[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cały drżący oparł się o grodź obok Molloya.- Słuchaj no, Moose - powiedział cicho, gdy złapał oddech.- Na twoim miejscu nie próbowałbym nazywać ich czarnuchami.Szczególnie prosto w twarz.Albo kobiet dziwkami.- Ale tym właśnie są! - zaprotestował Molloy.- Może.Ale są też często oficerami.A oficerowie zawsze trzymają się razem.Trochę już w życiu widziałem.To, że czarny człowiek stoi niżej niż biały, nie znaczy, że mu się to podoba.To jedno.Po drugie, ich pojawienie się u nas wróży same kłopoty.Najpierw dla Japońców, gdy przyjdzie im posmakować rakiet i tego wszystkiego, co widzieliśmy w nocy.A potem też i dla nas.A gdy zaczynają się kłopoty, mądry człowiek nie wychyla się, tylko czeka, aż burza przejdzie.I potem dopiero zaczyna się rozglądać i sprawdzać, jak sprawy stoją.Panujący wkoło hałas skutecznie zagłuszał ich rozmowę.Davidson nie miał Molloya za przyjaciela.W gruncie rzeczy w ogóle nie posiadał przyjaciół.Niemniej Moose mierzył sześć stóp i cztery cale i wyglądał na człowieka zdolnego zabić pięścią bawołu.Był potencjalnie przydatnym sojusznikiem dla kogoś takiego jak Jim, który z braku warunków fizycznych musiał zawsze polegać na szczurzym sprycie.Wolał więc, aby ten troglodyta nie naraził się obcym, plotąc byle co.- Pomyśl o tym, Moose - powiedział konspiracyjnym szeptem.- Czy spotkałeś kiedyś oficera, który nie miałby się za półboga? Oni po prostu tacy są i nic na to nie poradzimy.Nie wiem, jak ta dziwka może być kapitanem podobnego okrętu, ale na pewno uważa, że to jej miejsce.I że się jej należy.- Ale to bzdura - zaprotestował nieśmiało Moose.- Nieważne! - uciął Davidson.- To, jak powinno być, i to, jak jest, to zawsze dwie różne sprawy.Ja na ten przykład powinienem teraz leżeć na wyrku w Waldorfie z Ritą Hayworth obrabiającą mi usteczkami małego.Ale tkwię tutaj, po uszy w gównie, i zastanawiam się, co stało się dzisiejszej nocy z prawami natury.Lepiej posłuchaj mojej rady, Moose.Gdy którykolwiek z tych drani odezwie się do ciebie, odpowiadaj tylko: „tak sir, nie, sir, trzy worki pełne, sir”.Nawet jeśli będzie to kobieta, która powinna czyścić kible.Moose zamilkł, porażony argumentami swojego najlepszego przyjaciela.Szczególnie że wszystko, co usłyszał, było sprzeczne z tym, co wpajał mu przez lata jego ojciec, Moose senior.Z drugiej strony, Moose’a seniora nie było tutaj, a Jim dbał o niego i pomagał mu od chwili, gdy dostali miejsca w jednej sali.Niechętnie, ale zgodził się z jego sugestiami.- To dobrze - powiedział Davidson.- A teraz wyniosę to na górę i niebawem wrócę.Szarpnął wielki worek, zastanawiając się, gdzie, u diabła, zadołować wszystkie skarby, które w nim ukrył.Kapitan Anderson przesunęła palcami po miejscu styku grodzi obu okrętów.Nanorurkowy pancerz przechodził płynnie w poznaczoną nitami stalową burtę.Okręty musiały chyba przeniknąć się na poziomie molekularnym.- Jak długo jeszcze, bosmanie? - spytała.- Pompy Astorii dają z siebie wszystko, kapitanie.Pomagamy im, jak możemy, ale jeśli w ciągu ośmiu, może dwunastu godzin, okręt nie trafi do suchego doku, wszyscy pójdziemy na dno.- Nie ma takiego doku, który pomieściłby oba nasze okręty - zauważyła.- To prawda - zgodził się bosman Conroy.- A jeśli damy choć trochę naprzód, rozerwiemy je.- Wiem.Zebrali się małą grupą na pokładzie C Leyte Gulf.Burta Asto-rii przegradzała całkowicie lewoburtowy korytarz.Pokład był wyraźnie nachylony ku dziobowi.Coraz cięższa i rozpadająca się z wolna Astoria ciągnęła ich pod wodę.Kawałek za miejscem połączenia z okrętem Anderson utworzyła się w burcie szczelina, przez którą woda wlewała się do środka ciężkiego krążownika szybciej, niż mogły ją usuwać pompy wspierane przez trzystu ludzi z wiadrami.Mieli też i inne problemy.- Dzieci nie chcą się razem bawić - powiedział Conroy.- Uczuliłem Mohra i innych bosmanów, aby zwracali na to uwagę, ale.- odrzekł komandor Peter Evans i zawiesił głos.Evans zrobił na Anderson wrażenie człowieka wykształconego i obytego w świecie, ale najwyraźniej i jemu było trudno zaakceptować porządki panujące na pokładzie Leyte Gulf.Spojrzała na niego, ledwie widocznego w mdłym świetle korytarza, i założyła ręce.- Komandorze, zdaję sobie sprawę z tego, jakim szokiem były dla wszystkich wydarzenia tej nocy, poranka czy popołudnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL