[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczas drugiego w tym dniu spotkania były prezydent zdawał się bardziej rozluźniony, co nie znaczy, że uprzejmiejszy.Każdego dnia rano funkcjonariusz przynosił Stojo Petkanowowi pięć dzienników krajowych i kładł je na stole.Każdego dnia rano Petkanow wyłuskiwał ze stosu gazet „Prawdę”, organ Partii Socjalistycznej (dawniej Komunistycznej), a „Naród”.„Gazetę Narodową”, „Wolność” i „Czas Wolności” zostawiał nietknięte.- Nie interesuje pana, co diabeł ma do powiedzenia? - spytał żartobliwie Soliński pewnego popołudnia, gdy znalazł Petkanowa ślęczącego nad partyjną dobrą nowiną.- Diabeł?- Dziennikarze naszej wolnej prasy.- Wolnej, wolnej.Robisz z tego słowa fetysz.Staje ci od tego? Wolność, wolność, rusza ci się w majtkach, Soliński?- Nie jesteśmy w sądzie.Nikt nas nie widzi.Tylko udający głuchoniemego strażnik.- Wolność - powiedział Petkanow z naciskiem - polega na poddawaniu się woli większości.Z początku Soliński nie odpowiedział.Już wcześniej słyszał to zdanie i przeraziło go.Wreszcie wykrztusił:- Naprawdę pan w to wierzy?- Wszystko inne, co nazywacie wolnością, to tylko przywileje elit społecznych.- Jak specjalne sklepy dla członków partii? Czy oni też się poddawali woli większości?Petkanow cisnął gazetą o stół.- Dziennikarze to kurwy.Wolę swoje własne kurwy.Dla prokuratora generalnego utarczki te były męczące, lecz pożyteczne.Musi poznać swego przeciwnika, wyczuć go, nauczyć się przewidywać jego kaprysy.Ciągnął zatem cierpliwym tonem:- Wie pan, są kurwy i kurwiszony.Powinien pan poczytać relacje „Czasu Wolności” ze swojego procesu.Nie są wcale takie jednoznaczne.- Równie dobrze mógłbym wylać sobie na głowę wiadro pomyj.- Pan nie chce zrozumieć, prawda?- Nie masz pojęcia, Soliński, jak mnie męczy ta dyskusja.Rozważaliśmy to wszystko dziesiątki lat temu i doszliśmy do słusznych wniosków.Nawet twój ojciec się z nimi zgodził, choć trzeba mu je było wbijać do głowy przez kilka miesięcy.Czy przekazałeś mu ode mnie gorące pozdrowienia?- Termin „wolna prasa” nic dla pana nie znaczy, prawda?Petkanow westchnął melodramatycznie, jakby prokurator generalny próbował go przekonać, że ziemia jest płaska.- To sprzeczność.Za każdą gazetą stoi jakaś grupa społeczna, czyjeś interesy.Albo kapitalistów, albo ludu.Jestem zaskoczony, że tego nie zauważyłeś.- Właścicielami niektórych gazet są dziennikarze, którzy w nich piszą.- Wtedy grupa społeczna, którą reprezentują, jest najgorsza ze wszystkich - partia egoizmu.Czysty przejaw indywidualizmu burżuazyjnego.- Może być dla pana zaskoczeniem, ale są nawet dziennikarze, którzy zmieniają poglądy w pewnych sprawach, którzy mają prawo do samodzielnego myślenia, nieustannego analizowania osiągniętych wniosków i zmieniania opinii.- Czyli kurwy, na których nie można polegać - powiedział Petkanow.- Kurwy histeryczne.Odbyła się rewolucja, co do tego nikt nie miał wątpliwości; ale samego słowa nigdy nie używano, nawet w złagodzonej formie, z dodaniem określeń: „aksamitna”, czy „bezkrwawa”.Naród miał silną świadomość historii, ale znużony był retoryką.Zamiast o rewolucji ludzie mówili więc o przemianach i historia podzielona była na trzy spokojne epoki: przed przemianami, podczas przemian, po przemianach.Z historii wyłania się teki oto schemat: reformacja, kontrreformacja, rewolucja, kontrrewolucja, faszyzm, antyfaszyzm, komunizm, antykomunizm.Wielkie ruchy historyczne, jakby rządzone jakimś prawem fizyki, zdawały się wywoływać równie potężną siłą o przeciwstawnym działaniu.Ludzie mówili zatem ostrożnie o przemianach i dzięki temu wybiegowi czuli się trochę bezpieczniej: trudno sobie wyobrazić coś, co nazywa się kontrprzemiany czy antyprzemiany, więc może rzeczywistość dostosuje się do nazewnictwa.Tymczasem powoli i dyskretnie w całym mieście znikały pomniki.Wywózki zdarzały się oczywiście już niej.Pewnego roku, za podszeptem Moskwy, usunięto spiżowe Staliny.Zdejmowano je z cokołów nocą i wywożono na pas nieużytków blisko stacji rozrządu w centrum, gdzie stały oparte o wysoki mur, jakby czekały na pluton egzekucyjny.Przez kilka tygodni pełniło przy nich wartę dwóch policjantów, aż wreszcie stało się jasne, że lud nie żywi pragnienia, by zbezcześcić posągi.Ogrodzono je zatem drutem kolczastym i pozostawiono samym sobie, w całonocnym huku i jazgocie pociągów towarowych.Każdej wiosny pokrzywy podrastały nieco, a powój wypuszczał nową odnóżkę po obutej w oficerki nodze bohatera wojennego.Na któryś z mniejszych pomników wspinał się niekiedy intruz z młotkiem i dłutem, aby zdobyć na pamiątkę pół wąsa, lecz zawsze zawodziły albo pijane ręce, albo dłuto.Posągi trwały koło stacji rozrządu, błyszczące w deszczu i niezwyciężone jak pamięć.Teraz Stalinowi przybyło towarzystwo.Breżniew, który już za życia przybierał spiżowe i granitowe pozy, teraz szczęśliwie kontynuował swe istnienie jako posąg.Był też Lenin, w robociarskiej czapce na głowie, ze wzniesionym porywająco ramieniem i palcem zaciśniętym na świętej księdze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL