[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby zaœ, szansa jedna na milion, cudem siê uda³o,jak do diab³a chce pan znaleŸæ drogê powrotn¹? Ci¹gn¹æ za sob¹ nitkê czy te¿znacz¹c œlad skrawkami papieru? Na okreœlenie tego, co chce pan zrobiæ,szaleñstwo to za ma³e s³owo.- Mogê z³amaæ nogê, uton¹æ lub zamarzn¹æ - zgodzi³em siê - mo¿na zaryzykowaæ.Odszukanie drogi tam i z powrotem nie wymaga wielkiej filozofii.Mamy dok³adnynamiar i wiemy, gdzie jesteœmy.Mo¿na przecie¿ okreœliæ po³o¿enie przy ka¿dymnadajniku.Wystarczy wzi¹æ krótkofalówkê.Bêdê utrzymywa³ ³¹cznoœæ z wami, a wysta³y kontakt z "Zebr¹".Mo¿ecie wiêc naprowadzaæ mnie.To proste.- By³oby takie - rzek³ Hansen - gdyby nie drobnostka.Nie mamy takiegoradionadajnika.- Mam walkie-talkie o zasiêgu trzydziestu kilometrów, w swojej walizce.- Co za zbieg okolicznoœci, naprawdê przypadek - zamrucza³ Hansen.- Akurattak siê z³o¿y³o, ¿e wzi¹³ to pan ze sob¹.Za³o¿ê siê, ¿e ma pan wiele innych,zabawnych rzeczy w swojej walizce, doktorku.- To, co doktor Carpenter ma w walizce, to nie nasza rzecz - wtr¹ci³ Swanson zlekk¹ przygan¹.Wczeœniej tak nie myœla³.- To co nas interesuje, to jegoplany.Chyba nie myœli pan, doktorze, ¿e weŸmiemy udzia³ w pañskim absurdalnymplanie?- Nikt tego od pana nie oczekuje.Nie wymagam waszego udzia³u.Proszê tylkonie utrudniaæ mi tego, co postanowi³em, i przygotowaæ plecak z ¿ywnoœci¹.Aje¿eli i tego nie zrobicie, i tak pójdê.Opuœci³em ich i poszed³em do swojej kabiny, a raczej do kabiny Hansena.Choænie by³a moja, nie mia³em skrupu³Ã³w i spokojnie przekrêci³em klucz od wewn¹trz,zaraz po przekroczeniu progu.Przekonany o tym, ¿e zamkniête drzwi do w³asnejkajuty nie mog¹ zachwyciæ Hansena, nie traci³em czasu.Przekrêci³em zamekcyfrowy i otworzy³em wieko walizki.Przynajmniej trzy czwarte miejsca zajmowa³oubranie, przystosowane do warunków arktycznych.Najcieplejsze, jakie mo¿na by³okupiæ.Pieni¹dze, za które je nabyto, nie by³y jednak moje.Zdj¹³em dotychczasowe okrycie.W³o¿y³em we³nian¹ bieliznê, we³nian¹ koszulê,sztruksowe spodnie oraz we³niany, robiony na drutach podwójnym splotem sweter zkapturem z domieszk¹ jedwabnej nitki.Nie by³ standardowy, pod lewym ramieniemmia³ jedn¹, a po prawej stronie drug¹, nieco dziwnie wymodelowan¹ kieszeñ.Pogrzeba³em na dnie walizki i wyj¹³em trzy przedmioty.Pierwszy z nich,pistolet automatyczny mannlicher-schoenauer kaliber dziewiêæ milimetrów,pasowa³ tak dok³adnie do lewej kieszeni, jakby by³a do tego celu wszyta, cozreszt¹ nie mija³o siê z prawd¹.Pozosta³e przedmioty, czyli zapasowemagazynki, pasowa³y jak ula³ do prawej kieszeni.W³o¿enie reszty nie trwa³o d³ugo.Dwie pary grubych, we³nianych skarpet,filcowe podk³adki pod stopy, nastêpnie kurtka z kapturem i spodnie ze skórykaribu, drugi kaptur ze skóry wilczej i buty z foczej.Rêkawice ze skóryrenifera naci¹gn¹³em na uprzednio w³o¿one dwie pary, jedn¹ z jedwabiu, drug¹ zwe³ny.Mo¿e i niedŸwiedŸ polarny by³ lepiej wyekwipowany do przetrwaniaarktycznych burz, ale jeœli tak, to niewiele.Zawiesi³em na szyi maskê œnie¿n¹ i gogle, wcisn¹³em ogumowan¹ wodoszczeln¹latarkê do zewnêtrznej kieszeni, wyci¹gn¹³em walkie-talkie i zamkn¹³em walizkêprzez ponowne przekrêcenie zamka cyfrowego.Teraz, kiedy mia³em pistolet podpach¹, to nie by³o potrzebne, ale, pomyœla³em, ¿e Swansonowi, na czas mojejnieobecnoœci przyda siê zajêcie.Wcisn¹³em torbê lekarsk¹ i butelkê spirytusudo plecaka i otworzy³em drzwi.Swanson by³ dok³adnie tam, gdzie go pozostawi³em, to znaczy w sterowni.Tosamo Hansen.Byli tam równie¿ inni, Zabrinsky i Rawlings.Hansen, Rawlings iZabrinsky - trzech najwiêkszych osi³ków na statku.Po raz ostatni widzia³em ichrazem w Holy Loch, gdy na polecenie Swansona mieli mnie pilnowaæ.Byæ mo¿enawyki komandora nie zmieni³y siê.Hansen, Rawlings i Zabrinsky - wygl¹dali najeszcze wiêkszych, ni¿ zwykle.Zapyta³em Swansona:- Dostanê te racje ¿ywnoœciowe czy nie?- Jeszcze jedna formalnoœæ - odpowiedzia³.Chyba jego pierwsz¹ myœl¹ by³o,kiedy mnie ujrza³ wchodz¹cego do sterowni, ¿e niedŸwiedŸ zawita³ na statek,lecz ani mrugn¹³.- Tylko dla porz¹dku.Jest pan samobójc¹.Nie ma pan szans, aja nie mogê w tym uczestniczyæ.- W porz¹dku, ma pan œwiadków i wszystko.A teraz racje ¿ywnoœciowe.- Nie mogê uczestniczyæ, ze wzglêdu na ostatni¹, groŸn¹ sytuacjê.Jeden znaszych techników elektroników rutynowo testuj¹c "lodówkê" stwierdzi³, ¿eprzepali³ siê elektryczny motor.Musi zostaæ przewiniêty, a nie ma czêœcizapasowych.Wie pan oczywiœcie, co to oznacza.Jeœli bêdziemy zmuszeni zanurzyæsiê, to nie znajdziemy drogi powrotnej.To znaczy, nie bêdziemy mogli pana znówzabraæ na okrêt.Wszyscy pozostaniecie na lodzie.Nie wini³em go za te próby, ale by³em lekko rozczarowany.Mia³ czas nawymyœlenie czegoœ lepszego.Rzek³em:- ¯elazne racje ¿ywnoœciowe, komandorze.Czy je otrzymam?- Wiêc nadal chce pan iœæ? Po tym, co powiedzia³em?- Och, na mi³oœæ Bosk¹, poradzê sobie bez ¿ywnoœci.- Mojemu pierwszemu oficerowi oraz Rawlingsowi i Zabrinsky'emu to siê niepodoba - powiedzia³ Swanson urzêdowym tonem.- Nie mam wp³ywu na ich upodobania.- Czuj¹, ¿e nie powinni panu na to pozwoliæ - nalega³.Byli wiêcej ni¿ wysocy, byli ogromni.Przedrzeæ siê miêdzy nimi by³o równie³atwo, jak jagniêciu miêdzy wyg³odnia³ymi lwami.Mia³em oczywiœcie pistolet,ale ¿eby siê doñ dostaæ, musia³bym siê rozebraæ, a Hansen zd¹¿y³ ju¿ udowodniæw kantynie, tam w zatoce, swoj¹ szybkoœæ, gdy zauwa¿y u kogoœ podejrzany ruch.A nawet gdybym wydoby³ broñ, to co? Ludzie tacy jak Hansen, Zabrinsky iRawlings nie wiedzieli co to strach.Nie móg³bym zaszanta¿owaæ ich broni¹, azreszt¹ nie potrafi³bym jej u¿yæ przeciwko ludziom, którzy wykonywali swójobowi¹zek.- Nie pozwolê panu na tê wyprawê - kontynuowa³ Swanson - chyba, ¿e pan pozwoliim sobie towarzyszyæ.Wszyscy zg³osili siê na ochotnika.- Na ochotnika! - Parskn¹³ Rawlings.- Ty, ty i ty.- Nie chcê ich - powiedzia³em.- Wdziêcznoœæ, co? - Pytanie Rawlingsa nie by³o skierowane do nikogo wszczególnoœci.- Móg³by pan chocia¿ powiedzieæ dziêkujê, doktorku.- Nara¿a pan ¿ycie swoich ludzi.Wie pan przecie¿, jakie by³y rozkazy.- Tak, ale wiem równie¿, ¿e podczas arktycznych wypraw, jak i alpinistycznychczy speleologicznych, grupa ma dwukrotnie wiêksze szanse ni¿ jednostka.Wiemte¿, ¿e gdyby siê roznios³o, ¿e pozwoliliœmy doktorowi, cywilowi, na piesz¹wêdrówkê do Stacji, podczas gdy sami zbyt przera¿eni, nie wychyliliœmy nosa zciep³ego gniazdka w ³odzi, imiê marynarki amerykañskiej zosta³oby nara¿one naszwank.- A co pañscy ludzie s¹dz¹ o ryzyku ¿ycia dla ratowania dobrego imienia flotyStanów Zjednoczonych?- S³ysza³ pan, co powiedzia³ dowódca - odpar³ Rawlings - jesteœmy ochotnikami.Proszê spojrzeæ na Zabrinsky'ego, widaæ przecie¿, ¿e to urodzony heros.- Czy pomyœleliœcie o tym, co siê stanie, gdy szczelina zacznie siê zamykaæ idowódca zmuszony bêdzie do zanurzenia?- O tym nawet proszê nie wspominaæ, a¿ takim herosem nie jestem.Podda³em siê.Zreszt¹ nie mia³em innego wyjœcia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL