[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od razu zmieni³a ich nowa ekipa i gêsiego odmaszerowa³ado maszynowni.Swanson zapyta³ jednego z przyby³ych:- Czy to wy, Will?- Tak, panie komandorze.Oficer nawigacyjny, porucznik Raeburn, zdj¹³ maskê i zaniós³ siê bolesnymkaszlem.Swanson chwilê odczeka³.- Co tam na dole, Will?- Ju¿ nie dymimy, szefie.- Otar³ za³zawion¹ twarz, zatoczy³ siê i chwiejnieusiad³ na pod³odze.- Chyba zerwaliœmy ca³¹ os³onê.- Kiedy uporacie siê z reszt¹?- Bóg jeden wie.Normalnie w dziesiêæ minut, ale z nasz¹ kondycj¹ godzinê.Mo¿e d³u¿ej.- Dziêkujê.Uœmiechn¹³ siê lekko na widok Hansena i Cartwrighta, którzy wynurzyli siê zdymi¹cych ciemnoœci.- O, nasz oficer od napêdu.Panie Cartwright, by³bym rad, gdyby pan rozpali³pod kot³em.Jaki jest rekord w uaktywnianiu urz¹dzeñ, wytwarzaniu pary ipuszczaniu w ruch turbogeneratorów?- Trudno wyczuæ, komandorze.Czerwonooki, kaszl¹cy, poczernia³y od dymu i najwyraŸniej mocno cierpi¹cyCartwright rozprostowa³ ramiona i wolno siê uœmiechn¹³.- Ale mo¿e go pan uznaæ za pobity.Wyszed³.Swanson podniós³ siê z widocznym wysi³kiem.Pomijaj¹c dwie krótkieinspekcje w maszynowni, ani razu podczas tych nie koñcz¹cych siê, bolesnychgodzin nie skorzysta³ z aparatu tlenowego.Poprosi³ o zasilenie obwoduradiowego, odczepi³ mikrofon i przemówi³ spokojnym, czystym, silnym g³osem; by³to przyk³ad zdumiewaj¹cego opanowania, triumf umys³u nad umêczonymi,spragnionymi powietrza p³ucami.- Tu dowódca - zacz¹³.- Po¿ar w maszynowni ugaszony.Reaktywujemy si³owniê.Otworzyæ wszystkie wodoszczelne drzwi a¿ do odwo³ania.Najgorsze za nami.Dziêkujê za wszystko, co zrobiliœcie.Odwiesi³ mikrofon i zwróci³ siê do Hansena:- Najgorsze za nami, je¿eli starczy mocy na reaktywowanie reaktora.- Oczywiœcie najgorsze ci¹gle mo¿e nadejœæ - wtr¹ci³em.- Uruchomienieturbogeneratorów i w³¹czenie oczyszczalników powietrza zajmie wam ze trzykwadranse, mo¿e godzinê.A kiedy, pañskim zdaniem, doczekamy siê efektów ichpracy?- Po pó³godzinie.Najszybciej.Mo¿e póŸniej.- Otó¿ to.Mózg sko³owacia³ mi ju¿ do tego stopnia, ¿e z trudem ujmowa³em myœli w s³owa,wcale nie bêd¹c przekonanym, czy s¹ cokolwiek warte.- Czyli minimum pó³torej godziny, a pan mówi, ¿e najgorsze minê³o.Najgorszedopiero przed nami.Potrz¹sn¹³em g³ow¹, próbuj¹c sobie przypomnieæ, co to ja w³aœciwie chcia³empowiedzieæ, po czym wydusi³em:- W ci¹gu pó³torej godziny nie bêdzie ¿y³ co czwarty.Swanson uœmiechn¹³ siê.Nie do wiary, on siê naprawdê uœmiechn¹³.- "Nie s¹dzê", jak mawia³ Sherlock Holmes do profesora Moriarty, doktorze.Nikt siê tu nie zatruje tlenkiem wêgla.Za piêtnaœcie minut na ca³ym okrêciebêdziemy mieæ œwie¿e powietrze.Hansen i ja spojrzeliœmy po sobie.Potworne napiêcie najwyraŸniej odebra³ostaruszkowi rozum.Swanson pochwyci³ nasz¹ wymianê spojrzeñ i zaniós³ siêœmiechem, który raptem przerodzi³ siê w atak konwulsyjnego kaszlu, bo ³ykn¹³ dop³uc za du¿o zatrutego, zadymionego powietrza.Kas³a³ d³ugo, a kiedy poma³udoszed³ do siebie, wydysza³:- Dobrze mi tak.Ale te wasze miny.Jak siê panu wydaje, doktorze, dlaczegokaza³em pootwieraæ wodoszczelne drzwi?- Nie mam pojêcia.- John?Hansen potrz¹sn¹³ g³ow¹.Swanson zerkn¹³ na niego figlarnie:- Porozmawiaj z maszynowni¹.Niech w³¹cz¹ diesel.- Tak, komandorze - drewnianym g³osem powiedzia³ Hansen i ani drgn¹³.- Porucznik Hansen zastanawia siê, czy nie pójœæ po kaftan bezpieczeñstwa -skonstatowa³ Swanson.- Porucznik Hansen wie, ¿e dieslowskiego silnikaprzenigdy siê nie zapala, kiedy ³Ã³dŸ jest zanurzona, a chrapy pod lodembezu¿yteczne, tymczasem diesel nie doœæ ¿e pobierze powietrze z maszynowni, tozach³annie po³knie je sk¹d siê tylko da i wkrótce oczyœci ca³y okrêt.I o to miw³aœnie chodzi.Wpuœcimy na dziób sprê¿one powietrze pod dosyæ wysokimciœnieniem.Przyjemne, czyste i œwie¿e.Zapalimy diesel na rufie; pocz¹tkowobêdzie pracowa³ nierówno, bo w tej truj¹cej ohydzie niewiele jest tlenu, alebêdzie.A jak wyssie mnóstwo dymu za burtê, ciœnienie spadnie i drogê utorujesobie œwie¿e powietrze.Wczeœniej taka operacja by³aby samobójcza; œwie¿epowietrze podsyci³oby p³omienie i ogieñ wymkn¹³by siê spod naszej kontroli.Aleteraz nie ma przeszkód.Silnik mo¿emy uruchomiæ oczywiœcie tylko na parê minut,ale to w zupe³noœci wystarczy.Kojarzycie, poruczniku Hansen?Hansen, owszem, kojarzy³, ale nic nie powiedzia³, bo znikn¹³.Po trzech minutach w korytarzu nad reaktorem us³yszeliœmy przerywany dŸwiêkzapalanego diesla.Cich³, d³awi³ siê i znów za³apywa³.Dopiero póŸniejdowiedzieliœmy siê, ¿e przy wlocie powietrza mechanicy musieli wylaæ niejedn¹butlê eteru, ¿eby zaskoczy³.Minutê lub dwie chodzi³ ciê¿ko i dychawicznie,wydawa³o siê, ¿e nie wywiera najmniejszego wp³ywu na truj¹ce tumany, ale wkoñcu, najpierw prawie niedostrzegalnie, potem coraz wyraŸniej dym wiruj¹cpodryfowa³ w kierunku korytarza.Widzieliœmy ju¿ œwiat³o nie zgaszonej lampy.Podczas gdy diesel poch³ania³ co czarniejsze chmury na rufie, ich we³niste,snuj¹ce siê po k¹tach sterowni niedobitki zaczê³y wypieraæ jaœniejsze pasemka zprzejœcia do kwatery oficerów, zwabione malej¹cym u nas ciœnieniem, a popychaneprzez zgromadzone w czêœci dziobowej warstwy ¿yciodajnego tlenu, w miarê jaksprê¿one powietrze wype³nia³o pomieszczenia u¿ytkowe.Nastêpne minuty dokona³y cudu.Im wiêcej tlenu zasysa³ g³ucho dudni¹cy wmaszynowni diesel, tym rytmiczniej i ¿wawiej pracowa³.Opary w sterowni poma³uustêpowa³y pola nap³ywaj¹cej z dziobu delikatnej szarawej mgie³ce, która ztrudem zas³ugiwa³a na miano "dymu".Mgie³ka nios³a z sob¹ upragniony tlen,powietrze o znikomej ju¿ teraz zawartoœci dwutlenku i tlenku wêgla.Albo taksiê nam tylko zdawa³o.Efekt przeszed³ wszelkie oczekiwania.Zupe³nie jakby przez pok³ad przebieg³czarodziej i dotkn¹³ wszystkich ró¿d¿k¹ ¿ycia.Nieprzytomni, dla których œmieræby³a kwesti¹ pó³ godziny, poruszyli siê, niektórzy otworzyli oczy.Udrêczenichorzy, wycieñczeni, nêkani md³oœciami, bez³adnie le¿¹cy lub siedz¹cy, usiedliprosto lub wstali.Wci¹gaj¹c powietrze do obola³ych p³uc stwierdzili, ¿e niewdychaj¹ toksycznych gazów, i ich twarze przybra³y komiczny wyraz, zdumienia iniedowierzania.Mê¿czyŸni, pogodzeni ze œmierci¹, zaczêli siê dziwiæ, jak wogóle mogli tak myœleæ.Jakoœæ powietrza by³a chyba w¹tpliwa i bhp mia³obypewnie w tej sprawie niejedno do powiedzenia, ale dla nas nawet górski stoksosnowy nie pachnia³by rozkoszniej.Swanson bacznie kontrolowa³ przyrz¹dy pomiarowe, rejestruj¹ce poziom ciœnieniana pok³adzie.Kiedy poma³u spad³o poni¿ej przepisowych siedmiu atmosfer,poleci³ je zwiêkszyæ, a gdy osi¹gnê³o normê, kaza³ wy³¹czyæ diesel i odci¹ædop³yw sprê¿onego powietrza.- Komandorze Swanson - powiedzia³em.- Jeœli kiedykolwiek zechcia³by panzostaæ admira³em, dam panu referencje.- Dziêkujê - odpar³ z uœmiechem.- Mieliœmy du¿o szczêœcia.Jasne.Ludzie p³ywaj¹cy ze Swansonem zawsze je bêd¹ mieli.Teraz odezwa³y siêpompy i silniki uruchomione przez Cartwrighta, aby reanimowaæ reaktor napêdowy.Wiedzieliœmy, ¿e wszystko wisi na w³osku, ¿e moc akumulatorów mo¿e siê okazaæniedostateczna, ale o dziwo, nikt nie w¹tpi³, ¿e Cartwrightowi siê uda; za du¿oprzeszliœmy, ¿eby teraz choæby pomyœleæ o pora¿ce.I nie doznaliœmy zawodu.Dok³adnie o ósmej rano Cartwright zadzwoni³ zwiadomoœci¹, ¿e ma parê na ³opatkach turbiny i "Delfin" znów jest na chodzie.Mi³o by³o to s³yszeæ.Przez trzy godziny wolno parliœmy naprzód.Urz¹dzenia klimatyzacyjne pracowa³ype³n¹ par¹, przywracaj¹c na pok³adzie normalne powietrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL