[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Orona skin¹³ w zamyœleniu g³ow¹.W tym przypadku brak wiadomoœci by³ z³¹wiadomoœci¹.Massey sprawdzi³ po raz piêtnasty czas.Wkrótce.Niebawem.Ostatni komunikatdonosi³, ¿e znajduj¹ siê nieca³y rok œwietlny od celu.S¹ ju¿, wiêc praktyczniena miejscu.Zbli¿a siê czas dzia³ania.Wilks da³ Billie trochê pracy; sprawdzanie systemów, list ³adunku i inne drobneczynnoœci.Kiedy znalaz³ siê w pomieszczeniu komputera, wezwa³ j¹ do siebie.Nie spodziewa³ siê, ¿e ktoœ przyjdzie wraz z ni¹.Ktoœ taki, jak Bueller, któryna dodatek trzyma³ d³oñ na ramieniu dziewczyny.- Bueller - odezwa³ siê sier¿ant - Masz tu coœ do za³atwienia?Komandos zabra³ rêkê z ramienia Billie.Dziewczyna siê odwróci³a.- Wilks.Mitch tylko.- Tak - przerwa³ jej ostro - widzê co Mitch "tylko" robi.IdŸ siê przejœæ,Bueller.- Wilks, do cholery! - Billie podnios³a g³os - Myœlisz, ¿e kim ty jesteœ?- Ja? Jestem facetem, który wyrwa³ ciê z chemicznych oparów na chwilê przedoperacj¹ na twoim mózgu.Dziewczyna zarumieni³a siê.Wiedzia³a jak wiele mu zawdziêcza i powstrzyma³asiê od komentarza, jaki cisn¹³ siê jej na usta.- Nie powiedzia³em ci, ¿ebyœ poszed³ na spacer?Bueller a¿ siê zatrz¹s³.Omal nie rzuci³ siê na sier¿anta.Wilks czu³ jak zm³odego komandosa bucha p³omieñ gor¹cej wœciek³oœci.Mia³ nadziejê, ¿e poczuciekarnoœci ¿o³nierza jest silniejsze ni¿ jego gniew.Gdyby by³o inaczej Wilks niepotrafi³by go pokonaæ.Tamten by³ m³odszy, silniejszy, szybszy i lepiejwyszkolony.Móg³by go wprawdzie zastrzeliæ, ale nie by³ pewny czy zrobi³by towystarczaj¹co szybko.Jednak Bueller odwróci³ siê i nic nie mówi¹c wyszed³.Billie natychmiastnaskoczy³a na Wilksa.- W porz¹dku, Wilks.Jestem ci wdziêczna za wszystko, ale nie masz prawa mówiæmi, z kim mogê rozmawiaæ!- Widzia³em to rozmawianie.Wygl¹da³o na nieco wiêcej.Oczy dziewczynyrozszerzy³y siê ze zdumienia.- Jesteœ zazdrosny, Wilks?- Nie zazdrosny, dzieciaku.Chcê po prostu uchroniæ ciê przed nieszczêœciem.- Sama potrafiê siê uchroniæ.Dziêkujê za dobre chêci! Nie jestem dzieckiem, aty nie jesteœ moim ojcem!Obróci³a siê na piêcie i wypad³a z kabiny.Wilks popatrzy³ za ni¹ i potrz¹sn¹³ g³ow¹.Mo¿e by³ dla niej za surowy.Mo¿eona lubi mieæ kogoœ, kto zwraca na ni¹ uwagê.Mo¿e powinien wyjaœniæ jejwszystko.Nie.Pewnie nikt z nich nie wróci ju¿ do domu, a nawet gdyby uda³o siê toBillie, ³apiduchy bêd¹ na ni¹ czekaæ.Niech cieszy siê ka¿d¹ chwil¹, jaka jejpozosta³a z ¿ycia.Wiêkszoœæ z nich spêdzi tutaj.A wiêc, nie.Nie powie jej.Próbowa³ j¹ ostrzeci to wszystko co móg³ uczyniæ.To ona powiedzia³a, ¿e potrafi sama dbaæ osiebie.W taki czy inny sposób, nie uniknie swego przeznaczenia.Tego by³pewien.ZnaleŸli schronienie wewn¹trz jednego z magazynów, pomiêdzy dwoma rzêdamiszeœciennych pude³, które tworzy³y coœ w rodzaju korytarza.By³o tam ciemno icicho i nikt nie móg³ natkn¹æ siê na nich przypadkowo.Przy drzwiach by³ alarm,który w³¹czy³by siê, gdyby ktokolwiek wetkn¹³ g³owê do magazynu.Siedzieli twarz¹ przy twarzy na poduchach, które przynieœli tu ze sob¹.Billiewodzi³a d³oni¹ po twardych miêœniach na ramieniu Mitcha.Czu³a g³adkoœæ jegoskóry.Podoba³a jej siê si³a tego ch³opaka.Czu³a siê przy nim bezpiecznie.- Przepraszam za Wilksa - powiedzia³a - On siê nie liczy.- Mo¿e nie - zastanowi³ siê Bueller - Mo¿e to ja nie powinienem byæ tutaj ztob¹.Nie wiem.- Ja wiem - szepnê³a.Wyci¹gnê³a rêce i ujê³a w d³onie jego twarz.By³a g³adka, a brodê mia³ wygolon¹tak dok³adnie, ¿e skóra wydawa³a siê byæ g³adsza ni¿ jej w³asna.Pochyli³a siêku niemu i poca³owa³a go.Wsunê³a jêzyk w jego usta.W nim równie¿ zap³onê³o po¿¹danie.Otoczy³ j¹ ramionami i mog³a poczuæ, jakijest silny.Poca³unek stawa³ siê coraz bardziej namiêtny.Czu³a jak zaczyna jej³opotaæ serce, oddech przechodzi³ w rzê¿enie.Wsun¹³ rêce pod bluzê dziewczyny i zacz¹³ pieœciæ jej piersi.Tak! Tak!Gwa³townie rozsunê³a jego kombinezon.Trzask zamka rozleg³ siê g³oœnymdŸwiêkiem w ciszy magazynu.Poczu³a jego g³adk¹, bezw³os¹ pierœ i potê¿nemusku³y twardniej¹ce pod jej dotykiem.Zsunê³a d³oñ ni¿ej i odszuka³a innyrodzaj twardoœci.Jêkn¹³.Jego g³os by³ wo³aniem o rozkosz.Usta Mitcha zsunê³y siê w dó³ po jej szyi, potem ni¿ej.znalaz³y drogê kupiersiom, p³askiemu brzuchowi i dalej.- Tak! O, tak!Prawie nie mog³a oddychaæ.Po chwili ju¿ nie martwi³a siê o oddychanie.Billie i Mitch le¿eli w pl¹taninie swych ramion i nóg.Dziewczyna by³a spocona,a jej puls zwolni³ tylko trochê, lecz nie by³a zmêczona.Raczej.szczêœliwaspe³nieniem.Byli w jej ¿yciu inni.Nawet w szpitalu nie jesteœ obserwowany przez ca³yczas.Billie by³a raz z pacjentem, innym razem z sanitariuszem.By³o te¿ parêkobiet.Ale nie prze¿y³a niczego takiego jak to.Nigdy nie czu³a siê takwspaniale, tak cudownie jak teraz, kiedy po³¹czy³a siê z Mitchem.- Nigdy wczeœniej tego nie robi³em - odezwa³ siê Bueller.- Naprawdê? - uœmiechnê³a siê - ¯artujesz sobie ze mnie.By³eœ niesamowity.- Jaki?- No, dobrze.Nie myœl, ¿e mia³am wielu facetów i porównujê ciê do nich, aleby³eœ cudowny.Zaœmia³ siê cicho.- Fajnie.Chcia³em byæ taki.Dla ciebie.Ja.có¿.ja.kocham ciê,Billie.Billie spija³a ka¿de jego s³owo, ka¿de dotkniêcie, ka¿de spojrzenie.Ca³e ¿yciena to czeka³a i ju¿ w¹tpi³a, ¿e siê zdarzy.Nie wierzy³a, ¿e szczêœcie mo¿espotkaæ kogoœ takiegojak ona.Ale doczeka³a siê.- Cieszê siê, Mitch.Ja te¿ ciê kocham.Bueller uniós³ siê lekko, a ona przyjrza³a mu siê z nowym zainteresowaniem.- Mój.Mój.Jaki potê¿ny.Dotkn¹³ palcem ust.Zastanawia³ siê.- Jest coœ, o czym powinnaœ wiedzieæ.- zacz¹³.- Lepiej mi poka¿ zamiast mówiæ - powiedzia³a - Poka¿ mi jak dzia³a.Dotknê³a go lekko rêk¹.- A porozmawiaæ mo¿emy póŸniej.- Dobrze.Przyjmujê twoje rozwi¹zanie.- Nie, kochanie.Ja wezmê twoje.Jones mia³a dy¿ur.Dziesiêæ minut po przejêciu przez ni¹ obowi¹zków zaczê³omigaæ œwiate³ko.- Do licha! - powiedzia³a do siebie.Nie by³a doœwiadczona w tego rodzajupracy, ale skoro komputer wykonywa³ za ni¹ wiêkszoœæ zadañ, musia³a gozapytaæ.- I co my tu mamy?Komputer wyœwietli³ hologram.- Ej¿e, koleœ.Nie mo¿e tu byæ w pobli¿u ¿adnego statku.- Jakiœ problem -dobieg³ j¹ g³os zza pleców.Odwróci³a siê.Za ni¹ sta³ pu³kownik Stephens.- Panie pu³kowniku, komputer mówi, ¿e zbli¿a siê jakiœ statek.To musi byæjakieœ zaburzenie w uk³adzie maszyny, prawda?- Mo¿e jakieœ echo - powiedzia³ Stephens - Uruchom diagnostykê.- Tak jest - Jones dotknê³a przycisku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL