[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyżby jednak wyrachowanemu politykowi leżało na sercu dobro innych ludzi? Ridge myślał o tym z goryczą.Do tej pory był święcie przekonany, że dla senatora liczy się jedynie wymarzona prezydentura.- Domyślam się, że Dara już śpi - ciągnął Montgomery.W jego głosie pobrzmiewało zatroskanie.- Wiem, że skończyło się na paru siniakach, ale chciałbym wiedzieć, w jakim jest stanie.- Obrażenia są powierzchowne.Była w szoku - odparł Ridge.- Jutro, najdalej pojutrze dojdzie do siebie.Harrison Montgomery westchnął z ulgą.- Chciałbym porozmawiać z Darą, gdy się obudzi.Proszę jej powiedzieć, że dzwoniłem.- Z pewnością to zrobię.- Niech się pan nią opiekuje.- Montgomery zapanował nad emocjami; znów wydawał polecenia.- Obiecuję - powiedział bez namysłu Ridge.Nagle doznał olśnienia.Osiągnął swój cel.Zdobył zaufanie Montgomery’ego.To odkrycie nie przyniosło mu jednak spodziewanego zadowolenia.ROZDZIAŁ DZIESIĄTYZostanę tu najwyżej półtorej godziny, postanowiła Dara.Spacerowała po parku, w którym bawiła się przed łaty jako mała dziewczynka.Dzień był pochmurny i chłodny.Zanosiło się na deszcz, ale nie zwracała na to uwagi.Potrzebowała chwili oddechu.Nawet śnieżna zadymka nie mogła jej odstraszyć.Wolała nie myśleć, jak zareaguje Ridge, gdy odkryje jej nieobecność.Zdawała sobie sprawę, że po niedawnym incydencie ochroniarze ani na moment nie spuszczą jej teraz z oka.Będzie musiała to znosić z kamienną twarzą, chociaż wszystko się w niej gotowało.Przekonała Rainy, że potrzebuje chwili samotności i zupełnego spokoju.Starsza pani po namyśle przyznała jej rację.Dara szukała wzrokiem huśtawek.Otuliła się dżinsową kurtką i ruszyła w ich stronę.Przyjemnie było posiedzieć na miękkiej gumowej ławeczce.Dziewczynie było jednak trochę ciasno.Trudno się dziwić.Huśtawki ustawiono w parku specjalnie dla maluchów.Usłyszała charakterystyczne kroki.Od razu wiedziała, kto nadchodzi.- Proszę, siadaj.- Wskazała Ridge’owi sąsiednią huśtawkę.Po chwili wahania usadowił się na gumowej ławeczce.Był ponury i zdenerwowany.- Wyszłaś, nic mi o tym nie mówiąc.Dara skinęła głową.- Owszem.Chciałam być przez chwilę sama.Wokół mnie kręci się mnóstwo ludzi.To jest.męczące.- Mógłbym wszystko zorganizować.- Nie, dziękuję - przerwała mu Dara.Poczuła znajomy ucisk w żołądku.Zeskoczyła na ziemię.- Masz dobre intencje, ale problem w tym, że przez cały czas byś mnie obserwował, jak przystało na ochroniarza.Nie potrzebuję strażnika.Chcę tylko, żeby ktoś okazał mi trochę zwykłej ludzkiej życzliwości.Jeśli cię na to nie stać, zostaw mnie samą.Ridge ujął ją za ramię i zmusił, by popatrzyła mu w oczy.- Mógłbyś mnie przytulić? - zapytała śmiało.Ridge spoglądał na nią w milczeniu.Obawa przed okazywaniem uczuć walczyła z potrzebą ich ujawnienia.Wahanie trwało zbyt długo.Dara poczuła się odrzucona.Westchnęła głęboko i odwróciła się, by iść dalej samotnie.Nagle znalazła się w objęciach Ridge’a, który przytulił ją mocno.- Nie dajesz mężczyźnie czasu do namysłu, co? - mruknął posępnie ochroniarz.Dara przylgnęła do niego z całej siły.Skryła twarz na jego szerokiej piersi.Wdychała zapach skórzanej kurtki oraz charakterystyczną woń jego wody po goleniu.Ridge był dla niej jak opoka - silny, męski, pomocny.Objęła go w pasie.Długo milczeli.Ridge wplótł palce w ciemne włosy Dary.- Masz bardzo irytujący zwyczaj - mruknął.Dara uśmiechnęła się lekko.Cudownie było skryć się w objęciach tego cudownego mężczyzny.- Czyżby? - odparła zaczepnie.- Lubisz zaskakiwać ludzi - stwierdził, tuląc ją coraz mocniej.- Mój ojciec chrzestny twierdzi, że to mi dodaje uroku.Ridge wymamrotał półgłosem jakieś przekleństwo.- Skoro tak mówisz.Rozmawiałaś z nim dziś rano?- Tak.- Dara w zamyśleniu pokiwała głową.- Oznajmił, że wsiądzie w samolot i przyleci natychmiast, żeby dotrzymać mi towarzystwa, ale wybiłam mu z głowy ten pomysł.I tak spotkamy się wkrótce na bankiecie, który odbędzie się w Wirginii na dzień przed wyborami.- Dara poczuła, że Ridge napiął mięśnie, co było u niego oznaką zdenerwowania.- Szkoda, że nie lubisz Harrisona.- Irytują mnie politycy.- Harrison ma wiele pozytywnych cech.To on uratował w Wietnamie mego ojca, który wpadł w zasadzkę.Pewnie by mnie tu nie było, gdyby Montgomery nie zaryzykował.Przyjaźnili się od tamtej pory.Podobno Harrison bardzo się zmienił po śmierci taty.Ridge z powagą spoglądał na Darę.- Daro, Montgomery prosił, żebym się tobą opiekował.Obiecałem mu to i słowa dotrzymam.Czy mogłabyś zacząć wreszcie słuchać rad człowieka, który naprawdę troszczy się o twoje zdrowie i bezpieczną przyszłość?- Bądź ostrożny - odparła kpiąco Dara, choć serce w niej topniało z radości.- Jeszcze uznam, że ci na mnie zależy.- Może coś w tym jest - odparł wymijająco.Dara wstrzymała oddech.Miała nadzieję, że Ridge ją pocałuje.Nigdy dotąd nie marzyła tak o pocałunku.Chciała, by wyszły na jaw wszystkie skrywane uczucia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL