[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O, ci ludzie, ci ludzie?I znów p³akaæ zaczê³a.- Mog³a¿em siê tego spodziewaæ? Jak¿e nie mia³am wierzyæ mu - mówi³a ³kaj¹c -przysiêga³ mi, by³ dla mnie najczulszym, mia³am jego serce, poœwiêca³ mi, comia³ najdro¿szego, nie waha³ siê uznawaæ mnie przed œwiatem.Tyle lat szczêœcia, spokoju uko³ysa³y serce, uwierzy³am, by³am przysz³oœcipewn¹.Trzy kolebki ³¹czy³y nas z sob¹, kocha³ swe dzieci, da³ im imiê swoje, niewstydzi³ siê s³aboœci dla mnie! Jam go kocha³a, on mi nic wyrzuciæ nie mo¿e.By³am mu wiern¹, jednego wejrzenia nie rzuci³am na nikogo, serce mi nieuderzy³o, prócz z trwogi o niego! ¯ycie, obyczaj - wszystkom zastosowa³a dojego upodobañ, s³u¿y³am mu jak niewolnica.A dziœ, dziœ, po latach tylu, mam¿e go straciæ, pozostaæ sama, sierot¹, bezopieki, bez s³owa po¿egnania, bez wyrazu wspó³czucia?! A! Ten cz³owiek nie maserca! Serca? - poczê³a œmiej¹c siê.- Nigdy go nie mia³.Rozpieszczone dziecko szczêœcia, ze wszystkiego robi sobie zabawkê tylko, igraz ludŸmi, z uczuciami, z tym, co dla innych œwiête, a co dla niego rozrywk¹jest i œmiechem.Ale któ¿ kiedy pochwali siê, ¿e zna³ tego cz³owieka? - doda³a.- Jak anio³ dobry, umie byæ jak szatan zimnym i bezlitoœnym.W poca³unku kryje nienawiœæ, w uœmiechu os³ania zemstê; s³owa mu z ust p³yn¹s³odyczy pe³ne, aby uœpi³y ofiarê.Reszta œwiata zda mu siê stworzon¹ na to, aby mia³ o co oprzeæ nogi i usn¹æwygodniej, a gdy mu spokoju trzeba, gotów pozabijaæ ¿ywych, by mu siê spod stópnie ruszyli.Oczy jej, mówi¹c, gorza³y.Haxthausen s³ucha³ nie œmiej¹c przerywaæ, przejêty t¹ wymow¹, goryczy pe³n¹.Pó³ godziny trwa³y te wybuchy namiêtne, coraz zmieniaj¹c ton, na ostatkuznu¿ona pad³a, ale znaæ by³o gor¹czkê, która j¹ trawi³a.Umilk³a.- Pani - odezwa³ siê pose³ - któ¿ by siê móg³ dziwiæ temu gniewowi, jest onnaturalnym i dowodzi serca.Nie mo¿esz pani w¹tpiæ, i¿ ja pragn¹³bym innego ci losu oznajmienie przynosiæ,lecz jest¿e œrodek zaradzenia temu? W tej chwili nie ma innego nad cierpliwoœæi ostro¿noœæ, a¿eby sobie drogi do powrotu nie zamkn¹æ.Znasz pani najlepiej zmienny umys³ króla, nikt nigdy nad nim tak d³ugiego ista³ego nie wywiera³ wp³ywu.Mo¿esz go pani odzyskaæ, trzeba dziœ myœleæ o jutrze i dlañ siê zachowaæ.- RadŸ¿e mi, radŸ, mój dobry, jedyny przyjacielu! - odezwa³a siê wzruszonymg³osem do Haxthausena.- Ale mi pozwól, pani, byæ szczerym - rzek³ pose³.- Mów otwarcie.- Flemming jest dla pani jeœli nie zmienionym, to przynajmniej lepiej,³agodniej, wzglêdniej usposobionym, ni¿ by³ kiedykolwiek.Trzeba go w tym usposobieniu utrzymaæ.Któ¿ wie? Na dworze zmienia siê co chwila wszystko, mo¿esz mu pani byæpotrzebn¹.Je¿eli dziœ zachowasz siê ³agodnie, król bêdzie wdziêczen i uczuæ siê mo¿ewzruszonym.Straszono go ci¹gle odgró¿kami pani, pistoletami, zemst¹, gniewem.Nieprzyjaciele pani mieli je ci¹gle na ustach.Król sam zacz¹³ siê obawiaæ, a Denhoffowa nie odwa¿y³a siê ruszyæ do Drezna,lêkaj¹c siê o ¿ycie.Dopóki król s¹dziæ bêdzie, ¿e pani jesteœ tak rozdra¿nion¹, nie zbli¿y siê doniej nigdy.Najlepsz¹ wiêc rachub¹ jest okazaæ siê ³agodn¹.Masz pani przyk³ad na hrabinie Königsmarck - doda³ - potrafi³a ona ³agodnoœci¹sw¹ zachowaæ stosunki przyjaŸni z królem i z ksiê¿n¹ Teschen.Pozwolono jej zostaæ w DreŸnie, widywaæ go, gdy przeciwnie, Esterle swym uporemzamknê³a sobie wstêp do dworu.- Ale jak¿e mi pan œmiesz - zawo³a³a gniewnie - stawiæ takie przyk³ady:Esterle! Königsmarck! To by³y metresy króla, ja jestem ¿on¹ jego! Nie równajmnie pan z nimi?Haxthausen zamilk³.- Zreszt¹ masz pan s³usznoœæ, nie chcê go gniewaæ, chcê siê okazaæ ³agodn¹ ipos³uszn¹, pojadê jutro.Ju¿ pose³ mia³ wstaæ uradowany, aby odejœæ z t¹ dobr¹ nowin¹, gdy Coselwybuchnê³a nagle, uderzaj¹c nog¹.- Nie bêd¹ œmieli zmusiæ mnie do tego, król sam nie odwa¿y siê na to, to niemo¿e byæ! Nie, nie?Haxthausen pocz¹³ j¹ ³agodziæ, uleg³a mu, ale zaledwie j¹ przekona³ o potrzebiepowolnoœci, wraca³a do oporu i burzy³a siê.Trzy czy cztery razy zmienia³a zdanie, na ostatek znu¿onemu ju¿ t¹ walk¹Haxthausenowi powiedzia³a: - Nie pojadê, zostanê, niech gwa³tu u¿yj¹, jeœli siêoœmiel¹.- Namyœl siê pani, na Boga, proszê pani¹! Có¿ powiem Flemmingowi?- Powiedz mu pan, ¿e jechaæ nie chcê.Nie by³o co robiæ, baron poszed³ do genera³a z t¹ smutn¹ nowin¹ i opisem ca³ejswej rozmowy.Flemmingowi przykro by³o, ¿e ³agodnym sposobem nic nie móg³ uczyniæ, si³ywidocznie u¿yæ nie chcia³.Po d³ugich namys³ach prosi³ Haxthausena, a¿eby raz jeszcze poszed³ do niej.Baron mia³ siostrê niezamê¿n¹, Emiliê, która przy nim mieszka³a, osobê powa¿n¹i ³agodnego charakteru.Tym razem nie poszed³ sam, wzi¹³ j¹ z sob¹.Oboje starali siê w ci¹gu kilku godzin przekonaæ j¹, i¿ nic nie traci³a na³agodnoœci, a mog³a, buntuj¹c siê, szkodziæ sobie.Cosel to siê godzi³a i przystawa³a, to znowu oburza³a na ten bezdusznydespotyzm.Trzy razy wychodzili ju¿, maj¹c jej s³owo, ¿e odjedzie dobrowolnie, i za ka¿dymodwo³ywa³a ich ode drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL