca³y bór, a¿ siê rozlega³o, awszyscy byli pijani triumfem, ¿e niejeden zatacza³ siê na drzewa i potyka³ olada jaki korzeñ.,Ma³o kto czu³ pobicie i zmêczenie, bo wszystkie serca rozpiera³anieopowiedziana radoœæ zwyciêstwa, wszyscy pe³ni byli wesela i takiej mocy, ¿eniechby siê kto sprzeciwi³, na proch by starli, na ca³y œwiat by siê porwali.Szli mocno, g³oœno, ha³aœliwie, tocz¹c jarz¹cymi oczami po tym borze zdobytym,któren chwia³ siê nad g³owami, szumia³ sennie i sypa³ na nich rosisty opadosêdzielizny, kieby tymi ³zami pokrapia³.Naraz Boryna otworzy³ oczy i d³ugo patrza³ w Antka, jakby sobie nie wierz¹c, a¿g³êboka, cicha radoœæ rozœwieci³a mu twarz, poruszy³ ustami parê razy i znajwiêkszym wysi³kiem szepn¹³:- Ty¿eœ to, synu?.Ty¿eœ?.I omdla³ znowu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL