[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rousseau, Wolter i Diderot bywali tu często, podobnie jak Marmontel i Crébillon.Roiło się tu także od żurnalistów i jak co dzień od szpiegów.Po prawej skupili się szachiści, doskonali stratedzy toczący zaimprowizowany turniej.A tam, przy małym marmurowym stoliku, nieco na uboczu, siedziało dwóch agentów, do których zbliżali się właśnie Pietro i „panna” d’Eon.Viravolta natychmiast poznał jednego z nich, także stałego bywalca tego miejsca.Pierre-Augustin Caron de Beaumarchais, syn zegarmistrza, właściwie nie był agentem Sekretu, pełnił jednak wiele misji dla Sartine’a, szefa policji.Jego życie było jak romans.Ożenił się w 1756 ze starszą od siebie o dziesięć lat Madeleine-Catherine Aubertin, wdową po Francquecie, którą pochował rok później.Podejrzewano, że nieco przyspieszył jej śmierć.Ale to tylko jeden z wielu skandali, jakie wywołał.Urodzony uwodziciel, nauczyciel gry na harfie córek Ludwika XV, wraz z odpowiedzialnym za finanse dworu Pâris-Duvemeyem prowadziłspekulacje handlowe na szeroką skalę i pod tym względem także dowiódł swego geniuszu.Dzięki ogromnemu majątkowi mógł kupić urząd królewskiego sekretarza, potem zostałwielkim łowczym.Jako protegowany księcia Kondeusza, zaczął pisać utwory dla prywatnych teatrów, potem próbował sił jako dramaturg, tworząc Eugenię oraz sztukę Dwaj Przyjaciele albo Kupiec z Lyonu.Jego druga żona także zmarła wkrótce po ślubie, pozostawiając mężowi spory majątek.Tym razem oskarżono go o zagarnięcie spadku.- No, no, Czarna Orchidea.- powiedział na widok Pietra.Wenecjanin skłonił głowę, uśmiechając się kącikiem ust.Jednak ani on, ani Beaumarchais nie mieli ochoty przywoływać wspólnych wspomnień.Od czterech lat dramaturg procesował się i borykał ze zmiennym losem, czy to w sprawie hrabiego de La Blache, czy problemów z testamentowymi zapisami Pâris-Duvemaya, czy wreszcie sporem o memorandum z Goëzmanem.Miał opinię truciciela i oszusta.Co prawda, dowiódł swych zdolności, redagując dzienniki sądowe, lecz utracił przy okazji większość rodzinnego majątku oraz prawa cywilne.Sartine był mu wciąż przychylny, ale Beaumarchais popadł w niełaskę króla.Ostatnio wrócił z Londynu, gdzie negocjował zakaz publikacji Sekretnych pamiętników kobiety publicznej, pamfletu na panią du Barry, pióra niejakiego Théveneau de Morande.Trzeba przyznać, że podczas swych tajnych misji Beaumarchais zachowywał się trochę jak słoń w sklepie z porcelaną.Pietro musiał udać się do Anglii, aby doprowadzić negocjacje do końca.I Beaumarchais’go i d’Eona znał równie słabo, co wynikało z ich rozkładu czasu poświęconego pracy dla służb, ale spotkali się kilka razy na dworze.Tym dworze, którego łaski Beaumarchais musiał koniecznie odzyskać.Transwestyta i dramaturg poznali się dopiero dziś.Ich spotkanie miało pozostać ścisłą tajemnicą.Jedno było pewne - w przeciwieństwie do Viravolty Beaumarchais nie wątpił, że ów kawaler jest naprawdę kobietą.co gorsza, ze spojrzeń, jakie rzucał, Wenecjanin wywnioskował, że dramaturg nie pozostał obojętny na wdzięki transwestyty!Sprawa nabiera pikanterii.pomyślał Viravolta.- Sądzę, że się znacie - powiedział d’Eon do Viravolty.- Co do tej czarującej osoby.- Saphir - odezwała się kobieta, wstając.Ostatni z obecnych jeszcze się nie przedstawił.Jego mocno umalowana, ozdobiona sztucznymi brwiami twarz i ekscentryczna peruka wydały się Pietrowi znajome.Kobieta, która podała się za Saphir, wyglądała na młodą i bardzo energiczną osobę.Podała mu dłoń o długich palcach harfistki i uśmiechnęła się, witając go melodyjnym głosem o niezwykłym brzmieniu.W pierwszej chwili, Saphir drgnęła na jego widok.Na szyi miała duży niebieski kamień, od którego zapewne wziął się jej pseudonim.Na ręce nosiła bransoletkę.Suknia z kołnierzykiem i szeroką spódnicą miała chyba zapewnić jej jak największą swobodę ruchu.- Spotkaliśmy się już kiedyś? - zapytał Pietro.- Może we śnie, panie de Lansalt.Wiele słyszałam o pańskich wyczynach.I zmierzyła go od stóp do głów.- Zdaje się pan człowiekiem na miarę własnej sławy.Tylko jest pan nieco starszy niż na medalionach.Wie pan, że niektóre nadal leżą w sekretarzykach pańskich dawnych kochanek?- Hm.Saphir, która już od dawna nie używa prawdziwego nazwiska, pracowała w Londynie i tam się poznaliśmy - wyjaśnił d’Eon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL