[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawie wszystkie nosi³y datê sprzed pó³ roku.Zoœmiu dzienników - piêciu wydawanych w Londynie, o zasiêgu ogólnokrajowym, itrzech wysokonak³adowych amerykañskich - a¿ siedem poœwiêci³o profesorowiczo³Ã³wki na pierwszych stronach.NajwyraŸniej stary Witherspoon by³ bohateremdnia.Wiêkszoœæ nag³Ã³wków tr¹bi³a o „archeologicznej sensacji stulecia",bij¹cej na g³owê grobowiec Tutenchamona, Trojê czy papirusy z rejonu MorzaMartwego, a choæ odkrycia ostatnich lat zazwyczaj wys³awiano pod niebiosa, to wtym wypadku nie by³o to tak ca³kiem bezpodstawne.Dotychczas Oceania stanowi³abia³¹ plamê na mapie badañ archeologicznych, teraz jednak profesor Witherspoonutrzymywa³, ¿e le¿¹ca na po³udnie od Fid¿i wyspa Yardu dostarczy³a muniezbitych dowodów na migracjê mieszkañców Polinezji z po³udniowo-wschodniejAzji oraz na istnienie tam¿e prymitywnych form cywilizacji ju¿ piêæ tysiêcy latprzed nasz¹ er¹, czyli oko³o piêæ tysiêcy lat wczeœniej ni¿ s¹dzono.Trzyczasopisma relacjonowa³y obszernie tê historiê, jedno zaœ zamieœci³o wielkiezdjêcie profesora, stoj¹cego w towarzystwie „Rudego" Carstairsa na czymœ, coprzypomina³o pêkniêt¹ p³ytê chodnikow¹, a co podpis pod fotografi¹ okreœla³jako fragment grobowca.Doktor Carstairs by³ imponuj¹cym mê¿czyzn¹.Mierzy³dobre szeœæ i pó³ stopy wzrostu, a do tego nosi³ ognistorude sumiaste w¹sy,godne herosa.- Niestety, umknê³o to mojej uwagi - rzek³em.- Przebywa³em wówczas na BliskimWschodzie, odciêty od œwiata i ludzi.Ta historia niew¹tpliwie narobi³a sporoszumu.- To by³ szczytowy moment w moim ¿yciu – wyzna³ szczerze Witherspoon.- Nie w¹tpiê.Dlaczego ostatnio nic o tym nie s³ysza³em?- Od tamtej pory w prasie nic siê na ten temat nie ukaza³o i nie uka¿e, dopókinie zakoñczê tu swoich badañ - odpar³ ponuro.- Moje pierwsze oœwiadczeniewywo³a³o tak¹ wrzawê, ¿e pope³ni³em g³upstwo i umo¿liwi³em przyjazd na wyspêprzedstawicielom agencji prasowych,gazet i czasopism.Wynajêli specjalny statek w Suva.Opadli mnie jakszarañcza.mówiê panu, jak szarañcza! Wszêdzie wœciubiali nos, przeszkadzali,wêszyli.zaprzepaœcili wiele tygodni mojej ciê¿kiej pracy.By³em bezbronny,zupe³nie bezbronny! - Jego gniew siê spotêgowa³.- Nie brakowa³o wœród nichnawet szpiegów.- Szpiegów? Wybaczy pan.- Mówiê o konkurencji.Chcieli mnie pozbawiæ rozg³osu.- W jego przekonaniuby³a to pewnie najciê¿sza zbrodnia.- Próbowali mi ukraœæ tak¿e inne rzeczy.jedne z najcenniejszych znalezisk na Pacyfiku.Nigdy nie ufaj innymarcheologom, mój drogi - przestrzeg³ z gorycz¹.- Nigdy.Obieca³em mu to solennie.- Jeden z nich mia³ nawet czelnoœæ przyp³yn¹æ tu jachtem, ze dwa miesi¹ce temu.Amerykañski milioner, który pasjonuje siê archeologi¹.Chcia³ zgarn¹æ ca³yzaszczyt dla siebie.Ten impertynent œmia³ twierdziæ, ¿e zab³¹dzi³ na morzu!Nigdy nie ufaj archeologom.Wyrzuci³em go st¹d.Dlatego w³aœnie by³em wobecpana taki podejrzliwy.Sk¹d mog³em tak od razu wiedzieæ, ¿e nie jest panreporterem?- Doskonale pana rozumiem, profesorze – uspokoi³em go.- Za to teraz mam za sob¹ w³adze - podj¹³ triumfalnie.- Ta wyspa stanowi,rzecz jasna, terytorium brytyjskie.Dopóki nie skoñczê, nikt nie ma tu prawawstêpu.– Dopi³ piwo.- No, ale nie chcia³bym zawracaæ panu g³owy swoimik³opotami.To jak, przejdziemy siê?- Z przyjemnoœci¹.Zajrzê tylko na chwilkê do ¿ony.- Naturalnie, naturalnie.Zna pan drogê.Gdy otworzy³em skrzypi¹ce drzwi, Marie drgnê³a, odwróci³a siê i spojrza³a namnie sennie.Spa³o jej siê chyba dosyæ wygodnie, mimo i¿ samo ³Ã³¿ko by³ostraszliwie prymitywne - ot, sprê¿yny rozpiête na drewnianej ramie.- Przepraszam, jeœli ciê obudzi³em.Jak siê czujesz?- Nie obudzi³eœ mnie.A czujê siê dziesiêæ razy lepiej.- Te¿ mi siê takzdawa³o, nie widzia³em ju¿ siñców pod jej oczami ani krwistych wypieków napoliczkach.Przeci¹gnê³a siê zmys³owo.- ¯adna si³a mnie st¹d nie ruszy conajmniej przez parê godzin.On jest bardzo uprzejmy, nie s¹dzisz?- Nie mogliœmy trafiæ w lepsze rêce - przyzna³em, nie staraj¹c siê œciszyæg³osu.- Najlepiej zrobisz, jeœli znowu zaœniesz, kochanie.Ostatnie s³owo sprawi³o, ¿e zamruga³a, ale puœci³a to mimo uszu.- Nic ³atwiejszego.A ty?- Profesor Witherspoon oprowadzi mnie po okolicy.Zdaje siê, ¿e dokona³ tuepokowego odkrycia.Zapowiada siê to interesuj¹co.- Dorzuci³em jeszcze parêbana³Ã³w, by w przekonaniu starego wypad³o to jak czu³e po¿egnanie, iwyszed³em.Profesor czeka³ na werandzie, uzbrojony w tropikalny kask i trzcinkê.Wypisz,wymaluj, brytyjski archeolog.By³ doskona³y w ka¿dym calu.- Tam mieszka Hewell.- Wskaza³ mi trzcink¹ s¹siedni¹ chatê.- To mój nadzorca.Amerykanin.Ma siê rozumieæ, nieokrzesaniec - ton jego g³osu sugerowa³, ¿epozosta³e sto osiemdziesi¹t milionów obywateli Stanów Zjednoczonych zalicza siêdo tej samej kategorii - ale fachowy.O tak, to prawdziwy fachowiec.Dalej stoimój dom goœcinny.Jest kompletnie wyposa¿ony, choæ nie u¿ywany.Na pierwszyrzut oka hulaj¹ tam przeci¹gi - stary nic nie przesadza³, cha³upa sk³ada³a siêtylko z pod³ogi, dachu i czterech naro¿nych s³upów - ale to bardzo wygodnemieszkanko.Przystosowane do tutejszego klimatu.Trzcinowa zas³ona dzieli je nadwie czêœci, a wszystkie œciany, ze splecionych liœci palmy kokosowej, mo¿naopuœciæ do samej pod³ogi.Kuchnia i ³azienka znajduj¹ siê na ty³ach.w tegotypu domu nie ma na nie miejsca.W nastêpnej chacie, tej d³ugiej, mieszkaj¹robotnicy.kopacze.- A ten koszmarek? - Ruchem g³owy wskaza³em konstrukcjê z blachy falistej.-Kosz m³yñski czy kruszarnia?- Ciep³o, mój drogi, ciep³o.Wygl¹da upiornie, prawda? Nale¿y - a raczejnale¿a³a - do Brytyjskiej Spó³ki Fosforytowej.To ich kruszarnia.Za ni¹ widaæsuszarniê.to ten barak z p³askim dachem.Wyjechali st¹d blisko rok temu -ci¹gn¹³ zataczaj¹c trzcink¹ pó³kole w powietrzu - ale ten przeklêty szary py³nadal tu wszêdzie zalega.Wyniszczy³ prawie ca³¹ roœlinnoœæ z tej strony wyspy.Zgroza!- Niezbyt przyjemny widok - przyzna³em.- A co ma do roboty brytyjska firma wtym zapomnianym przez Boga i ludzi zak¹tku œwiata?- Niezupe³nie brytyjska.Miêdzynarodowa, choæ prowadzona g³Ã³wnie przezNowozelandczyków.Naturalnie, zajmowali siê kopaniem.Fosforanów wapniowych.Przed rokiem wydobywali po tysi¹c ton dziennie.To cenny surowiec.- Zerkn¹³ namnie chytrze.- Zna siê pan na geologii?Zaprzeczy³em, bo profesor najwyraŸniej podejrzewa³ ka¿dego, kto mia³ choæbyblade pojêcie na jakikolwiek temat.- Ba, kto dziœ siê na tym wyznaje? - rzuci³ tajemniczo.- Ale przedstawiê panuobraz sytuacji.Otó¿ musi pan sobie uœwiadomiæ, ¿e wyspa ta przypuszczalniespoczywa³a niegdyœ na dnie morza.niezbyt p³ytko, zwa¿ywszy, ¿e dno le¿y tuna g³êbokoœci oko³o trzech mil.Pewnego dnia - oczywiœcie w kategoriachgeologicznych, bo trwa³o to pewnie miliony lat - dno siê wynurzy³o.Albo naskutek wypiêtrzenia, albo dzia³alnoœci wulkanicznej, po³¹czonejz nieprzerwanym wyciekiem lawy.Kto wie? – Odchrz¹kn¹³ z dezaprobat¹.- Ci,którzy orientuj¹ siê co nieco w tej materii, unikaj¹ dogmatycznych stwierdzeñ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL