[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zapomnieli rozkazów.- Polecił im tylko markować obronę dla zmylenia Zajna i wciągnięcia jego floty głębiej w zatokę.- Mam nadzieję, że nie zapomnieli też zaczopować dział, zanim je porzucili - dodał Tom.- Wolałbym, żeby wróg nie wykorzystał naszej własnej broni przeciwko nam.Wreszcie kanonada umilkła.Od dhow oderwały się łodzie z oddziałami przeznaczonymi do szturmu; pozostało im już tylko zająć opuszczony fort.Na dziobie prowadzącego barkasu obaj Courtneyowie rozpoznali swego brata Guya.- Konsul generalny Jego Królewskiej Mości we własnej osobie! - wykrzyknął Dorian.- Woń złota jest zbyt silna, żeby ją mógł zignorować.Pofatygował się po nie osobiście.- Mój ukochany brat bliźniak - dorzucił Tom.- Serce mi rośnie na jego widok po tylu latach rozłąki.Kiedy ostatnio się rozstawaliśmy, próbował mnie zabić.Wygląda na to, że nic się od tamtej pory nie zmieniło.- Już wkrótce Guy odkryje, że w kredensie jest pusto - rzekł Dorian.- Czas chyba zamknąć drzwi za naszymi gośćmi.- Wezwał do siebie gońca, który czekał od dłuższego czasu na tyłach reduty.Był to jeden z przygarniętych przez Sarah osieroconych chłopców.Podbiegł natychmiast, uśmiechając się szeroko, gotów usłużyć swemu panu.- Biegnij do Smallboya i powiedz mu, że czas zamknąć wrota.- Dorian nie zdążył nawet dokończyć zdania, gdy chłopak przeskoczył przez wał i popędził stromą ścieżką w dół.- Uważaj, żeby cię nie zobaczyli! - krzyknął za nim.Smallboy i Muntu czekali na rozkaz przy wołach, które zaprzęgnięto już do najgrubszej liny kotwicznej, jaką mieli.Lina została z kolei przeciągnięta na drugi brzeg przesmyku, gdzie doczepiono do niej ciężkie drewniane kłody.Oczywiście obciążyli ją tak, żeby leżała na dnie, kiedy dhow Zajna będą wpływać do zatoki.Wróg nie miał pojęcia, że pod jego kilem ukryty jest potrzask.Zapora składała się z siedemdziesięciu grubych bali.Większość wyrąbano w dżungli jeszcze w ubiegłym roku i leżały na podwórzu tartaku, przygotowane do pocięcia na deski.A jednak zabrakło im jeszcze dwudziestu pni, żeby całkiem zablokować kanał.Jim z Mansurem wyprawili się więc do dżungli z parobkami, żeby wyrąbać potrzebną liczbę drzew, a potem zaciągnąć je wołami na plażę.Tam uwiązali bale poprzecznie do zapasowej liny kotwicznej, wyniesionej z ładowni Arcturusa.Miała niemal dwadzieścia cali średnicy i mogła wytrzymać obciążenie około trzydziestu ton.Pnie, z których wiele było prawie trzystopowej grubości i czterdziestostopowej długości, utworzyły gigantyczny naszyjnik, jak sznur pereł nanizanych na nić.Tom z Dorianem liczyli na to, że taka barykada oprze się taranowaniu przez nawet największy z bojowych dhow Zajna.Ciężkie bale miały wybić dziurę w dnie statku, zanim zdoła przerwać zaporę.Gdy tylko obserwator z cypla dostrzegł zbliżającą się flotę kalifa, Smallboy i Muntu sformowali zaprzęgi wołów i poprowadzili je na południowy brzeg przesmyku.Ukryli je w gęstym buszu, i przyglądali się, jak pięć dhow Zajna podchodzi na strzał z pistoletu i wpływa do laguny.Wreszcie przybył posłaniec od Doriana.Był tak zdyszany i półprzytomny z ekscytacji, że nie mógł wypowiedzieć słowa.Smallboy złapał go za ramiona i potrząsał nim tak długo, aż chłopak wyskrzeczał w końcu:- Pan Klebe powiedział, żeby zamknąć wrota!Smallboy strzelił z długiego bicza i zaprzęgi ruszyły, ciągnąc za sobą wolny koniec liny.Kiedy uniosła się z dna i zaczęła naprężać, zwierzęta musiały mocno się wysilić, żeby pociągnąć leżące na drugim brzegu bale.Grube pnie powoli ześlizgiwały się do wody i sunęły w poprzek kanału niczym gigantyczny wąż.Kiedy czoło zapory dotarło do pomocnego brzegu, Smallboy przymocował je łańcuchami do pnia grubego sandałowca afrykańskiego.Wyjście z laguny zostało zamknięte.Tom i Dorian patrzyli, jak Guy w wielkim pośpiechu prowadzi swój oddział przez otwartą bramę fortu i znika im z oczu.Zwrócili teraz lunety na wyjście z zatoki i zobaczyli, że masywna lina wypływa właśnie na powierzchnię, wlokąc za sobą zaporę z bali.- Załadować pierwsze działo - rozkazał Dorian kanonierom, którzy zareagowali na to z umiarkowanym entuzjazmem.Komendant artylerzystów przekazał rozkaz obsłudze paleniska.Wyłuskanie pierwszej kuli z żaru wymagało trochę czasu, Tom mógł jeszcze przez kilka minut obserwować wroga.- Guy wyszedł na palisadę! - zawołał w pewnej chwili do Doriana.- Pewnie już znalazł liścik, który mu zostawiłem w skarbcu.- Roześmiał się ucieszony z dowcipu.- Nawet z tej odległości widać, że omal nie pęknie, taki jest rozwścieczony! - Nagle wyraz jego twarzy się zmienił.- Co ta świnia znów wymyśliła? Aha, poszedł na brzeg.Siodła konie, które już wyładowali ze statków.Jakieś zamieszanie.Na Boga, Dorry, nie uwierzysz! Zastrzelił jednego z własnych ludzi! - Doleciał ich daleki huk wystrzału z pistoletu.Dorian odszedł od działa i stanął przy Tomie.- Wsiada na konia.- Zabrał ze sobą ze dwudziestu ludzi.- Gdzież on się wybiera, u diabła?Patrzyli, jak Guy prowadzi swój oddział na trakt wyjeżdżony przez wozy.Obaj w tym samym momencie zrozumieli, co się dzieje.- Zobaczył ślady wozów!- Domyślił się, że wywiozły jego złoto!- Kobiety i mały George! - wykrzyknął Tom.- Jeżeli Guy ich dopadnie.- przerwał, bojąc się nawet pomyśleć, co się może stać.- To moja wina - dodał po chwili z goryczą.- Powinienem był to przewidzieć.Guy tak łatwo się nie poddaje.- Przecież wozy opuściły fort przed wieloma dniami - zauważył Dorian.- Są teraz na pewno wiele mil w głębi lądu.- Nie, Dorry, tylko dwadzieścia mil stąd - Tom pokręcił głową.- Kazałem im jechać tylko do wąwozu nad rzeką i tam rozbić obóz.- To raczej moja wina niż twoja - orzekł Dorian.- Mam obowiązek zatroszczyć się osobiście o bezpieczeństwo kobiet.Co za głupiec ze mnie!- Muszę jechać za nimi - powiedział Tom, zrywając się z miejsca.- Nie mogę dopuścić, żeby kobiety dostały się w łapska Guya.- Jadę z tobą.- Dorian także wstał.- Nie, nie, Dorry! - Tom powstrzymał go gestem.- Los bitwy zależy od ciebie.Musisz tu zostać i dowodzić, inaczej wszystko przepadnie.Jima i Mansura także to dotyczy.Nie pozwól im jechać za mną.Poradzę sobie z braciszkiem Guyem bez pomocy, a chłopcy niech zostaną tutaj z tobą, dopóki nie załatwicie sprawy do końca.Daj mi na to swoje słowo, Dony.- Dobrze.Ale weź ze sobą Smallboya i jego ludzi z muszkietami.Zanim dotrzesz na brzeg, powinni już skończyć robotę przy zaporze.- Dorian klepnął Toma w ramię.- Jedź, co koń wyskoczy, bracie, i niechaj Bóg będzie z tobą.Tom przedostał się na drugą stronę stanowiska obronnego i pobiegł do miejsca, w którym uwiązali konie.Podczas gdy Tom galopował ścieżką w dół zbocza, od strony paleniska nadeszło dwóch mężczyzn, dźwigających w nosidłach o długich uchwytach rozgrzaną do czerwoności kulę.Wyglądała jak olbrzymie dojrzałe jabłko.Dorian ostatni raz spojrzał na znikającą w gąszczu postać i zajął się nadzorowaniem kanonie-rów.Rozpoczynali właśnie niebezpieczną operację umieszczenia kuli w lufie pierwszego działa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL