[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obiedwie księdzówny stanęły jak piorunem rażone.Chciały uciekać, ale piekielny przestrach nie pozwalał ruszyć się z miejsca, a nawet głos w pierwszej chwili zamierał w krtani.Pan Peller chciał coś powiedzieć, ale zakłopotany i zażenowany swym własnym i swej przeciwniczki negliżem, nie mógł ani słowa wydobyć z siebie.Przy pierwszej sylabie zająknął się tak nielitościwie, że głos jego stał się podobnym do jakiegoś podziemnego grobowego westchnienia.–Gwałtu! Ratunku! Łupirz! – wrzasnęła panna Serafina i na pół nieżywa z przestrachu powaliła się na mały stół pobliski, skąd z głuchym stukiem i dźwiękiem stoczyła się wielka flasza z oliwą.Panna Charytyna opuściła z przestrachu wszystkie suknie, jakie jej jeszcze pozostały, i okropnym głosem jęła wrzeszczeć z całego gardła: – Łupirz! Łupirz! Gwałtu! Ratunku!Pan Peller, niewielkiej z natury odwagi i przytomności umysłu, sam nie wiedział, co ma począć, przestraszony przerażającymi okrzykami sam się gotów był naprawdę wziąć za upiora i nie wiedząc sam zgoła, co robi, zaczął pospołu wołać wniebogłosy:–Gwałtu! ratunku!Ale gdy nagle w przedpokoju posłyszał kroki, opamiętał się po trosze, a nie chcąc w takim stanie przedstawić się całemu towarzystwu, postanowił uciec się do ulubionej strategii walecznego żołnierza i jakimkolwiek bądź sposobem drapnąć w nogi.Ale już jakiś widocznie fatalizm zawisł nad jego głową.Rzucając się ku oknu zawadził głową o półkę przy ścianie i cały tuzin słojów z konfiturami, sokami, konserwami niezręcznym ruchem strącił na ziemię.A w tej właśnie chwili rozwarły się drzwi i całe towarzystwo w rzęsistym oświetleniu ukazało się w progu.Pan Peller w przestrachu i zawstydzeniu klęknął na oba kolana w strudze konfitur i soków, panna Charytyna zemdlała, co może było najgorzej, pomnąc na jej negliż nieszczęśliwy.Całe nabiegłe towarzystwo stało chwilkę nieme i nieruchome z niewiadomego przestrachu i zdziwienia, aż nagle za impulsem pierwszego pana poczmistrza w ogłuszający wybuchło śmiech.WIKTOR GOMULICKI1848 – 1919,,Na pierwszym wydaniu Śpiewów historycznych Niemcewicza uczyłem się poznawać litery i sylabizować – pisze Gomulicki w jednym ze swoich artykułów wspomnieniowych – na «Tygodniku Ilustrowanym» nauczyłem się czytać i przeczytane rozumieć.Bezpośrednio potem czytankami mymi były: powieści Walter Scotta, Robinson, Hamlet (…) Guliwer i Dziady, Próbowałem czytać Kordiana, lecz mię znudził: wydał mi się ckliwym, rozwodnionym i niedołężnie rymowanym (!), zachwycałem się natomiast Anhellim, czytając go niby jakąś cudowną, kolorową bajkę.” Tego rodzaju dziecinne lektury wpłynęłyby chyba na każdego bardziej wrażliwego chłopca, wpłynęły też oczywiście i na Gomulickiego i uczyniły go w rezultacie pisarzem.Uświadomił to sobie stosunkowo późno, bo dopiero w Szkole Głównej, gdzie przez trzy lata zupełnie niepotrzebnie żuł siano digestów i pandektów, uświadomił jednak w sposób zdecydowany.Cała też reszta jego życia została wypełniona po brzegi literaturą.Przyszły poeta (bo Gomulicki był przede wszystkim poetą) wstąpił w szranki literackie w dobie pozytywizmu, a więc w okresie, który poezji bynajmniej nie sprzyjał.Ba! – lekceważył ją nawet i spychał na margines literatury.Poeci musieli wobec tego podpierać swą twórczość innymi jeszcze, bardziej uznanymi rodzajami literackimi, jak np.dramat, powieść, nowela.Podpierał ją wobec tego i Gomulicki, który był i powieściopisarzem, i nowelistą, i eseistą, i krytykiem literackim, a nawet z amatorstwa badaczem historycznym, autorem licznych szkiców i gawęd dotyczących przeszłości Warszawy.Urodzony w Ostrołęce, wychowany w Pułtusku, przybył do Warszawy dopiero jako szesnastoletni chłopiec, ale przywiązał się do tego miasta i pokochał je tak mocno, jakby ono właśnie było jego miastem rodzinnym.Warszawie też poświęcił dużą część swojej twórczości literackiej: kilka powieści ( Cudna mieszczka, Miecz i łokieć) i opowiadań (Syrena, Czarownica), kilka tomów szkiców historycznych (Opowiadania o Starej Warszawie) i aktualnych felietonów ( Przy słońcu i przy gazie).oraz dwa poematy (Schadzka, W kamienicy Pod Okrętem) i cykl drobniejszych utworów poetyckich (Pod Znakiem Syreny).Zjednało mu to u krytyków miano „pierwszego naszego urbanisty”, który „przeniósł sielskoszlachecką dotąd poezję polską w nowożytne ognisko życia i flamandzkim swym pędzlem nadał jej charakter miejsko-mieszczański”.Gomulicki-poeta ściśle był powiązany z Gomulickim-prozaikiem, a doskonałym tego świadectwem były jego powieści i nowele, nasycone często liryzmem, zwłaszcza zaś liryzmem wspomnień młodzieńczych, które przez całe życie cisnęły mu się pod pióro, domagając się utrwalenia literackiego.Utrwalenie takie przeważnie zresztą znalazły: na większą skalę – w autobiograficznych Wspo mnieniach niebieskiego mundurka, na mniejszą – na kartach licznych szkiców i nowel, spośród których wyróżnia się piękna nowela Chałat stanowiąca jak gdyby dalszy ciąg Wspomnień niebieskiego mundurka, traktuje bowiem o dalszych przygodach ich bohatera (samego Gomulickiego), który po ukończeniu szkoły pułtuskiej wstąpił dla dokończenia nauk do Gimnazjum IV w Warszawie.Nowela to z prawdziwie pięknym, humanistycznym podtekstem, który na szczęście nie przybiera jednak formy końcowego, „łopatologicznego” morału, pozostawiając go do wyprowadzenia wrażliwszemu i uważniejszemu czytelnikowi.I w tej noweli oczywiście – tak przecież pełnej realistycznych szczegółów, a nawet epizodów wyraźnie humorystycznych – przebija na powierzchnię ukryty, ale głęboki liryzm, tak charakterystyczny dla twórczości Gomulickiego.I w niej widnieje miejscami typowy dla niego nastrój łagodnej melancholii, ten sam nastrój, który spowodował kiedyś pytanie Jana Kasprowicza, rzucone w jego liście do Zdzisława Dębickiego: „Czemuż to Gomulicki taki zawsze smutny w swoich utworach?”CHAŁAT…Aż do samej Jabłonny szło wszystko jak najlepiej.Słońce jasno przyświecało; konie biegły żwawym truchtem; podróżni, ściskając się na małej przestrzeni, nawzajem ciepła sobie udzielali.Czasem tylko ktoś wstrząsnął się, szczelniej futrem otulił i przez zęby mruknął:–Ależ psie… Diabelskie… Siarczyste mrozisko!Wszyscy (z wyjątkiem mnie) palili; większość pociągała dość często z oplatanych i nieoplatanych, płaskich i pękatych butelek.„Humory” były wyśmienite.Opowiadano anegdotki, wybuchano śmiechem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL