[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na co zdadzą się tedy dzieci! Przecież ja kocham żonę.Szczęściem ona jest trwała kobieta.Urodzona La Berteliere.- Nie ma ani miesiąca życia.Bednarz uderzył się w czoło, uszedł kilka kroków, wrócił i, obejmując rejenta przerażającym spojrzeniem, rzekł:- Co począć?- Eugenia będzie mogła po prostu zrzec się spadku po matce.Nie chcesz jej pan wydziedziczyć, prawda? Ale aby uzyskać tego rodzaju podział, nie trzeba jej gnębić.To, co ja ci tu mówię, mój stary, to jest przeciw memu interesowi.Cóż ja mam innego do roboty?.Likwidacje, inwentarze, sprzedaże, podziały.- Zobaczymy, zobaczymy.Nie mówmy już o tym, Cruchot.Targasz mi wnętrzności.Czy dostałeś złoto?- Nie, ale mam kilka starych ludwików, ot, z dziesięć, dam ci je.Mój przyjacielu, pogódź się z Eugenią.Widzisz, całe Saumur jest przeciw tobie.- Głupcy!- No, no, renta jest po dziewięćdziesiąt dziewięć.Bądźże choć jeden raz zadowolony w życiu.- Po dziewięćdziesiąt dziewięć?- Tak.- He, he, dziewięćdziesiąt dziewięć - rzekł stary odprowadzając rejenta do bramy.Następnie, zbyt wzruszony tym co usłyszał, aby móc wysiedzieć w domu, poszedł do żony i rzekł:- Słuchaj, stara, możesz spędzić dzień z córką; ja jadę do Froidfond.Zabawcie się.To dzień naszego ślubu, żoneczko, ot, masz swoich dziesięć talarów na ołtarz na Boże Ciało.Od dawna już marzyłaś o tym ołtarzu, uciesz się.Bawcie się, bądźcie wesołe, miejcie się dobrze.Niech żyj e wesołość!.Rzucił dziesięć dubeltowych talarów na łóżko i ujął żonę za głowę, aby ją ucałować w czoło.- I co żonusiu, lepiej się masz, prawda?- Jak możesz myśleć o tym, aby przyjąć w domu miłosiernego Boga, skoro wypędzasz córkę ze swego serca?.-rzekła wzruszona.- Ta ta ta ta! - rzekł ojciec miękko.Zobaczymy jeszcze.- Miłosierdzie niebios! Eugenio - krzyknęła matka czerwieniąc się z radości - chodź uściskać ojca, przebacza ci!Ale stary znikł.Umykał, co miał sił, do swojej winnicy, starając się uporządkować wzburzone myśli.Grandet zaczynał wówczas siedemdziesiąty szósty rok.Od dwóch lat zwłaszcza skąpstwo jego wzrosło tak, jak rosną wszystkie trwałe namiętności człowieka.W myśl spostrzeżenia dokonanego na skąpcach, na ludziach ambitnych, na wszystkich, których życie wypełnione jest jedną myślą, uczucie jego uczepiło się szczególnie jednego symbolu swej namiętności.Widok złota, posiadanie złota stało się jego monomanią.Jego despotyzm wzrósł w proporcji do jego skąpstwa: oddać zarząd bodaj najmniejszej cząstki swoich dóbr po śmierci żony - to wydawało mu się czymś p r z e c i w n a t u r z e.Zdradzić córce stan swego majątku, sporządzić inwentarz ruchomości i nieruchomości, wystawić je na licytację?.- To już lepiej poderżnąć sobie gardło! - mówił głośno, chodząc po winnicy i oglądając szczepy.Wreszcie powziął postanowienie; wrócił do Saumur w porze obiadu, zdecydowany ugiąć się przed Eugenią, ugłaskać ją, upieścić, aby móc umrzeć po królewsku, dzierżąc do ostatniego tchnienia wodze swoich milionów.W chwili gdy stary, który przypadkowo wziął klucz od bramy, szedł cicho po schodach, aby zajść do żony, Eugenia przyniosła do łóżka matki piękny neseser.W nieobecności Grandeta czyniły sobie tę przyjemność, aby oglądać portret Karola w rysach matki.- Zupełnie jego czoło, jego usta - mówiła Eugenia w chwili, gdy winiarz otworzył drzwi.Widząc spojrzenie, jakim mąż objął złoto, pani Grandet wykrzyknęła:- Boże! Zlituj się nad nami!Stary skoczył na neseser, jak tygrys skacze na uśpione dziecko.- Co to jest takiego? - rzekł unosząc skarb i siadając przy oknie.- Dobre złoto, złoto! - wykrzyknął.- Dużo złota! To waży ze dwa funty! Ha, ha! Karol ci to dał w zamian za twoje dukaty.Hę, czemuś mi tego nie powiedziała? To dobry interes, córuchno! Jesteś moją córką, poznaję cię.Eugenia drżała na całym ciele.- To Karola, prawda? - ciągnął stary.- Tak, ojcze, to nie moje.To święty depozyt.- Ta ta ta ta! Zabrał ci twój majątek, trzeba ci odrobić twój skarbczyk.- Ojcze!.Stary chciał wziąć nóż, aby podważyć złotą blachę, i musiał postawić neseser na krześle.Eugenia rzuciła się, aby go schwycić, ale bednarz, który równocześnie miał oko na córkę i na szkatułkę, odepchnął ją tak silnie, że upadła na łóżko matki.- Mężu, mężu! - krzyknęła matka podnosząc się na łóżku.Grandet wyjął nóż i chciał podważyć złoto.- Ojcze - krzyknęła Eugenia padając na kolana i czołgając się do starca ze złożonymi rękami - ojcze, na imię wszystkich świętych i Matki Najświętszej, na imię Chrystusa, który umarł na krzyżu, na twoje zbawienie wieczne, ojcze, na moje życie, nie tykaj tego! Ta szkatułka nie jest ani twoja, ani moja, należy do nieszczęśliwego krewniaka, który mi ją powierzył, i muszę ją oddać nienaruszoną.- Czemuś ją oglądała, skoro to depozyt? Oglądać to więcej niż dotykać.- Ojcze, nie psuj tego albo mnie okryjesz hańbą.Ojcze, słyszysz?- Mężu, mężu, zabijasz mnie! - rzekła matka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL