[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz jednak nie było co do tego żadnych wątpliwości.Nie krwawiła od tej nieszczęsnej wyprawy na górską halę, a w ostatnim tygodniu wciąż wymiotowała o poranku.Nie była tylko pewna, czy to ze strachu, czy z powodu odmiennego stanu.Straciła apetyt i czuła się okropnie.Noc w noc leżała, nie mogąc zasnąć, i zastanawiała się, co powinna zrobić.Rozważała różne rozwiązania: od usunięcia ciąży po rzucenie się w przepaść ze wznoszącego się blisko Buvika szczytu Storhammer.W niektóre noce znów myślała o tym, by pojechać do Innstad i opowiedzieć Bengtowi, w jakie wpakował ją kłopoty, ale mimo desperacji powstrzymywała ją duma.Nie zamierzała o nic żebrać.Zresztą nie wierzyła, że Bengt pomógłby jej, nawet gdyby tam pojechała.Poza tym nie chciała sprowadzać wstydu na najbliższych ani w rodzinnym Buvika, ani na Mali w Stornes.W końcu zdecydowała się wyjechać gdzieś daleko, żeby w domu nie spodziewano się jej częstych odwiedzin.Tak daleko, by w rodzinne strony nie dotarły plotki.Na razie odsuwała myśli, że i tak w końcu wszyscy dowiedzą się prawdy.Nie miała sił się tym teraz martwić.Miała wystarczająco dużo kłopotów.Rodzice stanowczo się sprzeciwiali, by ich „jeszcze dziecko”, jak mówili, miało samo jechać do Trondheim, gdzie czyhało na nie tyle niebezpieczeństw.Powinni wiedzieć, że wystarczy pojechać na górskie pastwisko w okolicach Inndalen, by stało się najgorsze.Postawiła jednak na swoim.Namówiła najlepszą przyjaciółkę, aby napisała fałszywy list w imieniu jakiejś dobrze sytuowanej rodziny z Trondheim, która chce ją przyjąć na służbę.Miała się zajmować dziećmi i wykonywać lżejsze prace w domu.W liście było napisane, że rodzina ta zaopiekuje się Margrethe.Tak więc w końcu rodzice ulegli, chociaż nie przestawały ich dręczyć wątpliwości.List jednak przesądził o ich decyzji.Spojrzeli na pomysł córki tak, jak ona im przez cały czas go przedstawiała.Wyjazd miał służyć zdobyciu nowych kwalifikacji.Jeśli dostanie od rodziny, u której będzie, na służbie, dobre referencje, po powrocie otworzy się przed nią więcej możliwości.- Przecież nie wyjeżdżam do Ameryki - powiedziała któregoś wieczoru.Niemało śmiałków wybierało się w tamtym czasie za wielką wodę.Byli wśród nich młodzi ludzie z małych gospodarstw i ci wszyscy, dla których w okolicznych dolinach brakowało pracy.- To zaledwie sto pięćdziesiąt kilometrów! - uspokajała mamę, dla której jednak ta odległość wydawała się równie duża jak do Ameryki.Takiej drogi nikt nie pokonywał dla zachcianki.Właśnie to wzięła pod uwagę Margrethe, wybierając Trondheim, by nie obawiać się niezapowiedzianych wizyt rodziców ani znajomych.Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak sobie poradzi sama w dużym mieście, ale liczyła na to, że znajdzie jakąś pracę.Miała odłożone pieniądze z konfirmacji, poza tym ojciec obiecał jej dać małą sumkę i pokryć koszty podróży.Wystarczy więc, by przetrwać, nim trafi się jakaś posada.Jak to będzie, gdy jej ciąża stanie się widoczna, nie miała pojęcia.Nie była w stanie nawet o tym myśleć.Pocieszała się, że jakoś się to musi ułożyć.A jeśli będzie całkiem źle, wróci do domu i powie prawdę.Może.Usłyszała, że ktoś ją woła, i domyśliła się, że czas na kolację.Zerwała się, otrzepała ubranie, poprawiła włosy i wyszła.Muszę jeszcze trochę wytrzymać, powtarzała sobie w myślach i poszczypała się w policzki, by nabrać trochę kolorów.Za tydzień już mnie tu nie będzie.Przyszłość jawiła się jej jak wysoka góra, przez którą musi przejść bez wsparcia i niczyjej pomocy.Jeśli jej się nie uda albo sprawy potoczą się źle, oznaczać będzie, że dosięgła ją kara boska za to, że zgrzeszyła.To, że Bóg ukarze także Bengta Innstada, trudno jej było sobie wyobrazić.Wydawało jej się, że Bóg dość ma już karania tych, którzy i tak wciąż łamią Jego przykazania, więc Bengt zapewne wyjdzie z tego bez szwanku i ożeni się z bogatą panną, z którą jest zaręczony.Czy pomyśli o mnie kiedyś? - zastanawiała się Margrethe, zrywając liść z krzewu rosnącego przy ścianie chaty.Czy przypomni mnie sobie, kiedy będzie w łóżku z tą drugą?Poczuła napływające łzy, pośpiesznie więc otarła oczy.Właściwie powinna go nienawidzić.Oszukał ją przecież i wykorzystał, gdy ona oddała mu się z najczystszej miłości, przekonana, że pragnie z nią być na zawsze.Tak, ona go kochała i wciąż kocha.W głębi serca wiedziała, że trudno jej będzie obdarzyć miłością innego mężczyznę.Jeśli zdecyduje się kogoś poślubić, to tylko po to, by jej dziecko miało ojca i tym samym oszczędzić wstydu najbliższym.Ale dla niej istniał tylko jeden mężczyzna, ten, który wpędził ją w nieszczęście.Upominała siebie, że to niemądre, ale co można poradzić na uczucia.Przez wiele bezsennych nocy po powrocie ze Stornes Margrethe wpatrywała się w powalę.Jej spłakanym, zmęczonym oczom ukazywały się majaki.Wtedy też pojawiała się nad nią twarz Bengta, jego promienne, niebieskie oczy, opadająca na czoło jasna grzywka i opalony nagi tors.Czasami obraz ten był tak wyraźny, że wyciągała rękę, by go dotknąć, a wspomnienia tego, co przeżyła z Bengtem, rozbudzały jej stęsknione ciało.Ale ręka natrafiała w pustkę.Odsuwała kołdrę i sprawdzała, czy wilgoć między udami nie jest czasem oczekiwaną niecierpliwie miesiączką.Niestety, to tylko jej ciało tęskniło za mężczyzną, który nie był wart tego, by mu poświęciła choć jedną myśl.Choć rozgoryczona, Margrethe wiedziała jedno: myśleć i tęsknić za nim nie przestanie do końca życia.Miłość odeszła, ona zaś nosi pod sercem dziecko, owoc tej miłości.Kiedy indziej znów śniła o tym, że Bengt dowiedział się wszystkiego od innych i przyszedł do niej, przytulił, powiedział, że ją kocha i tylko jej pragnie.Wyciągał do niej ramiona i uśmiechał się, a ona biegła mu na spotkanie.Budziła się gwałtownie, omal nie spadając z łóżka, gdy chciała mu się rzucić w objęcia.Ale to nie w ramionach Bengta Innstada się budziła, lecz przyciśnięta do twardej drewnianej podpory łóżka.- Gdzie byłaś? - zapytała matka, otrzepując z jej bluzki jakiś drobny paproch.- Mamy gości, a ty gdzieś znikasz.Margrethe nic nie odpowiedziała, a przez resztę wieczoru siedziała z najbliższymi i czuła, jak ściska ją w gardle z rozpaczy.Wiedziała, że będzie za nimi bardzo tęsknić.Teraz, kiedy ich najbardziej potrzebuje, będzie od nich tak daleko, zupełnie sama.Przez moment omal nie wyznała im całej prawdy.Zapragnęła błagać ich o wybaczenie i prosić o pomoc.Zaraz jednak wyprostowała się i odrzuciła tę pokusę.Z nieszczęścia, w które sama się wpakowała, musi sama się wydostać.Nie było innego wyjścia, a przynajmniej ona go nie widziała.ROZDZIAŁ 11Zima nadeszła wcześnie.Śnieg spadł już pod koniec października i w pomieszczeniach zapanował chłód.- Czuję w kościach, że zapowiada się ciężka zima - westchnęła babcia któregoś dnia, gdy Mali siedziała u niej i tkała.Mały Sivert został z Beret w izbie.Teściowa chętnie opiekowała się dzieckiem, nie trzeba jej było o to zbytnio prosić i nawet Mali musiała przyznać, że świetnie sobie radzi.- Mówisz tak, babciu, co roku - uśmiechnęła się Mali.- A potem jakoś sobie radzisz.Mam nadzieję, że teraz będzie tak samo.Babcia nie odpowiedziała.Mali odwróciła się więc raptownie i popatrzyła na nią uważnie:- Chyba nie jesteś chora? - zapytała, uważnie przyglądając się staruszce, i nagły strach chwycił ją za serce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL