[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowiła jezignorować.Był ranek, a ona właśnie się położyła i nie chciała, by ktokolwiek ją budził.Nakryła głowę poduszką, gdy rozległo się głośne pukanie.- Otwórz drzwi, Melisando - usłyszała łagodny głos Emmy po drugiej stronie.-Muszę z tobą porozmawiać.Melisanda nie chciała z nikim rozmawiać.Jej przyjaciółka doskonale wiedziała,dlaczego wróciła do domu tak późno i co wcześniej robiła.Pukanie stało się bardziej natarczywe i wdarło się do oszołomionego laudanummózgu Melisandy, która z przekleństwem na ustach przewróciła się na drugi bok.Z po-zycji słońca wywnioskowała, że jest wczesny ranek, około szóstej.Nie zaciągnęła zasłoni raziło ją światło.Dlaczego ktoś budził ją o tak pogańskiej porze, skoro przez całą nocnie spała i.I wróciła do domu dopiero o dziewiątej rano.Przespała cały dzień i całą noc, nie-szczęśliwa i napojona laudanum, a teraz pewnie było o jeden dzień bliżej do pełni.Niechto diabli wezmą!Emma waliła do drzwi tak mocno, że aż się trzęsły.Melisanda usiadła, jęknęła iT L Rwstała z łóżka.Kuśtykając do wejścia, uświadomiła sobie, że bolą ją mięśnie, o którychistnieniu nawet nie wiedziała.Postanowiła się nad tym nie zastanawiać.Gdy otwieraładrzwi, Emma bębniła w nie obiema pięściami.Patrząc na minę przyjaciółki, Melisandapoczuła, że ściska się jej serce.Stało się coś strasznego.Przeniosła wzrok z Emmy naniekompletnie ubrane stadko i zamrugała oczami.- Kiedy ostatnio widziałaś Betsey? - zapytała Emma bez tchu.- Dzisiaj rano - odparła Melisanda.- Och, Bogu dzięki.- Tak mi się wydaje - dodała Melisanda szybko.- To znaczy, mam na myśli piątek.A dziś jest sobota?Ulga Emmy wyparowała.- Sobota - potwierdziła z napięciem.Przespałaś całą dobę.Zatem nie widziałaśBetsey od wczorajszego ranka? Gdzie była?- W bibliotece.Przez chwilę rozmawiałyśmy.Mówiła, że tęskni za Aileen, i przej-mowała się przyszłością.Powiedziałam jej, że może tu zostać tak długo, jak chce, a po-tem poszła do kucharki.Pytałaś Mollie Biscuits?- Jasne, że tak! - Zwyczajowy spokój Emmy zniknął pod wpływem paniki.- Mówi-ła, że Betsey weszła, pomogła jej przy chlebie, wzięła kilka pasztecików i oznajmiła, żezje je sobie na zewnątrz.Mollie myśli, że poszła do St.James Park, ale nie mamy pew-ności.Mogła zabrnąć nawet do Green Park albo do Hyde Parku i nie wróciła ani na pod-wieczorek, ani na kolację, a w jej łóżku nikt nie spał.- Przecież by nie uciekła - powiedziała Melisanda, próbując zmusić mózg do pracy.- Oczywiście, że nie - odparła Emma.- To oznacza tylko jedno.Dziewczęta przysłuchiwały się uważnie.Wiedziały, co musiało się zdarzyć.- Została porwana.- Melisanda pokiwała głową.- Nie! - krzyknęła Mollie Biscuits.Po jej pulchnych policzkach spływały łzy.-Tylko nie to małe, biedne dziecko!- To robota Niebiańskich Zastępów - oznajmiła Violet.Reszta stadka zaczęła się przekrzykiwać, i to tak głośno, że Melisanda ledwie mo-T L Rgła myśleć.- Dość! - wrzasnęła Emma, na co wszystkie umilkły.- Jeśli ją zabrali, a nie mamyna to żadnego dowodu, to lady Carstairs ją odzyska.Bardzo ciężko pracowała w tym ty-godniu, pomagał jej przy tym wicehrabia Rohan.Mollie, prosimy o imbryk mocnej her-baty i trochę tych ciasteczek, z którymi eksperymentujesz.Violet, weź dziewczęta i idź-cie na poszukiwania.Możliwe, że Betsey po prostu się zgubiła i przespała w jakiejś alej-ce.Często się to jej zdarzało, gdy była młodsza.Biedne dziecko.- Tak, pani Cadbury - mruknęła Violet.- Betsey jest za duża dla panów, co to lubiąmłodsze, ale nie dość duża dla tych, co lubią trochę ciałka do pomacania.Wymownie przycisnęła dłoń do obfitego biustu.- Co to w ogóle znaczy? - zdziwiła się Długa Jane.- To znaczy, że jest szansa, że nie dzieje się jej krzywda - odparła Sukey.- Z boskąpomocą.- Z boską pomocą - powtórzyło kilka dziewcząt odruchowo i powoli zaczęły sięrozchodzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL