[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Le¿a³ teraz na oddziale intensywnej opieki medycznej;prognozy nie by³y optymistyczne.Wiêzienie ogarnê³a taka fala plotek i oburzenia, ¿e Cleve'owi ³atwo by³o zejœæludziom z oczu na ca³y nastêpny dzieñ.On tak¿e mia³ coœ do powiedzenia, alekto mia³by mu uwierzyæ? Ledwo sam sobie wierzy³.Tak naprawdê, w ci¹gu ca³egodnia - kiedy od czasu do czasu wraca³y do niego migawki z tego, co zdarzy³o siêw nocy -Cleve zapytywa³ sam siebie, czy przypadkiem jednak nie oszala³.Alenormalnoœæ to pojêcie wzglêdne, prawda? szaleñstwo jednego cz³owieka mo¿e byæœrodkiem, prowadz¹cym innego do celu.Jedno w ka¿dym razie Cleve wiedzia³ napewno: widzia³ transformacjê Billy'ego Taita.Trzyma³ siê tej pewnoœci z si³¹zrodzon¹ z rozpaczy.Gdyby przesta³ wierzyæ œwiadectwu w³asnych oczu, straci³byostatni¹ sw¹ ochronê przed ciemnoœci¹.Po ³aŸni i œniadaniu wszystkich wiêŸniów skierowano z powrotem do cel; praca,spacery - i w ogóle wszystko, co powodowa³o, ¿e wiêŸniowie musieli przechodziækorytarzem zosta³o odwo³ane, gdy celê Lowella najpierw badano i fotografowano,a póŸniej myto.Billy zjad³ œniadanie, a póŸniej przespa³ calutki ranek; spa³tak g³êboko, ¿e bardziej przypomina³o to œmieræ ni¿ sen.Kiedy obudzi³ siê naobiad, by³ tak szczery i radosny, jakim Cleve nie widzia³ go od tygodni.Opowiada³ coœ weso³o sprawiaj¹c wra¿e-nie jakby nie by³ œwiadomy tego, co sta³o siê noc¹.Po po³udniu Clevezdecydowa³ siê powiedzieæ mu prawdê.- Zabi³eœ Lowella - stwierdzi³.Nie mia³ po co udawaæ niewiedzy;jeœli nawet ch³opak nie pamiêta³ jeszcze tego, co zrobi³, to z pewnoœci¹ sobieprzypomni.A gdy ju¿ sobie przypomni, to jak d³ugo potrwa nim uœwiadomi sobie,¿e Cleve obserwowa³ jego przemianê? Lepiej wyznaæ prawdê od razu.- Widzia³em, jak siê zmieniasz.NajwyraŸniej nie zrobi³ na Billyrn wielkiego wra¿enia.- Tak.Zabi³em Lowella.Dziwisz siê? - To pytanie, które samo wywo³ywa³o setkiinnych pytañ, zadane zosta³o lekko, jakby odpowiedŸ nikogo nie interesowa³a.- Co siê z tob¹ sta³o? - pyta³ dalej Cleve.- Widzia³em, ciê.tam.- doda³,przera¿ony samym wspomnieniem, wskazuj¹c na doln¹ pryczê.- Nie by³eœcz³owiekiem.- Nie chcia³em, ¿ebyœ siê o tym dowiedzia³.Da³em ci pastylki, prawda? Niepowinieneœ mnie szpiegowaæ.- Poprzedniej nocy - mówi³ Cleve - te¿ nie spa³em.Billy mrugn¹³ oczami jakoszo³omiony ptak, g³owê mia³ lekko przekrzywion¹.- Jesteœ durniem - powiedzia³.- Jakim ty jesteœ durniem!- Czy ci siê to podoba, czy nie, ta ca³a sprawa dotyczy tak¿e i mnie, wiesz?Mam sny.- Tak? - blade czo³o przeciê³a zmarszczka.- Tak.Œnisz miasto, prawda?- Co to za miejsce, Billy?- Przeczyta³em kiedyœ coœ takiego: „Umarli maj¹ swoje drogi".Znasz to? No,wiêc.oni te¿ mieszkaj¹ w miastach.- Umarli? Masz na myœli jakieœ miasteczko duchów?- Nigdy nie chcia³em, ¿ebyœ siê w to wpl¹ta³.By³eœ dla mnie lepszy ni¿wszyscy.Przecie¿ uprzedzi³em ciê, ¿e mam tu interes do za³atwienia.- Z Taitem?- Zgadza siê.Cleve mia³ ochotê siê rozeœmiaæ.Ca³a ta opowieœæ - miasteczko umar³ych? -wydawa³o siê stekiem bzdur.A jednak jego zmordowany umys³ nie podsun¹³ mu anijednego bardziej prawdopodobnego wyjaœnienia.- Dziadek zabi³ swoje dzieci - mówi³ Billy - poniewa¿ nie chcia³, byodziedziczy³o to po nim nastêpne pokolenie.PóŸno siê o wszystkim dowiedzia³,wiesz? Zorientowa³ siê, ¿e ró¿ni siê od zwyk³ych ludzi dopiero wtedy, kiedymia³ ju¿ ¿onê i dzieci.By³ inny.Ale nie chcia³ tego, co mu da³ los i niechcia³, by jego dzieci i wnuki mia³y tê sam¹ moc.Zabi³by siê i skoñczy³ ca³¹sprawê, ale mojej matce uda³o siê uciec.Nim zd¹¿y³ j¹ odnaleŸæ i zabiæ, zosta³aresztowany.-1 powieszony.I pogrzebany.Znikn¹³.- Powieszony, pogrzebany, nie znikn¹³.Nikt nie znika, Cleve.Nigdy.- Przyszed³eœ tu, ¿eby go odszukaæ?- Nie tylko.Chcia³em, ¿eby mi pomóg³.Kiedy mia³em dziesiêæ lat zorientowa³emsiê, co potrafiê.Nie ca³kiem œwiadomie, ale mia³em talent.I ba³em siê.Oczywiœcie, ¿e siê ba³em, to by³o dla mnie coœ nieznanego, coœ strasznego.- Ta przemiana.umia³eœ to robiæ?- Nie.Tylko wiedzia³em, ¿e mogê.Jestem tu, ¿eby dziadek mnie nauczy³.¯ebypokaza³ mi jak.Nawet teraz.- Billy spojrza³ na swe chude ramiona -.kiedy on mnie uczy.ból jest niemal nie do zniesienia.- To po co to robisz?Ch³opiec spojrza³ na Cleve'a, zdumiony.- ¯eby nie byæ sob¹; by staæ siê mg³¹ i cieniem.By zostaæ kimœ strasznym.-Wydawa³ siê byæ szczerze zdziwiony jego niedomyœlnoœci¹.— A ty byœ tego niezrobi³?Cleve potrz¹sn¹³ g³ow¹.- To, czym sta³eœ siê zesz³ej nocy, by³o potworne.Billy przytakn¹³ mu wmilczeniu.- Dziadek te¿ tak myœla³.Podczas procesu nazwa³ siê odmieñcem.Oczywiœcie niewiedzieli, o czym mówi, ale tak w³aœnie powiedzia³.Wsta³ i powiedzia³: , Jestem pomiotem Szatana" - Billy uœmiechn¹³ siê do tejmyœli - „Jestem pomiotem Szatana, na mi³oœæ bosk¹ powieœcie mnie i pogrzebcie!"Teraz zmieni³ zdanie.Nasza era jest stara i zmêczona; potrzeba jej nowychplemion.- Spojrza³ przenikliwie na Cleve'a.— Nie bój siê, nie skrzywdzê ciê,jeœli nie bêdziesz chlapa³ jêzykiem.Nie zrobisz tego, prawda?- A co móg³bym powiedzieæ, ¿eby nie wyjœæ na szaleñca? - g³os Cleve'a by³³agodny.- Nie, nie bêdê chlapa³ jêzykiem.- To dobrze.Za jakiœ czas wyjdê st¹d, a potem ty wyjdziesz.I bêdziesz móg³zapomnieæ.- Bardzo w to w¹tpiê.- Kiedy ju¿ odejdê, nie bêdziesz nawet œni³.Dzielisz moje sny tylko dlatego,¿e sam masz s³aby talent.Uwierz mi.Nie masz siê czego baæ.- Miasto.- Co z miastem?- Gdzie s¹ jego mieszkañcy? Nigdy nikogo nie widzia³em.Nie, to nie ca³kiemprawda.Widzia³em raz mê¿czyznê z no¿em.odchodzi³ na pustyniê.- Nie potrafiê ci pomóc.Sam jestem tam goœciem.Wiem tylko tyle, co mówi midziadek; ¿e miasto zamieszkuj¹ umarli.Cokolwiek tam widzia³eœ, zapomnij.Tonie twój œwiat.Ty jeszcze nie umar³eœ.* * *Czy to rozs¹dnie wierzyæ umar³ym na s³owo? Czy sam akt œmierci oczyœci³ ich zezdolnoœci czynienia wszelkiego rodzaju z³a tak, ¿e granice przekroczyli jakoœwiêci? Cleve nie potrafi³ uwierzyæ w coœ a¿ tak naiwnego.Znacznie bardziejprawdopodobne, ¿e przeszli przez wrota œmierci ze wszystkimi swymi talentami,tymi dobrymi i tymi z³ymi, i czyni¹ z nich u¿ytek jak potrafi¹.Tote¿ w rajuszewcy nadal bêd¹ pracowaæ, prawda? G³upio by³oby s¹dziæ, ¿e po œmiercizapomn¹, jak robiæ buty.Wiêc byæ mo¿e Edgar Tait k³ama³, mówi¹c o mieœcie.Byæ mo¿e Billy niedowiedzia³ siê o nim wszystkiego? Co z g³osami na wietrze? Co z mê¿czyzna.który rzuci³ nó¿ na ziemiê wrêcz us³an¹ narzêdziami mordu, a póŸniej poszed³Bóg wie gdzie? Co to by³ za rytua³?Teraz - kiedy zapasy strachu ju¿ siê wyczerpa³y i nie pozosta³ mu nawetfragment nieska¿onej rzeczywistoœci, którego mo¿na by³oby siê trzymaæ - Clevenie widzia³ powodu, by nie udaæ siê do miasta dobrowolnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL