[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczyła przez okno powozu kilku krzepkich żałobników, którzy zstępowali po kościelnych schodach, niosąc na ramionach potężną trumnę.Jak w półśnie Faith spostrzegła również oczekujący na smutny ładunek karawan.Zaprzężone do niego konie, z wielkimi czarnymi pióropuszami na głowach, wyraźnie się niecierpliwiły.Widać było, że te temperamentne zwierzęta nie bardzo nadawały się do narzuconych im obowiązków.Gdy dzwony kościelne zaczęły wybijać podzwonne - jedno uderzenie ku czci jednego roku życia zmarłego - Meredith niecierpliwie zastukała w dach karety.Stangret natychmiast zrozumiał niemy rozkaz i powóz ruszył.Faith dostrzegła jedynie w przelocie grupę odzianych w czerń osób; część z nich stanowili zapewne wynajęci żałobnicy, których obecność dodawała uroczystości splendoru.- Jakiż to straszliwy omen! - Ciocia Agatha aż sapała z wrażenia.Sięgnęła po swój woreczek, zapewne w poszukiwaniu soli trzeźwiących.- Z tego widoku można wyciągnąć tylko jeden wniosek: przyjechałyśmy zbyt wcześnie do kościoła - rzuciła niecierpliwie Meredith.- Zrobimy małe kółko.Jestem pewna, że gdy zjawimy się tu po raz drugi nie będzie już ani śladu innych powozów.Było tak, jak powiedziała Meredith.Kiedy wrócili pod kościół, karawana zniknęła.Nie ujrzeli też niczego innego, co mogło się kojarzyć z pogrzebem.Tyle że zaczęło mżyć.- Deszcz! - wykrzyknęła ciocia Agatha.- Trudno doprawdy o gorszy.- Co za bzdury! - Meredith rzuciła ciotce lodowate spojrzenie.- To dla nas radosny dzień i nic tego nie zmieni! Pospiesz się, ciociu.Wejdź do środka, bo zmokniesz! Ja będę towarzyszyć pannie młodej.Faith ze sztucznym uśmiechem wysiadła z karety.Kilka kropel deszczu spadło jej na twarz, ale prawie tego nie zauważyła.Czuła w sercu przytłaczający ciężar, który zaprzątał całą jej uwagę.Przytłaczający ją ciężar był tak wielki, że blokował wszelkie inne uczucia.W chwili gdy weszła do kościoła, wiedziała, że musi natychmiast przywołać Griffina i powiadomić go, że wie o powodach jego decyzji o ożenku.A potem wyjaśnić mu, jak bardzo się mylił w swych przypuszczeniach.Nie została uwiedziona ani przez jego brata, ani przez nikogo innego.To, co zamierzała uczynić, napełniało ją tak głęboką rozpaczą, że nie potrafiła zdobyć się nawet na święte oburzenie z tej racji, że Griffin tak nisko ocenił jej cnoty i charakter.Próbowała ułożyć w myśli, co mu powie, a równocześnie obawiała się, że zabraknie jej odwagi, by się z nim rozmówić.Jak przez sen uświadamiała sobie obecność Meredith, poprawiającej fałdy jej spódnicy, wkładającej w jej drżące ręce odziedziczony po matce modlitewnik, obejmującej ją z siostrzaną miłością.- Merry, musisz przywołać wicehrabiego Dewhursta tu, do kruchty.Mam do niego sprawę - bardzo ważną i naglącą.Odpowiedziała jej cisza.Zaskoczona Faith uświadomiła sobie, że jest sama.Obawa, że utraci Griffina, sprawiła, że zwlekała z przywołaniem go, to zaś uniemożliwiło rozmowę w cztery oczy bez wywoływania niepotrzebnej sensacji.Ostrożnie Faith zerknęła do nawy głównej.Zobaczyła, że Meredith i ciocia Agatha zajęły już miejsca w pierwszych rzędach przed ołtarzem.Faith dostrzegła również trzy męskie postacie.Bez trudu odróżniła Griffina od dwóch braci Meredith, choć cała trójka stała obok siebie.Z twarzą oblaną gorącym rumieńcem Faith wyszła z kruchty.Pokusa, by odwrócić się i uciec, była niezwykle silna, ale zdołała ją pokonać.Po ślicznym witrażowym oknie spływały krople deszczu - znak, że na dworze rozpadało się na dobre.Na ołtarzu płonęły świece; ich migotliwy blask stwarzał intymny nastrój, przywołując do wnętrza.Oczy zgromadzonych zwróciły się w stronę Faith.Wszyscy na nią czekali.Zacisnęła ręce na modlitewniku i z bijącym na alarm sercem, pełnym wątpliwości i obaw, rozpoczęła niekończącą się wędrówkę wzdłuż głównej nawy.Zanim dotarła ćo ołtarza, serce jej łomotało tak mocno, że wszyscy, włącznie z sympatycznym proboszczem, zapewne je słyszeli.Szepnę Griffinowi do ucha, gdy tylko znajdę się blisko niego, że muszę z nim niezwłocznie pomówić!.A jednak, gdy znalazła się u jego boku, serce jej podskoczyło z zachwytu na jego widok.Zapomniała, jaki był piękny - nie atrakcyjny, nie przystojny, tylko właśnie piękny! I niepokojąco męski.Odziany w uroczysty ślubny strój - doskonale skrojony niebieski surdut i beżowe spodnie tuż za kolana - prezentował się bardzo wytwornie.Biała chusta pod szyją była związana o wiele wymyślniej niż zazwyczaj, a piękną haftowaną kamizelkę zdobiły złote guziki.Podziwiała go z profilu, napawając się widokiem szlachetnie zarysowanego czoła, prostego nosa, mocnej szczęki.Nogi o mało się pod nią nie ugięły, gdy dotarła do niej woń, która kojarzyła się jej z ukochanym: kompozycja zapachów dobrego mydła, krochmalu, garbowanej skóry i czystego męskiego ciała.Jak mogła wyrzec się Griffina bez walki?Za kilka minut zostanie jego żoną, towarzyszką życia.Ale jeśli zacznie teraz coś wyjaśniać, sytuacja może w jednej chwili ulec zmianie.Griffin będzie miał prawo wycofać się.i wszystko będzie stracone.Nie spełnią się jej marzenia o małżeństwie z Griffinem, o matkowaniu jego małemu synkowi, o własnych dzieciach, które mogły się pojawić pewnego dnia.Przepadnie jej także May fair Manor, przejdzie w ręce gogusiowatego kuzynka i jego wstrętnej żony.- Zimno ci? - spytał szeptem Griffin.- Co?- Cała drżysz.Czy ci zimno?- Nie, wcale mi nie jest zimno.Wpatrywała się bezwiednie w przestrzeń.Usiłowała znaleźć słowa, które skończą ten koszmarny sen.Starała się zebrać siły, by przerwać obrzęd i wyjaśnić sprawę Griffinowi.- Faith.- Tak? - Zaskoczona zwróciła się znów do Griffina.- Teraz twoja kolej.Musisz odpowiedzieć.Chcesz zostać moją żoną? Przez króciutką chwilę wydał jej się dziwnie bezradny, jakby nie był pewien jej odpowiedzi.Potem wyraz jego twarzy uległ zmianie.Pojawił się na niej ciepły, łobuzerski uśmiech - i to zgubiło Faith.Stopniała pod wejrzeniem tych cudownych srebrzystych oczu, wpatrzonych w nią.Jakaż była głupia! Nie wzięła pod uwagę własnych uczuć.Ze wszystkich ludzi, jakich znała, on był zdecydowanie najbardziej pociągający, sympatyczny, uroczy.Kochała go.Nade wszystko w świecie pragnęła, by został jej mężem, towarzyszem jej życia, jej jedynym kochankiem.Ku swemu zdumieniu Faith uświadomiła sobie, że gotowa jest na wszystko, byle to się ziściło.Sumienie głośno ją ostrzegało, że popełnia straszny błąd, ale jej zbłąkane serce nie mogło pozwolić, by taka szansa wymknęła się jej z rąk.Wciągnęła powietrze w płuca i szepnęła:- Tak.Od razu jednak poczuła się, jakby popełniła straszliwy grzech.Chciała odwołać przysięgę, przerwać obrzęd, wyjaśnić, co się stało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL