[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Polecił rozgrzać do czerwoności żelazne buty, a potem kazał jej w nich tańczyć.Kaye zadrżała.- Czy to ma jakiś związek z jej rzekomym długiem wobec ciebie?- Być może - odparł.- Co jest po drugiej stronie korytarza?- Biblioteka, sala muzyczna, oranżeria, sala szachowa.- Sala szachowa?- Tak.Królowa uwielbiała szachy.Tu są grą hazardową, jak u śmiertelników karty.Pamiętam, że pewnego razu królowa wygrała w nie męża.- Corny uwielbia szachy! W liceum grał w drużynie szachowej.- Żeby się tam dostać, musimy przejść przez bibliotekę - rzekł Roiben, po czym zawahał się.- Co jest?- Nie widziałem żadnych straży.Ani przy wejściu, ani nawet tutaj.- Może po prostu jesteśmy bardzo ostrożni?- Jedno jest pewne: to nie przypadek.Wrota biblioteki były olbrzymie i ozdobne, wyraźnie inne zwyczajne drzwi, które mijali w niższych izbach, Wykonano je z ciemnego drewna w miedzianym obramowaniu, a na powierzchni wyryto napisy w nieznanym Kaye języku.Roiben otworzył drzwi.W środku znajdował się istny labirynt regałów.Były tak wysokie, że nie dało się zobaczyć za nimi wyjścia, o ile takie istniało.Drewno pokrywały skomplikowane żłobienia w kształcie pysków gargulców i innych dziwnych bestii, a w powietrzu unosił się przytłaczająco silny zapach przeoranej ziemi.Za każdym razem, gdy Kaye spoglądała w jakimś kierunku, miała wrażenie, że na skraju jej pola widzenia coś się porusza.Rozmiary książek były tak zróżnicowane, iż zastanawiała się, kto je czyta.Przechodząc wśród regałów, zerkała na tytuły, ale były w dziwnych językach.Gdy brali kolejny zakręt, zauważyła jakiś przekradający się między cieniami kształt.Był szczupły i na oko przypominał człowieka.- Roiben - szepnęła.- To opiekunowie tajemnic - odparł, nie oglądając się.- Nie zdradzą nikomu, żeśmy tędy przechodzili.Kaye zadrżała, zastanawiając się, co takiego może być napisane w tomach zapełniających półki, skoro to wszystko miało pozostać tajemnicą.Czy istoty przemykające wśród regałów były kustoszami, strażnikami czy skrybami?Gdy dotarli do rozwidlenia, ujrzała kolejną ciemną postać - tym razem o długich, jasnych włosach, wysokim czole i wielkich, błyszczących czarnych oczach.Także i ta łatwo i bezszelestnie wtopiła się w mrok.Kaye ucieszyła się, gdy dotarli do niewielkich, owalnych drzwi, które bez oporu otworzyły się pod naciskiem ręki Roibena.Na ścianach sali szachowej wisiały ciężkie draperie.Cała podłoga była wyłożona szachownicą czarnych i białych płytek, a na krańcach sali majaczyły półtorametrowe figury.Na dwóch polach szachownicy spal Corny.- Cornelius? - Roiben przykląkł i potrząsnął ramieniem chłopaka.Corny uniósł głowę.Oczy miał zamglone i rozbiegane, a całe ciało w sińcach, ale najgorszy był uśmiech rozkoszy, który pojawił się na jego ustach, Jego twarz sprawiała wrażenie przedwcześnie postarzałej, a we włosach mieniły się siwe kosmyki.- Cześć - wymamrotał - ty jesteś Robinem Kaye.Kaye opadła na kolana.- Już wszystko w porządku - powiedziała, bardziej do siebie niż do niego, z czcią przygładzając wilgotne kosmyki.- Nic ci nie będzie.- Kaye - wybąkał bezbarwnie Corny.Odwróciła się.Zza wiszącej na drugim końcu pomieszczenia draperii wyłonił się Nephamael.Głaskał marmurową grzywę czarnego konia.- Witam - rzekł.- Proszę mi wybaczyć ten mary żarcik, ale jesteście przysłowiowym cierniem w moim boku.- Spodziewałem się raczej, że będziesz mi wdzięczny - odparł Roiben.- Wszak to ja zdobyłem dla ciebie koronę.- Z tego punktu widzenia możesz tylko ubolewać nad faktem, że życie tak często bywa niesprawiedliwe, Rathu Robienie Rye.- Nie! - jęknęła Kaye.To nie mogła być prawda! Kiedy wymówiła imię Roibena, znajdowali się tak daleko od wszystkich, że nikt nie mógł tego usłyszeć.Sama ledwie siebie słyszała.A tych, którzy ewentualnie mogliby podsłuchać, Roiben zabił.- Nikt inny go nie zna - rzekł Nephamael.- Zabiłem skrzata, który chciał mi się przypodobać, zdradzając je.- Spike’a! - wykrztusiła Kaye.- Rathu Roibenie Rye, mocą twego prawdziwego imienia rozkazuję ci, byś nigdy mi nie szkodził i zawsze był mi posłuszny zarówno czynem, jak i zamiarem.Roiben wciągnął powietrze tak gwałtownie, że zabrzmiało to jak krzyk.Nephamael odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się, nadal głaszcząc szachową figurę.- Ponadto rozkazuję ci, abyś nie czynił żadnej krzywdy sobie, chyba że wyraźnie cię o to poproszę.A teraz, mój nowy rycerzu, złap tę pixie.Roiben obrócił się ku Kaye w tej samej chwili, w której siedząca w jej kieszeni Lutie wrzasnęła.Kaye rzuciła się ku drzwiom, on jednak był stanowczo za szybki.Złapał ją za włosy i pociągnął gwałtownie, a potem równie gwałtownie puścił.Po chwili oszołomienia Kaye skoczyła ku drzwiom i zniknęła w nich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL