[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To ja siêmyli³em.¯immy siê cofn¹³.Arto otwarcie przyzna³ siê do b³êdu.Nie od razu to do niegodotar³o.– Jeœli chcesz, dam ci siê pokonaæ w walce…– Nie chcê takiej walki! Chcia³em grupy, ale… Nie chcê jej w taki sposób!– Dlaczego? Zawsze mówi³em, ¿e ka¿dy sposób jest dobry.– Mo¿e nie ka¿dy.Mo¿e siê mylisz.Ty by³eœ… wci¹¿ jesteœ najlepszy.A jednak…– Przegra³em? – ¯immy kiwn¹³ g³ow¹.– To nic nie znaczy.Wygrywali gorsi odemnie.Przegrywali lepsi – pomyœla³ o Daelu.– Dasz sobie radê.Jeœli nie ty, tokto zajmie siê grup¹?Milczeli chwilê.Obaj wiedzieli, ¿e nikogo takiego nie by³o.– Chcê, byœ pozosta³ na swoim miejscu – oznajmi³ ¯immy.– Mo¿e… mo¿e jednak tosiê jakoœ skoñczy.Kiedyœ.Wtedy wrócisz.Ile mo¿e trwaæ taka wojna?Arto wiedzia³, ¿e nied³ugo.Skoñczy siê tak samo jak siê zaczê³a – szybko ibrutalnie.Czy ¯immy naprawdê mia³ nadziejê, ¿e wytrwaj¹? Prawda, szanse by³yniewielkie, ale by³y.Byæ mo¿e cena za przetrwanie bêdzie wysoka.Byæ mo¿ezaczn¹ robiæ rzeczy, których nigdy nie robi³ ¿aden wojownik.Jak wtedy zachowasiê ¯immy?– Nie poddam siê.Ale… ró¿nie mog¹ o nas mówiæ.Mog¹ nazywaæ karaluchami…– Niech sobie mówi¹ – odpar³ ¯immy.– Ja i tak bêdê pamiêtaæ jak pod³o¿y³eœ siêza Nowego.Za Iwena – poprawi³ siê.– ¯aden karaluch by tego nie zrobi³.A¿ tyle by³o trzeba, by ¯immy wreszcie zaakceptowa³ Iwena.Có¿, to by³owszystko, co ¯immy móg³by, co chcia³by dla niego zrobiæ.– Mo¿esz jeszcze zmieniæ zdanie.Mnie te¿ mo¿na z³amaæ.Pamiêtaj o umowie zGwiezdn¹ Flar¹.Rejkert wie co robiæ, musisz go tylko upilnowaæ.– Rozumiem.Jeœli zawiedziemy, bêdziemy mieæ dodatkowego wroga.Wy te¿.Arto uœmiechn¹³ siê boleœnie.– ¯im… Mamy ich tylu, ¿e jeden wiêcej nie zrobi ¿adnej ró¿nicy.To tylkointeres, który trzeba wype³niæ.Zawar³em go w imieniu grupy, nie we w³asnym.¯immy przytakn¹³.Waha³ siê czy powiedzieæ coœ jeszcze.– Arto… Wiesz, teraz jesteœ histori¹ szko³y.– Jak Wel, Erst, Herry i inni? – spyta³ ironicznie, lecz nie by³ w nastroju doironii i kiepsko mu to wysz³o.– ¯im, ja jeszcze ¿yjê…– Nie, nie tak jak oni.Przeciwko tobie stoi chyba po³owa szko³y, Anhelo naciebie poluje, a ty wci¹¿ ¿yjesz, im na z³oœæ.O czymœ takim dzieciaki bêd¹opowiadaæ latami! Bêd¹ o tobie mówiæ tak samo jak o akademii.Nie, nie tak.Bêd¹ mówiæ z podziwem.– Nie chcê byœ opowiada³ m³odszakom bajki.Wystarczy byœ nie zmieni³ siê wAnhela.– Nigdy! – ¯immy przy³o¿y³ d³oñ do piersi.– To ci obiecujê, na w³asne ¿ycie.Przynajmniej ono jest jeszcze coœ warte.Jego w³asne ¿ycie i obietnice niewieleju¿ znaczy³y.¯immy wyci¹gn¹³ rêkê.Uœcisnêli siê mocno, jak dawniej, jak wiele, wielerozjaœnieñ temu.Z dziwnym smutkiem pomyœla³, ¿e jednak nie bêdzie pierwszym,który rz¹dzi³ swoj¹ grup¹ od pocz¹tku do koñca.Byæ mo¿e nigdy nikogo takiegonie bêdzie.– Nie poddaj siê ³atwo – us³ysza³.– Prze¿yj tak d³ugo, by ich to wœciek³o.Zrób to dla grupy, dla siebie i… dla Iwena.Jeœli to wytrzyma… bêdê gopilnowa³, dla ciebie.W g³êbi siebie ¯immy nie wierzy³, ¿e mu siê uda.Czy móg³ siê dziwiæ? Sam mia³ledwie nadziejê.Ta rozmowa za bardzo zaczyna³a przypominaæ po¿egnanie.Artonigdy nie by³ przes¹dny, lecz nigdy nie by³ te¿ tak blisko tego, by zacz¹æ wnie wierzyæ.Nie zamierzam siê poddaæ, ¯im.Mam dobry powód, by wytrzymaæ.– B¹dŸ kapitanem – powiedzia³.– Nie starszakiem.Przywódc¹.¯immy skin¹³ g³ow¹.Puœcili siê i bez s³owa weszli do klasy.Mo¿e Ÿle ciê ocenia³em, ¯immy, pomyœla³.Mo¿e nie jesteœ tak bezwzglêdny jakinni.Mo¿e wielu nie jest.Mo¿e tylko trzeba wami potrz¹sn¹æ, w œrodku, aby coœzmieniæ? Dael nim potrz¹sn¹³ gdy by³ ma³y.Có¿, pozosta³o tylko skoñczyæ jakon.Walczyæ ile siê da i przegraæ tak, by inni o tym nie zapomnieli.Nie zamierza³ tego mówiæ Iwenowi, lecz ba³ siê, ¿e koniec mo¿e byæ bardzobliski.• • •Nikt ich nie broni³.Silniejsi sojusznicy skupili siê na w³asnych planach,s³absi mieli ju¿ doœæ.Ledwie jedna z mrówek od Karrosa krêci³a siê w pobli¿u.Wiêkszoœæ wojowników Smoka jeszcze nie wróci³a.Rano byli jego jedynymi oczami,teraz straci³ nawet to.Byli sami, tylko we dwójkê, ca³kowicie wystawieni.Szli szybko przed siebie, nie ogl¹daj¹c siê, gdy Arto zaalarmowa³ nag³y pop³ochwœród m³odszaków.Œrodek korytarza niespodziewanie ca³kowicie opustosza³.Zatrzyma³ siê.– Doigra³eœ siê, szczurze! – wœciek³y, znajomy ryk dotar³ do niego niemal w tejsamej chwili, gdy spojrza³ za siebie.– Jesteœcie trupami!By³o ich oœmiu, wszyscy z Niebiañskich Wrót i wszyscy bardzo, bardzo wœciekli.Jednak poczu³eœ, pomyœla³ z mœciw¹ satysfakcj¹.Jak posz³y ostatnie lekcje, gdywasz system rozlecia³ siê na kawa³ki? Kilka oblanych sprawdzianów pomo¿e cizm¹drzeæ.Wci¹¿ potrafiê mocno gryŸæ, choæ nie w³asnymi zêbami.To ju¿ nietylko ja, Anhelo.Jest wielu, którzy ciê nie lubi¹ i robi¹ to za mnie.Moisojusznicy maj¹ w tym swój w³asny interes, ale to robi¹ i bêd¹ robiæ, dopókijakoœ tego nie zakoñczymy.Starszaki zwolni³y.– Nie wyobra¿aj sobie, ¿e jak prze¿y³eœ ostatnie spotkanie to zostawiê ciê wspokoju – Anhelo mówi³ ju¿ ciszej, niemal normalnie.– Niewa¿ne co zrobisz, tyi twoi starsi kumple, ja zawsze bêdê obok.Zabiorê siê za was obu.Najpierw zaciebie – wskaza³ na Arto – a potem za ciebie – wycelowa³ palec w Iwena, jakbyto by³a broñ.Iwen cofn¹³ siê o pó³ kroku, zrozpaczony i bez nadziei.Anhelo próbowa³ siêopanowaæ, a ¿e nie potrafi³, jego z³oœæ ros³a w si³ê bardziej ni¿ gdyby chcia³pozostaæ wœciek³y.Widzieli siê po raz pierwszy od tamtego zdarzenia, lecz tu iteraz Arto móg³ zapomnieæ o negocjacjach.– Proszê – powiedzia³ b³agalnie.– Zostaw nas.Wygra³eœ! Czego jeszcze chcesz?Anhelo zatrzyma³ siê.Jego towarzysze zatarasowali ca³y korytarz.– Chcê to dokoñczyæ – starszak wci¹¿ sili³ siê na spokój.Jego oczy wci¹¿kipia³y od gniewu.– Polecicie na Ziemiê, w puszkach.Obaj.Wtedy dam wamspokój.Mówi³ powa¿nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL