[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sektor Galaktyki, przez który wracali, był pusty i leżał z dala od utartych szlaków.Statki pojawiały się tu bardzo rzadko.To było wyjątkowe, wręcz nieprawdopodobne znalezisko.Dryfujący, porzucony przez załogę, lecz zupełnie nie uszkodzony gwiazdolot.Dag obliczył, że gdyby chcieli holować pryz, paliwa wystarczy im do osiągnięcia baz zewnętrznych.Naturalnie pod warunkiem, że wyrzucą za burtę ładunek i wysypią w pustkę prawie wszystko, co zdobyli, niemal dwadzieścia miesięcy nie oglądając żadnej ludzkiej twarzy - jeśli nie liczyć własnych.Któryś z nich musiał przenieść się na pokład pryzu, utrzymywać łączność, pilnować, żeby łajba zachowywała się przyzwoicie.Wypadło na Pawłysza.- Idę - powiedział.- Ustawię namiot.Sprawdzę łączność.- Tylko ostrożnie - powiedział Dag w nagłym przypływie troskliwości.- W razie czego.- Grunt, żebyście mnie nie zgubili - odparł Pawłysz.Zajrzał na moment do swojej kabiny, żeby upewnić się, czy czegoś nie zapomniał, i przy okazji pożegnać się z ciasnym i nieprzytulnym już pomieszczeniem, w którym spędził wiele miesięcy i z którym rozstawał się wcześniej niż przypuszczał.Dlatego pomyślał bez sensu, że zawinił wobec tych pustych ścian, znanych do ostatniego nitu i śrubki.Sato zręcznie przybił kutrem do włazu ładunkowego martwego statku.Nietrudno było się domyślić, że kiedyś stała tam łódź ratunkowa.Kiedyś, bo teraz jej nie było.Zostały tylko jakieś urządzenia cumownicze.Popychając przed sobą tłumok z plandekami i butlami tlenowymi, Pawłysz dotarł szerokim korytarzem do kabiny tuż obok centralnej sterowni.Tam postanowił się urządzić.Sądząc z kształtu i wielkości pomieszczenia, jego mieszkańcy byli od ludzi niżsi, ale chyba masywniejsi.Inna rzecz, że w kabinie nie było żadnych mebli, które dostarczyłyby dodatkowych informacji.Może zresztą nie była to kabina mieszkalna, tylko pusty magazyn.Do tej pory nie mieli czasu porządnie zbadać statku i teraz miał to zrobić Pawłysz.Statek był ogromny, więc wyprawa badawcza zapowiadała się nader interesująco.Najpierw należało urządzić obozowisko.Sato pomógł rozstawić namiot.Komorę śluzową umieścili obok drzwi i sprawdzili, czy powłoka dostatecznie szybko wypełnia się powietrzem.Wszystko było w porządku.Teraz Pawłysz miał dom, w którym mógł żyć bez skafandra.Skafander przyda mu się na przechadzki.Pawłysz rozkładał swoje rzeczy, a tymczasem Sato założył oświetlenie i wypróbował radiostację.Można było pomyśleć, że sam zamierza tutaj mieszkać.Rozpędzali się około sześciu godzin.Dlatego tak długo, że Dag obawiał się zerwać hol.Pod koniec Pawłysz poszedł do sterówki statku i przyglądał się, jak lecące obok srebrzyste cylindry - ładunek wyrzucony za burtę - stopniowo zostawały w tyle, niczym odprowadzający na peronie.Przeciążenia nie były już zbyt wielkie, postanowił więc zająć się robotą.W sterowni niewiele się dowiedział.Ten centralny pulpit sterowniczy przedstawiał nader dziwny widok.Buszował tam chuligan, a właściwie nie tyle zwyczajny chuligan, ile nieletni radioamator, któremu dano do zabawy kosztowne i skomplikowane urządzenie.No więc przekształcił ją w odbiornik detektorowy, używając tranzystorów zamiast gwoździ, obwodów drukowanych jako podstawki, a niepotrzebnej jego zdaniem folii platynowej jako tapety, którą okleił całe pomieszczenie.Można było przypuścić - a przypuszczenie to wyraził już Dag, kiedy znaleźli się tu po raz pierwszy - że sterowanie statkiem było dawniej całkowicie zautomatyzowane, jednak potem ktoś bezceremonialnie pozrywał osłony i połączył „na krótko” obwody, których łączyć nie należało - słowem zrobił wszystko, aby przekształcić precyzyjny chronometr w zabytkowy budzik.Po tej wiwisekcji zostało mnóstwo „śrubek”, czasami bardzo dużych.Urwis rozrzucił je po podłodze, jakby śpieszył się dokończyć dzieła zniszczenia i uciec, zanim wrócą rodzice.Zdumiewająca rzecz, że nigdzie nie było nawet śladu krzesła, fotela lub czegoś choćby z grubsza przypominającego te sprzęty.Całkiem możliwe, że właściciele statku nawet nie wiedzieli, co to są krzesła.Może siadali na podłodze lub przelewali się jak ameby.Pawłysz dźwigał kamerę i starał się sfilmować wszystko, co się dało.Na wszelki wypadek.Jeśli coś się stanie, to może przynajmniej zachowają się filmy.Latarka na hełmie cichutko brzęczała i prawem kontrastu cisza wydawała się niemal absolutna.Było tak cicho, że Pawłyszowi zaczęły przywidywać się jakieś cienie, szelesty i odgłosy kroków.Zapragnął chodzić na palcach, jakby lękał się kogoś obudzić.Wiedział, że budzić nie ma kogo i chciał już wyłączyć hełmofon, ale zaraz się zreflektował.Jeśli nagle w milczącym statku rozlegnie się jakiś hałas, odezwie jakiś głos, lepiej będzie, jeśli go usłyszy.To nieprawdopodobne przypuszczenie sprawiło, że ciarki przebiegły mu po skórze.Pawłysz schwytał się na zupełnie idiotycznym geście - położył dłoń na rękojeści blastera.- Atawizm - powiedział.Okazało się, że wymówił to naprawdę, gdyż w hełmofonie odezwał się głos Daga.- O czym mówisz?- Przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze byliśmy razem - odparł Pawłysz.- I teraz mi głupio.Pawłysz zobaczył się niejako z boku: malutki człowieczek w błyszczącym skafandrze, żuczek w gigantycznej puszce nafaszerowanej śmieciami.Korytarz biegnący obok jego kabiny kończył się w okrągłym pustym pomieszczeniu.Pawłysz odepchnął się od włazu i przeskoczył go dwoma susami.Za okrągłą salą zaczynał się identyczny korytarz.Ściany i podłogi wszędzie miały jednakową barwę rozbielonego błękitu, co sprawiało wrażenie, jakby wypłowiały na słońcu.Światło reflektora umieszczonego na kasku rozchodziło się szerokim snopem i odbijało się w ścianach.Korytarz zakręcał.Pawłysz naniósł go na plan.Plan statku miał na razie postać elipsy, z zaznaczonym w przedniej części lukiem ładunkowym i pomostem startowym kutra ratunkowego, sterownią, korytarzem łączącym sterownię z okrągłą salą i trzema innymi korytarzami, wybiegającymi z pomieszczenia sterowni.Wiadomo też było, gdzie znajdują się silniki, ale ich lokalizacji na razie nie zaznaczono.Czasu było dość, żeby wszystko obejrzeć i zbadać bez pośpiechu.Po jakichś stu krokach korytarz zakończył się uchylonym włazem.Pod włazem leżało coś białego i płaskiego.Pawłysz zbliżył się wolno do tego przedmiotu.Pochylił głowę, żeby lepiej to oświetlić.To była po prostu szmatka.Biała, skruszała w próżni szmatka.Pawłysz uniósł nogę, aby przejść nad nią, ale widać niechcący zahaczył, bo skrawek materiału rozsypał się na pył.- Szkoda - stwierdził.- Co się stało? - zapytał Dag.- Pilnuj swojej roboty - odparł Pawłysz - bo się wyłączę.- Spróbuj tylko.Zaraz po ciebie przylecę! Nie zapomnij o planie.- Nie zapomniałem - powiedział Pawłysz zaznaczając właz.Po drugiej stronie włazu korytarz rozszerzał się i rozgałęział.Na razie jednak Pawłysz nie nanosił rozwidleń, tylko ruszył prosto.Przejście doprowadziło go do jeszcze jednego włazu, tym razem zamkniętego na głucho.- No i koniec na dzisiaj - powiedział.Dag milczał.- Czemu się nie odzywasz? - zapytał Pawłysz.- Nie chcę ci przeszkadzać w rozmowie z samym sobą.- Dziękuję.Dotarłem do zamkniętego włazu.- Nie śpiesz się z otwieraniem - poradził Dag.Pawłysz oświetlił ścianę wokół włazu.Zauważył kwadratową wypukłość i przesunął po niej rękawicą.Właz lekko przesunął się w bok, a Pawłysz przylgnął do ściany.Ale nic się nie wydarzyło.Nagle wydało mu się, że z tyłu ktoś stoi.Odwrócił się gwałtownie i omiótł korytarz światłem reflektora.Pusto.Po prostu nerwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL