[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.B³ysk odleg³ego œwiat³a.Promieñ odbi³ siê od czegoœg³adkiego, wypolerowanego i.zgas³.- Wszystko w porz¹dku, Kane?- W porz¹dku.Tylko gor¹co.Nadal was widzê.Dna ani œladu.- Wci¹gn¹³ w p³ucaolbrzymi haust powietrza, póŸniej nastêpny.Regulator powietrza zaprotestowa³jêkliwie.- To prawdziwa harówka, kapitanie.Nie mogê teraz gadaæ.Zgi¹³ nogi w kolanach, ponownie odbi³ siê od œciany i popuœci³ linê.Przywyk³ju¿ nieco do obcego otoczenia.Szyb wci¹¿ opada³ pionowo w dó³.Jak dot¹d nicnie wskazywa³o na to, ¿e zaczyna siê zwê¿aæ czy zmieniaæ kierunek.Rozszerzaæsiê móg³ ile wlezie, tym by siê Kane tak bardzo nie przejmowa³.Coraz mocniej pracowa³ nogami, wykonywa³ coraz d³u¿sze skoki w dó³, opadaj¹c wotch³añ z coraz wiêksz¹ szybkoœci¹.Nie wy³¹cza³ latarki, ale jej œwiat³ogrzêz³o w monotonnej , niezmiennej czerni.Zabrak³o mu tchu.Przywar³ stopami do œciany i rzuci³ okiem na wskaŸniki.- Ciekawe - powiedzia³ do mikrofonu.- Jestem pod ziemi¹.Zrozumia³em - odpar³ Dallas i rozwa¿aj¹c w myœli koncepcjê szybu kopalnianego,doda³:Zauwa¿y³eœ jakieœ zmiany w najbli¿szym otoczeniu? Œciany wci¹¿ takie same?- Tak, wszystko bez zmian.Ile mam jeszcze liny? Chwila ciszy.Dallas sprawdza³wielkoœæ zwoju.- Ponad piêædziesi¹t metrów, starczy.Jeœli szyb jest g³êbszy, bêdziemy musieliciê wyci¹gn¹æ i przynieœæ z Nostromo wiêksz¹ szpulê.Ale chyba starczy.- Dlaczego tak s¹dzisz?- Bo gdyby nie starczy³o, statek nie mia³by ¿adnych sensownych proporcji -odpowiedzia³ w zamyœleniu kapitan.- Jakich proporcji? I sensownych wed³ug kogo? Na te pytania Dallas nie znalaz³odpowiedzi.Ripley dawno by ju¿ zrezygnowa³a z dalszych analiz, gdyby tylko znalaz³a coœinnego do roboty.Ale do roboty nie mia³a nic.Zabawa przy konsolecie uk³adulogicznego ze sprzê¿eniem emiterowym by³a lepsza ni¿ obijanie siê po pó³martwymstatku i spogl¹danie na opustosza³e fotele za³ogi.Ci¹g impulsów kolejnego zapytania, jakie wystuka³a na klawiaturze, musia³dotrzeæ do najodleglejszych rejonów gigantycznej pamiêci komputera i rozbudziædawno uœpione sektory.OdpowiedŸ pojawi³a siê na monitorze tak nagle i taknieoczekiwanie, ¿e Ripley wymaza³a j¹, machinalnie z ekranu, przesz³a donastêpnej serii pytañ i dopiero sekundê póŸniej zda³a sobie sprawê, ¿eodpowiedŸ by³a jak najbardziej logiczna.K³opot z komputerami polega na tym,duma³a, ¿e nie maj¹ za grosz intuicji, ¿e umiej¹ tylko dedukowaæ.Nie zadaszodpowiednio sformu³owanego pytania, nie otrzymasz sensownej odpowiedzi.Rzuci³a siê chciwie na odczyt, zmarszczy³a czo³o, za¿¹da³a dok³adniejszychinformacji.Matka robi³a czasami nieœwiadome uniki, bywa³a mimowolniepokrêtna, dlatego Ripley musia³a oczyœciæ dane z g¹szczu nieistotnych,myl¹cych szczegó³Ã³w.Jednak tym razem odpowiedŸ by³a w miarê jasna i klarowna, klarowna na tyle, ¿emo¿liwoœæ mylnej interpretacji absolutnie nie wchodzi³a w grê.Ripley zacisnê³akciuki i w³¹czy³a interkom.- Kopu³a obserwacyjna.- Ash odezwa³ siê natychmiast.- Co siê sta³o, Ripley?- Mam coœ - w podnieceniu mówi³a krótkimi, urwanymi zdaniami.- Coœ bardzowa¿nego, Ash.Dokopa³am siê wreszcie do najdalszych sektorów banku danych.Sprzê¿eniem emiterowym.Chyba mi siê uda³o, sama nie wiem.Ale nie to jestwa¿ne.- Gratulacje.- Daj spokój - uciê³a nerwowo.- Matka rozszyfrowa³a czêœæ tego obcegoprzekazu.Nie jest do koñca pewna, ale wychodzi na to, ¿e ten sygna³ nie jestchyba sygna³em S.O.S.Na chwilê go przytka³o.Kiedy siê odezwa³, mówi³ g³osem bardziej opanowanymni¿ zwykle, choæ odkrycie, jakiego dokona³a, mog³o mieæ wprost kolosalneznaczenie.Tak, Ash mia³ nerwy jak postronki.Ripley szczerze go podziwia³a.- Jeœli nie S.O.S, to co to jest? - spyta³ spokojnie.I co ciê takzdenerwowa³o? Bo jesteœ zdenerwowana, prawda?- Jak jasna cholera! Nawet bardziej, jeœli Matka siê nie myli.Ona siê waha,Ash, jeszcze siê waha, ale sk³onna jest twierdziæ, ¿e ten sygna³ toostrze¿enie, rozumiesz? Ostrze¿enie!- Jakie ostrze¿enia?- A co za ró¿nica, jakie ostrze¿enie?!- Nie ma powodu, ¿eby krzyczeæ, Ripley.Ripley wziê³a kilka g³êbszych oddechów i policzy³a do piêciu.- Musimy siê z nimi po³¹czyæ.Oni musz¹ siê o tym natychmiast dowiedzieæ, Ash.- Masz racjê, Ripley, masz ca³kowit¹ racjê - odpar³ skwapliwie.- Ale toniewykonalne.Weszli do tego obcego statku, straci³em z nimi wszelki kontakt.Od jakiegoœ czasu milcz¹.Dlaczego? Bo s¹ blisko nadajnika emituj¹cego teimpulsy, to raz.S¹ os³oniêci przez pow³okê statku, której sk³adu nie znamy iktóra bardzo pilnie ekranuje, to dwa.Mimo wysi³ków nie uda³o mi siê odzyskaæ³¹cznoœæ, a wierz mi, Ripley, ¿e próbowa³em, naprawdê próbowa³em.Mo¿e tobiesiê uda.- To zabrzmia³o jak wyzwanie.- Pomogê ci, zrobiê wszystko, co bêdêmóg³.- S³uchaj, Ash, nie podajê w w¹tpliwoœæ twoich kompetencji.Skoro mówisz, ¿e³¹cznoœci nie ma, to nie ma.Ale przecie¿ musimy ich jakoœ zawiadomiæ, dociê¿kiej cholery!- Co proponujesz?Zawaha³a siê.- Pójdê tam -- oœwiadczy³a stanowczo.- Pójdê i powiem im osobiœcie.- Nie, Ripley, nie pójdziesz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL